37-letni Rajmund jest typowym przykładem złotej rączki. Inżynier budowlany z wykształcenia niemal wszystko potrafi zrobić sam. Rozpoczął od budowy nietypowego domu, do którego rodzina przeniosła się po niespełna pięciu miesiącach od zalania fundamentów. Gospodarz przekonywał, że na Litwie słomiano-glinianych domów buduje się najwięcej na świecie. Nie przeczył, że jest to poniekąd trend, ale podyktowany nie tyle względami oszczędnościowymi, ile głębokimi przemyśleniami i refleksjami „nad życiem doczesnym”. W jego przypadku przenosiny na wieś były decyzją trudną, dość odważną, ale czas pokazał, że prawidłową. – Szczególnie teraz w czasach pandemii koronawirusa to sobie uzmysłowiliśmy i utwierdziliśmy się w przekonaniu, że dokonaliśmy słusznego wyboru – na głos rozmyślał rozmówca. Dodał, że życie na wsi ma swoje uroki w postaci czystego powietrza i możliwości wyhodowania własnej zdrowej żywności. Dzieci zaś – a jest ich troje – mają bezpośredni kontakt ze zwierzętami, cieszą się z faktycznie nieograniczonej przestrzeni, a najważniejsze, że uczą się życia w zgodzie z otaczającą naturą. Rajmund zauważył, że ludzie na wsi są bardziej życzliwi, otwarci, serdeczni i przyjaźni. Według niego, życie tutaj jakby toczy się w innym wymiarze, bardziej zrównoważonym, prawdziwym i pozbawionym zbytniego pośpiechu.
Prekursor zdrowego trybu życia i takiegoż odżywiania szybko „uruchomił” na swej fazendzie gospodarkę. W zagrodzie pojawiły się gęsi, kaczki, kury, perliki i… owce. W niemałym zaś stawie przez jakiś czas beztrosko pływały amury, jesiotry, pstrągi, karpie, liny, karasie. Przez jakiś czas, bo nowe źródło pożywienia szybko wywęszyły wydra i czaple, które skutecznie zdziesiątkowały zasoby akwenu wodnego. Trzeba było więc zatroszczyć się o bezpieczeństwo niemych mieszkańców wodnego akwenu oraz jakoś zabezpieczyć przed drapieżnikami drób, bo do niego zaczęły się dobierać jastrzębie i lisy. Z musu pojawiły się więc ogrodzenia oraz elektryczne pastuchy.
– Człowiek przez całe życie się uczy i najczęściej na własnych błędach, ale grunt, żeby ich nie powtarzać – skonkludował filozoficznie gospodarz. – Strat w gospodarce wyeliminować całkowicie nie da się, ale można je sprowadzić do minimum.
Stwierdzenie rozmówcy o nauce przez całe życie nie było pustosłownym stwierdzeniem. Rajmund jest spragniony wiedzy i korzysta z każdej nadarzającej się okazji, by ją rozszerzyć i pogłębić. Uczęszczał więc na rozmaite kursy i szkolenia z różnych dziedzin, a szczególnie z zakresu hodowli drzew dekoracyjnych, krzewów i drzewek owocowych. Na przyzagrodowym terytorium posadził ich już sporo. Jest to kolejna pasja nowo upieczonego wieśniaka, któremu marzy się własna duża szkółka. Określa ją jako lasosad albo marzycielsko-romantycznie „raj na ziemi”. „Raj” jest zaprojektowany w perspektywie czasowej na bardzo długie lata, „aby zostawić swój ślad na ziemi”. Na szkoleniach wysłuchał więc prelekcji o tym, jaki wpływ mają bakterie i grzyby na rozwój rośliny, o miejscu mrówki w ekosystemie itd., itp. Dużo też czyta fachowej literatury bądź na interesujące go zagadnienie znajduje praktyczne porady w Internecie. Jest przekonany, że każde poczynanie, oprócz zaangażowania i środków pieniężnych, potrzebuje też dogłębnej wiedzy i znajomości przedmiotu. Celowo też zagaja rozmowy ze starszymi ludźmi, bo ich wiedza i doświadczenie jest wręcz bezcenne.
– Kiedyś zarówno mnie, jak i żonie nie podobało się „parzenie” w łaźni. Po wysłuchaniu i dostosowaniu się do porad prawdziwych fachowców i miłośników parowego relaksu nasze nastawienie uległo diametralnej zmianie i teraz nie wyobrażamy sobie, by nie skorzystać z tej prawdziwej rozkoszy dla ciała – zwierzał się Raczyński. Kontynuując szczere wyznania przyznał, że niegdyś był bardzo pewny siebie i uważał, że wszystko wie, wszystko może i wszystko potrafi. Okazało się jednak, że nie wszystko. Niegdyś był zagorzałym palaczem. Postanowił z tym skończyć, ale nijak nie mógł zdecydować się. Kolega sprezentował mu książkę-poradnik o tym, jak szybko i bezboleśnie pozbyć się nałogu, ale nie od razu wziął ją do ręki. W końcu zadał sobie pytanie, czy na tyle jestem słaby i pozbawiony siły woli, by raz na zawsze z tym skończyć? Duma w duszy zagrała – książkę przeczytał i z nałogu pozostały jedynie wspomnienia. Jak twierdzi, od 10 lat papierosa, jak też alkoholu, którego i tak nie nadużywał, do ust nie bierze.
Dużo uwagi poświęca wychowaniu dzieci i przeczytał wiele lektur poświęconych zagadnieniom pedagogicznym, jak też psychologii, która stała się kolejnym jego konikiem. „Nie twierdzę, że jestem idealnym ojcem, ale wiem i mam nadzieję, że dzieci to widzą, jak się staram” – stwierdził skromnie. Wraz z żoną wychowują ich troje. Najstarsza Sofia jest uczennicą pierwszej klasy Gimnazjum im. Konstantego Parczewskiego w Niemenczynie. Mniejsi bracia Mark i Teodor są jeszcze w wieku przedszkolnym. Cała trójka – jak może – stara się pomóc rodzicom, a pracy na parceli nie brakuje. Sofia bardzo lubi zwierzęta i rodzice żartobliwie nazywają ja „kocią mamą”. Młodszych pomaga doglądać i za bezpieczeństwo w zagrodzie odpowiada groźnie wyglądający, ale przyjaźnie usposobiony owczarek Łapa.
Słowem życie w Dwojlińcach toczy się zwykłym wiejskim trybem, a najważniejsze – w zgodzie z naturą.
Zygmunt Żdanowicz
„Tygodnik Wileńszczyzny”
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.