Na stole litewskim nie może zabraknąć pieczonej cielęciny, różnorodnych wędlin, szynki wędzonej i gotowanej, kiełbasy domowej roboty, pasztetu, kwaszeniny, czyli nóżek w galarecie, chrzanu i ciast. Zgodnie z tradycją, wszystkie ciężkie prace mają być zakończone do Wielkiego Czwartku. Tylko jajka maluje się w Wielką Sobotę przed południem. W wielu domach na Litwie do dziś stosuje się naturalne sposoby malowania jajek – zanurzanie w wywarze z kory dębowej, łusek cebuli, okładanie źdźbłami trawy, a także malowanie woskiem.
Na Wileńszczyźnie znany jest zwyczaj, że w świąteczny poniedziałek rolnicy kropią na znak urodzaju święconą wodą pole, a skorupki ze święconych jajek albo palą, albo zakopują w ziemi.
Chrzan chronił od pcheł
Mimo drobnych różnic obyczajowych obchody Wielkanocy praktycznie się nie zmieniły.
Od wieków też wygląd stołu wielkanocnego nie uległ większym zmianom. Króluje na nim wypiekany baranek, przygotowywany z masła, ciasta lub marcepanu. A niegdyś na dworach królewskich i wielkopańskich gościły baranki ze złota, srebra i drogich kamieni...
Staropolski stół uginał się pod obfitością potraw mięsnych i ta tradycja również przetrwała do naszych czasów. Biesiadujemy przy sutym stole ciesząc się z wzajemnej obecności. I nie zastanawiamy się, dlaczego przygotowujemy tyle jedzenia, które po świętach zostaje...
A dawniej przygotowywanie dużej ilości wszelkich potraw motywowane było długim i surowym postem. Przestrzegano go skrupulatnie, a każde wykroczenie bywało karane. Niepokornym wybijano nawet zęby – zauważa autor książki „Kuchnia Podlaska w rozhoworach i recepturach opisana”, Andrzej Fiedoruk.
Czekano więc na ten dzień upragniony, kiedy można się będzie najeść do syta.
Niektóre z potraw wielkanocnych miały też swoje ukryte znaczenia i symbolikę. Podkreślał to m.in. Mikołaj Rej pisząc, że kiełbasa chroniła od ukąszeń węża, chrzan od pcheł, a jarząbek od więzienia.
Poświęcone potrawy
Święcone, mające charakter późnego śniadania, spożywano dopiero po poświęceniu przez księdza zastawionego stołu.
Pod wieczór przyjeżdżał ksiądz proboszcz. Odmawiał modlitwy łacińskie, potem zanurzał kropidło w święconą wodę i kropił stół wielkanocny i wszystkich ogromnym znakiem krzyża. Podchodził potem do mniejszego stołu, gdzie było święcone dla służby. Stały tam baterie bab – dla każdego ze służby po jednej, sterta placków wielkich, kwadratowych, osypanych rodzynkami, kosz z kiełbasami, skrzynki z piwem i wódką, pokrojone na równe porcje pieczone mięso i wielki półmisek z farbowanymi jajami – pisał cytowany już Andrzej Fiedoruk.
Autor zauważa, że w opisie obyczajów z dawnych Kresów zanotowano też inne potrawy, „zaszczycone” obecnością na świątecznym stole. Były to gotowane, siekane ryby formowane na kształt ptaków ze skrzydłami z prawdziwych piór, smażone w tłuszczu. Autorką tej kompozycji była niejaka pani Walentynowicz z Wilna. Wiadomym jednak faktem było, że gospodyni miała ogromne problemy stomatologiczne. Może więc chodziło bardziej o własną wygodę niż zadziwienie gości?...
Śniadanie wielkanocne i dziś zaczyna się po rezurekcji. Dawniej odbywała się ona o północy z soboty na niedzielę. Po przyjściu z rezurekcji gospodarz domu dzielił się ćwiartkami święconych jajek z rodziną i służbą, składając im życzenia zdrowia i pomyślności. Potem zasiadano do święconego.
Jan Bystroń, autor „Dziejów obyczajów w dawnej Polsce XVI-XVIII wiek” zaznacza, że świąteczne jadło było rozmaite w różnych okolicach i różnych sferach. Na pewno zawsze było obfite. Przeważały wędliny i ciasta. W wielkanocną niedzielę, gdy wygnawszy śledzie, mięsiwem wyścielamy boki przy obiedzie – mawiano. Nie gotowano potraw w pierwszy, a nawet w drugi dzień świąt. Nie rozpalano ognia pod kuchnią.
Jak przystało na święto pojednania, darowania urazów i zakończenia sporów – w rodzinnej atmosferze biesiadowano długo.
Tradycja to obowiązek
U wojewody Sapiehy, w pierwszej połowie XVII wieku na stole wielkanocnym stało cztery przeogromnych dzików to jest tyle, ile części roku. Stało tandem dwanaście jeleni, także całkowicie upieczonych, ze złocistymi rogami. Wyobrażały dwanaście miesięcy. Naokoło były ciasta sążniste, tyle, ile tygodni w roku, to jest pięćdziesiąt dwa, całe cudne placki, mazury, żmujdzkie pierogi, a wszystko wysadzane bakalią. Za tym było 365 babek, to jest tyle, ile dni w roku.
W XIX wieku śniadanie może nie było już tak imponujące, niemniej jednak Juliusz Słowacki nie krył zachwytu nad Wielkanocą u księcia Radziwiłła:
Pod prezydencją księcia kucharz tak wszystko urządził, że nie tylko apetytowi, ale i myśli było przyjemnym. W sali tej albowiem, śród mnóstwa drzew, z miodu lipcowego była sadzawka, z wyspą zielonym owsem pokrytą, na której się pasł święty baranek z chorągwią, mający oczy z dwóch karbunkułów ze skarbca JO. księcia wyjętych, które błyszczały niezmiernie.
Gdy tu same mięsiwa, to w przyległej komnacie były ciasta i napoje niemniej misternie ułożone. Nie lasy tam, ale baby podobne skałom nosiły na głowach z migdałowych murów grody i fortece, coś nawet podobnego Jerozolimie widać było, albowiem śród cukrowych domów ukryte ananasy koronami szarymi naśladowały palmowe drzewa...
Warto podkreślić, że w tym czasie uroczyste obchodzenie świąt wielkanocnych przyjmowano nie tylko za religijny, ale i patriotyczny obowiązek. Starannie doglądano, aby wszystkie tradycyjne potrawy znalazły się na świątecznym stole.
Każdy dwór, każdy pałac poczytywał sobie za punkt honoru, aby stoły uginały się od jadła. W dodatku rodzinny charakter świąt nakazywał odwiedzanie domów, w których zazwyczaj się bywało. A tam... stoły również były pełne. Oj, długo trzeba było się leczyć po tym postnym świętowaniu.
A zatem jak wynika z dziejów, obfitość potraw wielkanocnych jest głęboko zakorzeniona w naszej tradycji, a z tradycją trudno polemizować. Dlatego zasiadając do śniadania wielkanocnego śmiało przeciągnijmy go do wieczora ciesząc się z tego, że jesteśmy razem i... nie martwmy się, że tyle musimy zjeść. Damy radę, jak co roku!
Opr. Monika Urbanowicz
„Rota”