W końcu 1993 roku, dokładnie 7 grudnia, pan Eugeniusz, rodowity wilnianin, absolwent „Piątki”, otrzymał decyzję Wileńskiego I Sądu Dzielnicowego (wydaną w imieniu Republiki Litewskiej!!!) w sprawie ustalenia faktu mającego moc prawną, że jego ojciec, Franciszek Petrowicz, posiadał na własność działkę ziemi o powierzchni 1810 m2 w Wilnie przy ulicy Saulės 7. Nikt nie zgłosił odwołania od powyższego orzeczenia sądu, dlatego decyzja uprawomocniła się.
– Ojciec tę ziemię kupił jeszcze za czasów Polski, potem – wiadomo – znacjonalizowali ją sowieci – opowiada.
Nie patrząc na posiadane dowody własności, służba regulacji ziemskich miasta Wilna w maju 1998 roku zmusza Petrowicza do zapłacenia za część ziemi – 737 m2 – o którą się ubiega na podstawie Ustawy o reprywatyzacji, 24585, 99 Lt (równowartość 7120, 60 euro).
– Pracownicy „žemėtvarki” wytłumaczyli mi, że jeśli teraz zapłacę, to gdy nastąpi zwrot własności, parcela o powierzchni 1810 m2 będzie mi zwrócona w innym miejscu, ponieważ i tak tutaj, gdzie się ziemia znajdowała, gdzie zresztą cały czas mieszkam, niemożliwe jest zwrócić całości. 1073 m2 mojej ojcowizny zajął sąsiad, notabene reżyser jednego z największych teatrów w Wilnie, z którym nadaremnie się procesowałem – detalizuje Petrowicz. Jego zdaniem, dokumenty na zwrot przez 5 lat leżały w urzędzie regulacji rolnych i od początku było wiadomo, że ziemia, do której pretenduje jest prywatna i nie mają prawa wziąć za nią ani grosza.
A mimo to posłuszny petent w dobrej wierze uiszcza opłatę za rzekomo państwową ziemię przy domu, w którym mieszka, nie zaś, jak tłumaczy, za własną ojcowiznę. Dokument o przyjęciu pieniędzy wydaje pracowniczka służby regulacji ziemskich Irena Kiselienė. W latach 90. dokumentowanie podobnych „transakcji” w pełni należało właśnie do tego urzędu. – Oni wzięli moje pieniądze i sprawę obrócili w ten sposób, że kupiłem ziemię, która i tak już dawno była moja! – wykrzykuje 81-letni wilnianin. – „Žemėtvarka” dopuściła się machinacji, nadużycia, a dzisiaj tego nie chce uznać i zwrócić ani moich pieniędzy, ani ziemi – utyskuje.
26 listopada 2015 roku rodowity wilnianin otrzymuje kolejną decyzję Narodowej Służby Ziemskiej (Narodowej Służby Ziemskiej, dalej NSZ) przy Ministerstwie Rolnictwa RL o przywróceniu prawa do własności w miejscu zamieszkania w Wilnie... Próżno się łudzić, Eugeniusz Petrowicz nie otrzymał ziemi na wileńskim Antokolu, jak tego należałoby się spodziewać… Parcelę o powierzchni 0,0832 ha, wartą 2711 euro, Polakowi wymierzono w Nowej Wilejce przy ulicy Kojelavičiaus. Tymczasem punkt 4 tej samej decyzji dalej stwierdza, że prawo do kolejnej części ziemi – 0,0978 ha – należnej mu zgodnie z restytucją własności, zostanie przywrócone w późniejszym terminie.
– Rozumiałem, że urzędnicy regulacji ziemskich są bardzo zapracowani, więc przeczekałem rok i znowu poszedłem wyjaśniać, co w końcu z tą ziemią? W siedzibie służby ziemskiej przy Kalwaryjskiej, jak również w resorcie rolnictwa usłyszałem odpowiedź, że więcej ziemi w naturze mi się w ogóle nie należy! Na moją prośbę pracownik „žemėtvarki” oszacował, że za pozostałą niezwróconą ziemię mógłbym liczyć na jakieś 2000 euro… – opowiada o kolejnych perypetiach pan Eugeniusz.
Zgodnie z krzywdzącą decyzją, ziemia na Antokolu, o którą się ubiega, jest zaliczona do wykupywanej przez państwo, jest zajęta przez prywatne zabudowania, toteż nie podlega zwrotowi. Swoją odmowę zwrócić prawie 10 arów na Antokolu NSZ uzasadniła także i tym, że Petrowicz do ustalonego terminu (1 marca 2015 r.) nie wyraził woli zwrócenia tej części własności w postaci lasu w miejscowości wiejskiej, dlatego może być ona zwrócona jedynie w formie rekompensaty pieniężnej. Powyższej treści decyzję NSZ (z dnia 21 grudnia 2016 r.) mieszkaniec Antokola zaskarżył w Wileńskim Okręgowym Sądzie Administracyjnym. W swojej skardze wnioskował m.in. o odwołanie wspomnianej decyzji oraz zobowiązanie NSZ do zrekompensowania mu niezwróconej części ojcowizny przy ulicy Słonecznej zgodnie z 4 pkt. 9 cz. art. 16 Ustawy RL o przywróceniu obywatelom prawa własności do zachowanych nieruchomości. Obstawał na tym, aby ziemia nie była rekompensowana pieniędzmi, tylko zwrócona w naturze, przyznając równorzędną parcelę pod zabudowę.
Sąd administracyjny (8 września 2017 r.) orzekł, że NSZ powinna odwołać swe decyzje i od nowa rozpatrzyć podanie Petrowicza. Taki werdykt wilnianin przyjął z ulgą i nadzieję, że wreszcie sprawiedliwość będzie tryumfować. Mylił się. Urząd regulacji ziemskich nie zadowolił się takim obrotem sprawy i złożył odwołanie apelacyjne. 21 sierpnia 2019 roku Litewski Naczelny Sąd Administracyjny po 3 latach procesowania się odwołał wniosek sądu pierwszej instancji. Jego orzeczenie nie podlega odwołaniu.
– O pieniądzach we wniosku sądu nie wspomniano i słowa. Okazuje się, że państwo zachowało się wobec mnie uczciwie. A ja za należną mi własność też zapłaciłem zgodnie z prawem… Cóż, po prostu zostałem oszukany i okradziony w biały dzień – stwierdza ze smutkiem.
Zdesperowany mężczyzna w styczniu tego roku napisał list do prezydenta Litwy Gitanasa Nausėdy, w którym prosi głowę państwa o pomoc w przywróceniu sprawiedliwości.
„Od początku procesu przywracania prawa do własności ziemskiej urząd „žemėtvarki” wymyślił setki przeszkód, ustaw, żeby tylko ograniczyć lub w ogóle nie oddać ludziom ziemi. Wstrzymuje zwrot ziemi i hamuje zakończenie tego procesu, ponieważ wielu biurokratów straci pracę i dobre zarobki. Po co ludziom tracić nerwy i wydawać pieniądze na adwokatów, sądy… I jak tu myśleć inaczej, jeśli ziemia wykupiona 22 lata temu, za którą zapłaciłem „žemėtvarce” poprzez bank 7120, 60 euro na podstawie wymyślonych przez nią taryfy, teraz sądowo jest mi anulowana. Czyż nie jest to kradzież w biały dzień?” – zadaje prezydentowi pytanie wilnianin i prosi o pomoc w zwróceniu zapłaconych pieniędzy. „Mam 81 lat, te pieniądze przynajmniej na pogrzeb starczyłyby” – stwierdza z rozgoryczeniem pan Petrowicz – tłumacząc najwyższemu urzędnikowi w kraju, że jego ojciec, Franciszek Petrowicz w latach 1919-1920 walczył z bolszewikami i był nagrodzony najwyższą odznaką wojskową Polski „Virtuti Militari”, zaś mama Bogumiła z domu Ilcewicz była szlachcianką. Swój list do prezydenta Eugeniusz Konstanty Petrowicz, którego nazwisko w czasach sowieckich jak tysięcy innych Polaków zostało zrusyfikowane, kończy słowami: „Wierzę, że Pan pomoże. Dziękuję”.
List pana Eugeniusza rzeczywiście doczekał uwagi, bo w ustawowo ustalonym terminie został odesłany do Ministerstwa Rolnictwa, jak również do Narodowej Służby Ziemskiej. Ta ostatnia wyjaśniła, że Eugeniusz Petrowicz wykupił na własność kawałek ziemi państwowej przy ulicy Saulės 7, przeto nie może mu zwrócić wpłaconych pieniędzy. Tymczasem, jak dalej konstatuje pismo, podpisane przez zastępcę dyrektora NSZ Algisa Bagdonasa, kwestię zwrotu własności należącej niegdyś do Franciszka Petrowicza już zbadał Litewski Naczelny Sąd Administracyjny, który stwierdził, że NSZ właściwie rozpatrzyła skargi petenta i podjęła zgodne z prawem, uzasadnione decyzje.
– 27 lat ubiegam się o tę ziemię. Ta sprawa kosztowała mię naprawdę wiele zdrowia, pieniędzy, ale staram się dla dzieci. Lubię przyrodę, uwielbiam chodzić do lasu po grzyby, jagody. Uwielbiam spacery nad rzeką. I ludzi kocham, lecz trudno mi zrozumieć takie ich poczynania, taką bezgraniczną zachłanność i złość… – zaznacza nasz rozmówca.
Irena Mikulewicz
Fot. autorka i archiwum
Eugeniusza Petrowicza
„Tygodnik Wileńszczyzny”
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.