Jadwiga Mackiewicz, mieszkanka podwileńskiej wsi Czarnobyle (gm. Pogiry), jest przykładem człowieka, który swej życiowej pasji – szydełkowaniu, robieniu na drutach i wyszywaniu – poświęca każdą wolną chwilę. Czy to kiedyś, gdy była zajęta pracą zawodową, obowiązkami rodzinnymi, czy teraz, kiedy jest emerytką i tych wolnych chwil ma więcej, chętnie sięga po igłę, komplet nici lub włóczkę, druty czy szydełko i zabiera się do roboty.
Pożyteczne hobby
– Moja praca zawodowa nigdy nie była związana z twórczością, ale robótki ręczne zawsze były dla mnie bardzo ważną częścią życia, moim hobby. Gdy wyszłam za mąż, wyszywałam mało, za to intensywnie robiłam na drutach. Czasy były ciężkie, nie było co kupić, a dzieci trzeba było ubrać. Robiłam im skarpeteczki, sweterki, spodenki – dobrotliwie uśmiecha się pani Jadwiga i gładzi ręką rozłożony na stole swój najnowszy wyrób – czerwoną sukieneczkę dla najmłodszej wnusi Paulinki. Paulinka ma już prawie 11 miesięcy, a więc musi się powoli przyzwyczajać do strojenia w sukienki… Któż, jak nie babcia, której szafa po brzegi jest wypełniona pięknymi włóczkowymi ubiorami własnej roboty na wszystkie okazje i pory roku, to lepiej zrozumie.
Ulubione zajęcie dla Jadwigi Mackiewicz przynosi nie tylko owoce w postaci praktycznych rzeczy, ale jest też ukojeniem nerwów, odpoczynkiem po ciężkim dniu pracy.
– Robótkom poświęcam czas nie tylko w wieczory adwentowe, zimą, ale i latem. Zdarza się, że kiedy przychodzę z ogrodu, mam jeszcze siły i chęć porobienia na drutach albo powyszywania. Co prawda, oczy już nie służą mi tak dobrze jak kiedyś, ale czemu się dziwić, przecież niedługo skończę 70 lat… – rozważa nasza rozmówczyni. Po niedawno przebytych zabiegach na oczy pani Jadwiga musi na razie bardzo się oszczędzać i właśnie to ostatnio jest jej najgorszym zmartwieniem.
– Bez moich robótek nie wiem, co ze sobą zrobić?... Dzień jest jakiś długi, nie mam czym się zająć. Owszem, muszę nakarmić kury, psy. A gdy mam dzierganie czy wyszywanie to mój czas upływa z sensem. Telewizor nie może mi zastąpić robótek. Ciężko pogodzić się z tym, że się nie może robić czegoś, co się bardzo lubi – utyskuje.
Wszechstronnie utalentowana
W mieszkaniu pani Jadwigi jest niczym w galerii sztuki, ściany są ozdobione wyszywanymi obrazami. Czołowe miejsce w salonie zajmuje „Ostatnia Wieczerza”, ulubione dzieło gospodyni, na komodzie mieni się kolorami wyszywana Matka Boska Ostrobramska.
– Wierzę w Boga, dlatego tematyka religijna jest mi bardzo bliska – powiada utalentowana mieszkanka Czarnobyl. Misterną sztukę wyszywania tzw. krzyżykiem pani Jadwiga odkryła już w wieku dojrzałym, wcześniej wyszywała zwykłym ściegiem sznureczkowym. To, co dzisiaj można podziwiać w domu Jadwigi Mackiewicz, to jedynie znikoma część robótek, które w swoim życiu wykonała. Większość podarowała najbliższym.
– Wnuk mój, Daniel, bardzo chciał, żebym wyszyła dla niego łódź pod czerwonymi żaglami. Córce Joli wyszyłam piękną kamelię – opowiada twórczyni i cieszy się, że jej pasja spotyka się ze zrozumieniem najbliższej rodziny, doceniają ją również sąsiedzi.
– Pani Jadwiga zawsze była pełna fantazji, miała wiele ciekawych pomysłów, jak urządzić stoisko na rejonowe dożynki. Z prostych rzeczy, czyli z tego, czym obdarowała przyroda, umiała zrobić niesamowite kompozycje. Co ważne, nigdy nie odmówiła, kiedy się do niej zwracało o pomoc starostwo, czy kiedy urządzaliśmy stoiska dożynkowe podczas lokalnego święta plonów w Ligojniach. Z dużą chęcią angażowała się do pomocy i nigdy nie powiedziała, że brakuje jej czasu. Zresztą, pani Jadwiga nie tylko wyszywa i robi na drutach czy szydełkuje, ale również smacznie gotuje i pięknie podaje. Gdy we wsi postawiono krzyż, Jadwiga Mackiewicz sama zrobiła wokół niego kamienne słupki. Jest ponadto aktywną społeczniczką, członkinią ZPL, która zawsze udzielała się podczas wyborów. Ona jest człowiekiem bardzo utalentowanym, który tym, co umie, chętnie dzieli się z ludźmi – nie szczędzi pochwał swojej sąsiadce pochodząca z Czarnobyl Władysława Żukowska.
Gdy zachodzi potrzeba, Jadwiga Mackiewicz, była członkini istniejącego przed laty zespołu „Ligojnianka”, śpiewa na pogrzebach, uważa bowiem, że ten dawny zwyczaj koniecznie należy pielęgnować i zachować dla przyszłych pokoleń.
Kolejną jej pasją kiedyś było robienie rozmaitych rzeźb zwierząt z brzozowych witek. Czaple, jeleń, koziołki, mimo już nieco podeszłego wieku, ciągle stoją na podwórzu.
– Trzeba by było zrobić nowe, ale teraz już nie podołam – komentuje swe dzieła mieszkanka Czarnobyl.
Pracowitość w genach
Wielu potrzebnych umiejętności naszą bohaterkę nauczyło życie, lecz te zasadnicze talenty, umiłowanie piękna i pracowitość z pewnością wyniosła z rodzinnego domu w Tarnianach. Jej rodzice Anna i Bronisław Grakowie byli ludźmi pracowitymi i uzdolnionymi.
– Mamusia miała złote ręce: umiała robić rozmaite kwiatuszki z papieru, dziergała na drutach. Była tzw. gospodynią weselną, którą zapraszano do przygotowywania jedzenia dla weselników, ale bywała kucharką również na pogrzebach. Ojciec potrafił zrobić właściwie wszystko. W dawnej szkole w Skorbucianach wykładał robótki, czyli był nauczycielem technologii. Ale robił też pomniki na cmentarzach, kopał studnie, stawiał piece… Był bardzo pracowity – wspomina rodziców pani Jadwiga.
Talenty manualne Jadwigi zaczęły się rozwijać już w dzieciństwie, kiedy po kryjomu wykradała u mamy kawałki białej tkaniny, przeznaczonej na chrzestne koszulki i szyła kołnierzyki do szkolnego mundurka. Do szydełkowania i wyszywania brakowało odpowiednich kolorowych nici, dlatego wypruwała je z mamusinych chustek. Na szczęście, te drobne psoty uchodziły jej na sucho. Chociaż wątpi, czy mama naprawdę tego nie dostrzegała… Trudne były te pierwsze lekcje rękodzielnictwa. Obecnie dużym ułatwieniem dla miłośników wyszywania są gotowe kanwy, które w zależności od wielkości wzoru można wyszyć nawet w ciągu kilku wieczorów, mnóstwo materiałów i gotowych podpowiedzi, potrzebnych do wykonania tej czy innej robótki.
– Nasz rodzinny dom nadal stoi za jeziorem pod lasem. Latem zamieszkuje w nim syn mojej starszej siostry. Z naszej piątki rodzeństwa nie ma już siostry Marii i brata Józefa. Została Anna i ja. Brat Bronisław mieszka w Rosji, w Sowietsku. Tatuś zmarł mając zaledwie 56 lat, a mamusia dożyła sędziwego wieku, prawie 93 lat – kontynuuje rodzinną sagę Jadwiga Mackiewicz z domu Grakówna.
Jak to w rodzinie bywa
Posesja Mackiewiczów w Czarnobylach tętni życiem. Na jednym podwórzu, po sąsiedzku z mamą, mieszkają dzieci pani Jadwigi: najstarszy syn Waleryk z rodziną i najmłodsza córka Ania z rodziną. Średnia – Jola – zamieszkuje w Wilnie, ale u mamy bywa bardzo częstym gościem.
– Mama zawsze na wszystko miała czas. To godne podziwu, że w tym niełatwym życiu umiała wygospodarować czas również na ulubione zajęcia, a i dla nas nigdy nie odmawiała pomocy. Pomagała doglądać dzieci, żebyśmy mogli spokojnie pracować. Pierwsze lata po zamążpójściu mieszkaliśmy tutaj, więc mama zawsze była na zawołanie, zwłaszcza gdy urodził się Daniel, mój starszy syn. On jest bardzo przywiązany do babci. Gdy mama pracowała zawodowo, ja też starałam się jej w czymś dopomóc, przecież w rodzinie należy się nawzajem wspierać – mówi Jolanta Kuliešienė.
Dzieci pani Jadwiga wychowała praktycznie sama. Mąż utonął, gdy najmłodsza córka miała zaledwie 4 latka. Po 9 latach związała swój los z wdowcem, Michałem Kuleszą. Był jej przyjacielem, oporą i pomocą przez wszystkie kolejne lata. Mija już trzeci rok, jak odszedł do Pana.
– Dobre mam dzieci. Walery ukończył szkołę rolniczą w Wojdatach, zdobył zawód agronoma, chociaż pracuje jako kierowca. Jola jest pielęgniarką, Ania ukończyła finanse na Uniwersytecie Wileńskim. Cieszy mnie, że dzieci kochają się nawzajem i wspierają – zwierza się Jadwiga Mackiewicz. Wiele radości przysparzają babci wnuki: Daniel, Jolita, Karolina, Patrycja, Edwin i Paulinka.
– Dzieci nigdy nie były zazdrosne o moje robótki, bo dla nich też poświęcałam czas. Nauczyłam córki robić na drutach. Wnuczki Jolita i Karolina też umieją i na drutach dziergać, i wyszywać. Takie umiejętności nigdy nie zaszkodzi mieć – przezornie zaznacza Jadwiga Mackiewicz. I po chwili dodaje, że gdyby cofnąć czas, na pewno chciałaby ukończyć wyższe studia plastyczne, żeby doskonalić to, czego się nauczyła sama w domu, rozwijać artystyczny gust.
Twórczą i pracowitą kobietę, jak powiadają sąsiedzi – jedyną taką na całą wieś, a może i parafię – cechuje odziedziczony po rodzicach ciepły stosunek do ludzi i życzliwość. Właśnie te wartości, razem z umiejętnościami, które posiadła w życiu, Jadwiga Mackiewicz przekazała swoim dzieciom i stara się zaszczepić wnukom.
Zbliżają się święta Bożego Narodzenia. W niedużym, ale przytulnym saloniku mamy i babci zrobi się bardzo gwarno i przy dużym stole zbierze się cała rodzina. Dzieci odwiedzą też rodziny swoich połówek, wszak, jak powiada pani Jadwiga, w takie święta każda matka czeka na swoje dzieci.
Irena Mikulewicz
Fot. autorka
Tygodnik Wileńszczyzny
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.