Nie weryfikowaliśmy nagrań z restauracji „Sowa i przyjaciele”, bo jest to fakt oczywisty i osoby nagrane nie kwestionowały oryginalności tych nagrań.
Jak podaje portal mojekresy.pl, w nagranej potajemnie w restauracji „Sowa i przyjaciele” rozmowie Sikorskiego z Krawcem padają dwa nazwiska Polaków z Litwy, Okińczyca i pana N (…). Media w Polsce źle zinterpretowały drugie nazwisko, błędnie podając „Niklewicza”. W rzeczywistości, jak podał polski portal na Litwie „Wilnoteka”, na nagraniu słychać wyraźnie nazwisko „Niewierowicza”, ówczesnego ministra energetyki, obecnie prezesa zarządu Polsko-Litewskiej Izby Handlowej, a prywatnie siostrzeńca Okińczyca. Oto szerszy fragment rozmowy:
KRAWIEC: Dzisiaj taką notatkę czytałem, że to jest jedna wielka ściema na tej Litwie.
SIKORSKI: Złodzieje, przecież to są oszuści.
KRAWIEC: Zastanawiam się, byłem dzisiaj w Skarbie coś tam zrobić, żeby jeszcze im bardziej na nosie zagrać.
SIKORSKI: A te obowiązkowe zapasy?
KRAWIEC: To jest znowu pod górę dla nas, bo możliwość utrzymywania za granicą, no to jest przeciwko nam. Wszystko jest przeciwko nam, co tam robią, niestety.
SIKORSKI: Jakieś certyfikaty, zielone, tak?
KRAWIEC: Tam jest wszystko…
SIKORSKI: Skur***ny
KRAWIEC: …każda decyzja i to niby Niewierowicz, ten z mniejszości polskiej, ten minister to jest na pasku pani prezydent i chodzi tak jak…
SIKORSKI: To jest człowiek Okińczyca, tego polskiego….
KRAWIEC: No wiem, wiem, ten Okińczyc.
SIKORSKI: Czyli wszystko wiesz.
KRAWIEC: Tak, tak…
SIKORSKI: Ja mogę nacisnąć na nich, bo to jest, przecież my finansujemy, w pewnych wiesz. My możemy dmuchnąć (…)
Okińczyc i Niewierowicz nie ustosunkowali się publicznie do treści opublikowanych rozmów. A jest tam wątek, na który warto zwrócić uwagę. Sikorskiego niepokoją „jakieś certyfikaty, zielone”, które są stawiane, jako przeszkoda dla rozwoju „Orlenu”, a decyzje w tej sprawie zależą od ministra.
Dotarliśmy do osób wymienionych w artykułach na portalach kresowych, które potwierdziły, że te wydarzenia autentycznie miały miejsce.
„Orlen” zainwestował potężne pieniądze w przejęcie „Mažeikių nafta”. Spółka, aby móc stabilnie funkcjonować, potrzebowała wybudować nowy rurociąg biegnący w stronę Morza Bałtyckiego. Co kilka lat litewskie Ministerstwo Energetyki musiało podpisywać dokument o wpływie inwestycji na środowisko. Zgodę tę, stosownym rozporządzeniem ministra energetyki, należało odnawiać co trzy lata.
Nie było z tym większych problemów do czasu, aż ministrem energetyki został siostrzeniec Okińczyca. Raptem „Orlen” zetknął się z trudnościami, ministerstwo nie zatwierdziło dokumentów, zwlekało z decyzją. W związku z tym szef „Orlenu Lietuva” Ireneusz Fąfara zwrócił się do Ministerstwa Energetyki o wyjaśnienia. I tu rozpoczęła się dziwna gra na zwłokę. Tak oto całą sytuację wspomina ówczesna wiceminister energetyki Renata Cytacka: „Sytuacja była bardzo dziwna. Minister Niewierowicz osobiście nadzorował sprawę „Orlenu” i nikt inny nie miał całej wiedzy o zaistniałej sytuacji. Co więcej, minister próbował obarczyć odpowiedzialnością za brak decyzji Valentinasa Mazuronisa, ministra ochrony środowiska, jakoby ten blokował podpisanie zgody na dalsze korzystanie z rurociągu”. Jak mówi Cytacka, potrzebna była konfrontacja i ustalenie, kto mówi prawdę. W obecności przedstawiciela „Orlenu” Andrzeja Kupca, Renaty Cytackiej i przewodniczącego AWPL Waldemara Tomaszewskiego zatelefonowano w trybie głośnomówiącym do ministra Niewierowicza, ten twierdził, że to nie on, lecz minister środowiska blokuje wspomniany dokument. Wykonano zatem telefon do ministra Mazuronisa, który oznajmił, że nie podpisywał dokumentu na prośbę samego Niewierowicza.
W taki oto sposób prawda wyszła na jaw, a kłamstwo zostało obnażone. Mazuronis niezwłocznie kontrasygnował dokument, a następnie, po dekonspiracji, podpisał stosowny dokument Niewierowicz. Powstaje pytanie, dlaczego tak dziwnie zachowywał się minister oraz dlaczego do tej niekorzystnej dla polskiego „Orlenu” sytuacji w ogóle doszło?
Z dziennikarskich ustaleń wynika, że w tym samym czasie, gdy minister energetyki zwlekał z podpisaniem dokumentów niezbędnych do realizacji inwestycji, jego wujek Okińczyc próbował „nakłonić” koncern „Orlen” do podpisania umowy na obsługę prawną spółki z własną kancelarią prawną, która miała reprezentować „Orlen” na Litwie, obiecując jednocześnie szybkie rozwiązanie problemów.
Handel wpływami zarówno jak na Litwie tak i w Polsce jest definiowany powoływaniem się na wpływy w instytucji państwowej, samorządowej, organizacji międzynarodowej albo krajowej lub w zagranicznej jednostce organizacyjnej dysponującej środkami publicznymi, albo wywoływaniem przekonania innej osoby, lub utwierdzaniem jej w przekonaniu o istnieniu takich wpływów, podejmowaniem się pośrednictwa w załatwieniu sprawy w zamian za korzyść majątkową lub osobistą albo jej obietnicę. Są to czyny karalne.
Niestety, nasz system praworządności może pociągnąć do odpowiedzialności za przysłowiowy batonik czy luźne rozmowy w kawiarni, na przykładzie eksprezydenta Rolandasa Paksasa. Natomiast wymuszanie milionowych korzyści, posługując się stanowiskiem ministerialnym dla prywatnej kancelarii Okińczyca, jak na razie jest tolerowane. Można przypuszczać, że na Litwie przedstawiciele praworządności nie czytają portali kresowych z Polski.
Po naszej publikacji tak oczywiste fakty handlu wpływami czy wręcz wymuszania milionowych usług od największej firmy litewskiej „Orlen Lietuva” nie powinny pozostać bez konsekwencji.
Komentarze
Sprawdzenie wersji zdarzeń przez krzyżowe rozmowy telefoniczne (co ważne, przy świadkach) obnażyło intrygę.
Teraz pora na działania polityczne i prokuratorskie. Niech rzetelnie wyjaśnią te bulwersującą sprawę.
Mam nadzieję, że opinia publiczna pozna szczegóły tej skandalicznej sprawy. A prokuratura nie zamiecie sprawy sygnatariusza pod dywan.
Po samym Okińczycu niema co oczekiwać wiarygodnych wyjaśnień. Wystarczy wspomnieć, jak nieudolnie i perfidnie tłumaczył się z podejrzeń o jego kagiebistowską przeszłość.
I robi to także za pieniądze polskich podatników.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.