Dla Czytelników „Tygodnika Wileńszczyzny” opowiedziała o tym, jak odkryła swoje powołanie do medycyny i co skłoniło ją do tego, żeby zasilić szeregi obrońców życia poczętego. Lekarka na swoim koncie ma sporo „namówionych” dzieci, których rodzice są wdzięczni za jej wszechstronną (fizyczną i psychologiczną) pomoc w podjęciu nieraz trudnych decyzji życiowych.
– Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) rok 2020 ogłosiła Rokiem Pielęgniarki i Położnej. Choć celem tego wydarzenia jest zwrócenie uwagi społeczeństwa przede wszystkim na pracę pielęgniarek, niemniej jednak docenieni są też lekarze, którzy pierwsi biorą nowo narodzone dziecko do rąk. Jakie uczucia towarzyszą Pani, gdy trzyma noworodka w rękach i przekazuje go szczęśliwej matce?
Za każdy razem, kiedy przyjmuję czyjś poród, to uświadamiam sobie, że jestem świadkiem wielkiego cudu, jakim jest przekazanie życia. Poza tym, zawsze powtarzam moim kolegom i koleżankom w pracy, że jesteśmy stale młodzi, bo obracamy się w kręgu młodych kobiet i małych dzieci. Cieszymy się z narodzin każdego dzidziusia – wypatrujemy, do kogo jest podobny. Już po urodzeniu da się wyczuć charakter brzdąca, kiedy swoim krzykiem rządzi i mamą, i lekarzami.
Muszę przyznać, że kiedy zaczęłam pracę, to wszystkie dzieci były dla mnie bardzo podobne jeden do drugiego. Ale tak trwało do czasu, póki nie urodziłam swoje…
– Uczestniczy Pani przy narodzinach, które wieńczą 9-miesięczny okres życia dziecka pod sercem matki. Co skłoniło Panią do tego, żeby podjąć decyzję o niewykonywaniu aborcji?
O tym, że życie rozpoczyna się od poczęcia i aborcja jest jego przerwaniem, wiedziało się zawsze. Każdy lekarz ginekolog to wie i rozumie, tylko nie każdy do tego się przyznaje, a może tłumi w sobie tę świadomość, czy też jest skuszony korzyściami materialnym, jakie niesie za sobą zabieg aborcji. Studia kończyłam w Petrozawodsku (republika Karelia, Rosja). W mieście tym był w tamtym czasie cały oddział przeznaczony do wykonywania aborcji, a mieścił się w szpitalu przy ul. Łunaczarskiego. Po studiach wróciłam na Litwę, do Solecznik, gdzie pracowałam ponad 20 lat w szpitalu. Mieliśmy tam jedną salę – nie pamiętam, czy tam było cztery czy sześć łóżek. Codziennie sala była wypełniona. Podczas studiów i praktyk – jako młoda i początkująca lekarka – byłam świadoma, że każda aborcja jest zabójstwem człowieka. Niemniej jednak tłumiło się w sobie chęć przeciwstawienia się przełożonym w pracy, wykładowcom, lekarzom, u których przechodziło się praktykę. Może brakowało odwagi i determinacji, czy też nie byłam przygotowana, żeby radykalnie się przeciwstawić. Z upływem czasu człowiek dojrzewa, staje się bardziej doświadczony i pewny siebie i nie boi się płynąć pod prąd. Tak też się złożyło, że w rodzinie doświadczyłam nieszczęścia oraz byłam świadkiem różnych tragicznych zdarzeń wśród moich kolegów, a może kiedy się zwróciłam do Boga, zrozumiałam, że nie mogę dokonywać aborcji. Jestem przede wszystkim lekarzem i świadkiem cudu narodzin nowego życia, dlatego nie chcę i nie mogę uczestniczyć w jego zniszczeniu. Zresztą, gdy poszłam do spowiedzi i wyznałam swój grzech, to wiedziałam, że nie chcę do niego już wracać.
– Czy ta decyzja spotkała się ze zrozumieniem w gronie współpracowników?
Do moich obowiązków pracy w szpitalu wchodziły m.in. zabiegi aborcji. I szef mi to wypomniał, kiedy dałam mu pismo, że odmawiam przerywania ciąży. Co prawda, nie robił jakichś większych problemów i zaznaczył, że schowa to podanie gdzieś na dnie szuflady. Podkreślił jednak, że według prawa mogę otrzymać upomnienie z tego powodu, że odmawiam wykonania swego obowiązku.
– Czy to znaczy, że na Litwie lekarz może odmówić wykonania zabiegu, który jest niezgodny z jego sumieniem?
O tym, że nie będę wykonywać aborcji, zdecydowałam jakiś czas temu. Wtedy takie zachowanie lekarzy było dość nowatorskie. Niemniej jednak nie było problemu ze znalezieniem kogoś, kto przejąłby te obowiązki. Teraz jest nieco inna sytuacja – młodzież w szkołach jest kształcona w taki sposób, żeby szanować życie od poczęcia. Właściwie teraz, to mało kto będzie się upierał, że ludzkie życie nie zaczyna się w momencie poczęcia. Młodzieży ukazuje się piękno życia w łonie matki, jest wiele filmów edukacyjnych na ten temat. Bardzo ważne, żeby wykształcić młodzież odpowiedzialną za przekazanie nowego życia i świadomą, która nie zwalałaby problemu wyłącznie na kobietę. Wiele niechcianych i nieplanowanych ciąż mogłoby się zakończyć szczęśliwym rozwiązaniem, gdyby kobieta otrzymała wsparcie ze strony społeczeństwa i nie była piętnowana przez środowisko.
Kiedy po zatrudnieniu w szpitalu w Trokach powiedziałam kierownictwu oddziału porodowego, że jestem przeciwna aborcji i nie wykonuję tych zabiegów, to mi powiedziano: „A u nas nikt ich nie wykonuje”.
– Czy w Pani praktyce zdarzały się wypadki, że udało się namówić pacjentkę na pozostawienie dziecka przy życiu?
Na początku mojej „bezaborcyjnej” praktyki były wypadki, gdy otrzymywałam skargi od niezadowolonych pacjentek. Kiedyś byłam sama na dyżurze i zgłosiła się kobieta na zabieg, a ja odmówiłam jego wykonania. Wtedy napisała do dyrekcji skargę, że musiała fatygować się jeszcze raz i miała zmarnowany czas.
Staram się namawiać kobiety do tego, żeby nie poddawały się tak łatwo i zachowały życie, które noszą w sobie. Czasem tak bywało, że trafiła do mnie kobieta zdecydowana na aborcję, a ja nie tylko ją odsyłałam, ale też starałam się przekonać do zachowania życia. Mówiłam: „A może to palec Boży, że pani przez omyłkę trafiła do mnie i może warto zostawić to dziecko…”. Sądzę, że jednym z największych problemów na Litwie jest brak empatii względem kobiet, które przychodzą na zabieg. Nikt je nie spyta, dlaczego zdecydowały się na ten krok, czy można im jakoś pomóc. Rozmawiałam z wieloma kobietami i wiem, że gdyby otrzymały wsparcie od męża lub ze strony rodziny, to zdecydowałyby się na urodzenie dziecka.
Takie dzieci, które za moją namową się urodziły, nazywam „namówione”. Są wielką radością rodziców, którzy dziękują za podtrzymanie ich na duchu, za namowę, za prowadzenie ciąży. Przysyłają mi zdjęcia swoich pociech. Kiedyś nawet kupiłam figurki aniołków i rozdawałam je tym mamom, które zrezygnowały z aborcji lub miały trudną ciążę i musiały zawalczyć o życie swego dziecka. Pewnego razu miałam pacjentkę, którą Bóg pobłogosławił w wieku 45 lat. Małżonkowie długo starali się o dziecko i dopiero w takim wieku doczekali się dzidziusia.
– Na lekarskim fartuchu ma Pani przypięty znaczek: wykonane ze srebra stópki 10-tygodniowego dziecka. Jest to symbol organizacji walczących za życie. Czy należy Pani do którejś z nich?
Nie, ale brałam udział w różnych warsztatach i szkoleniach organizowanych przez te organizacje, m.in. w Polsce. Podziwiam ich przygotowanie i fachową pomoc specjalistów. Otrzymałam tam sporo informacji na temat, jak możemy pomagać kobietom, które znalazły się w patowej sytuacji. Mimowolnie porównuję nasze społeczeństwo do polskiego. Widzę, że tam ruchy na rzecz obrony życia poczętego otwarcie mogą wypowiadać swoje zdanie, rozpowszechniają informacje o życiu płodowym człowieka, mówią o pięknie ludzkiego życia i o tym, że każdy, kto jest poczęty, ma prawo do życia. A u nas to dopiero w zalążku. Na przykład, podczas kwarantanny placówki zdrowotne były zamknięte na planowe zabiegi i w tym też na aborcję. Z przerwaniem ciąży jest tak: jeśli już, to trzeba wykonać w określonym terminie, bo będzie za późno. Wówczas minister zdrowia powiedział mniej więcej coś takiego, że może kwarantanna jest dobrym czasem do zastanowienia się, żeby zostawić dziecko przy życiu. Zaraz na drugi dzień został zaatakowany przez ruchy feministyczne i musiał się tłumaczyć ze swoich słów.
– W litewskim Sejmie odbywały się na ten temat konferencje i prelekcje, są nawet decyzje wprowadzenia w życie ustawy broniącej życie od poczęcia, jednak jeszcze wiele musimy się nauczyć. Są organizacje wspierające młode mamy, które znalazły się w tzw. „sytuacji bez wyjścia”. Czy, Pani zdaniem, nie jest to przysłowiowa kropla, która drąży skałę?
To też jest swoisty głos, który uświadamia społeczeństwo o tym, że należy chronić ludzkie życie od jego poczęcia. Uważam, że w tej sprawie powinni się wypowiadać w większości ludzie młodzi, matki, które urodziły sporą gromadkę dzieci lub te, które będąc w trudnej sytuacji, zdecydowały się na poród. Jest wiele młodych małżeństw, które – wiedząc o chorobie genetycznej płodu – przyjęły dziecko z miłością. Bardzo istotne, żeby więcej lekarzy angażowało się w obronę życia poczętego i mówiło o tym, że aborcja nie jest dobrym rozwiązaniem na niechcianą i nieplanowaną ciążę. Trzeba zawsze pamiętać też o sytuacji kobiety, która jest rzucona na pastwę losu, pozostawiona sama ze swoim problemem, kiedy np. mężczyzna jest negatywnie nastawiony do rodzicielstwa i wywiera presję na partnerkę. Powinniśmy uświadomić, że ten problem dotyczy naszego środowiska, społeczeństwa, całego kraju. Przecież często młoda dziewczyna, która jest w ciąży, wstydzi się powiedzieć o tym nawet najbliższym, boi się, że będzie wytykana palcami.
– Proszę opowiedzieć o sobie. Dlaczego wybrała Pani taki zawód i czy trudno być dzisiaj lekarzem z takimi przekonaniami?
W tym roku mija 31 lat jak pracuję jako lekarz ginekolog. Pochodzę z Ejszyszek. Po studiach pracowałam w Solecznikach, teraz – też w Trokach. Jeszcze w szkole średniej byłam zainteresowana budową i funkcjonowaniem ludzkiego organizmu. Zastanawiałam się, co jest przyczyną kataru lub innej choroby. Chciałam wiedzieć więcej, zgłębić, zbadać. Wiedziałam, że odpowiedzi na różne pytania znajdę na studiach medycznych. Poza tym czułam chęć niesienia pomocy innym i chyba dlatego wybrałam medycynę. Już na początku nauki zdecydowałam o ginekologii, ponieważ ta dziedzina łączy w sobie i chirurgię, i internę: jest proces leczenia (doglądania) pacjenta, a nawet dwóch naraz, bo mamy i dziecka; jest też proces działania, kiedy trzeba pomóc przyjść na świat małemu dzidziusiowi. Po latach praktyki jestem przekonana, że trafiłam na swoje i jestem szczęśliwa w tym zawodzie. A jeśli chodzi o przekonania, to lekarz zawsze powinien stać w obronie życia pacjenta i to niezależnie, w jakim wieku jest ten pacjent. I któż jak nie lekarz powinien umieć wykazać się odwagą i zdecydowaniem, kiedy chodzi o obronę swoich przekonań.
Teresa Worobiej
„Tygodnik Wileńszczyzny”
***
Na Litwie legalna aborcja jest dopuszczalna do 12 tygodnia ciąży. W tym czasie dziecko osiąga 6 centymetrów długości i waży 7 gramów. Dobiega końca kształtowanie się płuc, trzustki i tarczycy. Zrasta się podniebienie dziecka, a jego twarz ma proporcje dziecięce. Najważniejsze części mózgu są ukształtowane, powstają nowe połączenia nerwowe. Można zauważyć zewnętrzne narządy płciowe. Zaczyna też funkcjonować system odpornościowy. Nerki mogą być na tyle rozwinięte, aby rozpocząć produkcję moczu. Serce bije dwukrotnie szybciej niż u matki: wynosi 167 uderzeń na minutę.