Właśnie stąd, po nocnym odpoczynku, poprzez Łotwę, Estonię cała ekipa trzema terenowymi toyotami, wśród nich legendarną 40-ką, czyli Toyotą Land Cruiser BJ4, miała wyruszyć w dalszą drogę – na daleki Półwysep Kolski.
„Pokonać tundrę 2017”…
… to projekt dla prawdziwych śmiałków, w którym oprócz Piotra Kulczyny, uczestniczy pięciu jego przyjaciół z klubu podróżniczego Kulczyna Team, połączonych pasją wypraw samochodowych oraz wiernością do wspomnianej powyżej marki samochodu.
Dr Wojciech Lietz, lekarz weterynarii, miłośnik historii, m.in. autor dwutomowego obszernego wydania „21 Pułk Ułanów Nadwiślańskich 1920-1939”, elektryk Jan Gałecki, student Maciej Jusiński, zawodnik Piotr Gadomski, mistrz Polski w rajdach płaskich, terenowych w cross contry i przeprawy oraz Janusz Macyszyn, mechanik wyprawy, postawili sobie za cel pokonać 300 km bezdroży Półwyspu Kolskiego, jadąc z Umby nad Morzem Białym aż do góry po Apatyty, aby dotrzeć do miejsc martyrologii Polaków. Wszystkie przeżycia, obserwacje, utrwalone na zdjęciach krajobrazy, złożą się na kolejną książkę Piotra Kulczyny, którą, jak powiedział w rozmowie z „Tygodnikiem”, już zaczął pisać.
Pan Piotr w zeszłym roku nie dał rady sam przejechać całej tundry na Półwyspie Kolskim, ale wierzy, że tym razem doświadczonej i wprawnej załodze – chociaż w takim zestawie wybrali się w drogę pierwszy raz – trudna do pokonania trasa będzie musiała wreszcie ulec.
Cel podróży kolejny raz omówiony, tym razem w obecności wileńskich dziennikarzy pod strzechą Marszałka, jest godny pozazdroszczenia, bo oprócz szlaku, który szóstka zapaleńców z Polski będzie musiała sobie utorować sama, czeka na nią zwiedzanie przepięknego Petersburga ze sławnym ermitażem, białe noce, Karelia… Dla większości załogi ta wyprawa do Rosji jest pierwsza, toteż panowie nie ukrywali: jadą z ogromną ciekawością.
Miejsca godne uszanowania
– Chcę kolegom pokazać Newę, miejsce, gdzie utopiono Rasputina. Będziemy też w miejscu bitew podczas białej wojny zimowej. Byłem tam w zeszłym roku, ale chcę je zwiedzić jeszcze raz – pan Piotr dzielił się planami, które w tym momencie zapewne są już szczęśliwie zrealizowane i opisane w jego podróżnym notatniku.
Któregoś dnia ryk silników potężnych terenówek zmącił ciszę unoszącą się nad grobami Polaków spoczywających w lesie nieopodal Miedwieżjegorska.
– Ten cmentarz, chociaż to miejsce trudno nazwać cmentarzem, robi nieprawdopodobne wrażenie. Mam to cały czas przed oczyma. Tam są nie tyle krzyże, co pale prawosławne, takie słupy z nacięciem. Wchodzi się w piękny las i po przejściu kilkuset metrów nagle orientujemy się, że w tym lesie drzewa trochę inaczej rosną, ponieważ obok nich stoją te paliki. I jest ich najpierw 10, potem 20, 50, 100 potem 200, 1000… Kiedy zaczynamy się wpatrywać to widzimy, że wiszą tu rozmaite flagi: ukraińska, polska, żydowska… Litwini też tam są pochowani. Stoją pomniki, krzyże – opowiada Piotr Kulczyna.
Bez urazy, bez rozczarowań
W drodze powrotnej podróżnicy ze Śląska w Ostaszkowie spotkają się z rosyjskimi kolegami z klubu TLC (Toyota Land Cruiser). Razem zwiedzą mogiły polskich oficerów i policjantów pochowanych w Miednoje.
– W Rosji byłem już nieraz, ale za każdym razem odwiedzanie miejsc kaźni stałem się odłożyć w czasie, bo bałem się, że jak przyjadę tam od razu i zobaczę to wszystko, to jako Polak, jako patriota nabiorę odrazy i uprzedzeń do Rosjan. Zdawałem sobie sprawę z tego, że to jest złe i nie powinno się pojawić. I na szczęście tak się też nie stało. Najpierw pojechałem na Syberię, do Mongolii. Byłem w Dagestanie, potem cały Kaukaz zwiedziłem. Byłem też w różnych miejscach w Rosji i dopiero później odważyłem się pojechać do Katynia, do Miednoje – relacjonuje znany podróżnik, który wyprawę wraz z synem Pawłem na Syberię, do Mongolii i na Kaukaz opisał w książce „Doga na Wschód”.
Podróż do dalekiego kraju, gdzie według przeciętnego, bliżej nieznającego rosyjskich realiów Europejczyka, pośród dnia po ulicach chodzą białe niedźwiedzie, była pełna odkryć, jakże różnych przygód – często mało przyjemnych – lecz, jak podkreśla nasz rozmówca, na pewno nie rozczarowań.
– Rosja nie może rozczarować! Ona jest tak kontrowersyjna, tak sprzeczna sama z sobą, tak uwielbia turystę zaskakiwać. Ona się po prostu bawi nami… Bo w jednym miejscu wjeżdżamy do Nowosybirska i widzimy na wskroś nowoczesne miasto, piękne kobiety, pięknych mężczyzn, a odjeżdżamy od miasta 100 km i wchodzimy w XVII wiek. Walące się domy, ludzie żyjący jak przed kilkoma stuleciami. Ale wszędzie spotykamy serdeczność, otwartość. Gościnności Syberyjczyków nie da się porównać z żadną inną. Nie spotkałem się przez ten cały czas, co byłem w Rosji, z niechęcią do Polaków…– wnioskuje podróżnik.
Trudno uwierzyć, ale przygoda na granicy rosyjsko-białoruskiej, kiedy przez nieuwagę wjechał na terytorium Białorusi i zapuścił się w głąb tego kraju (nie posiadając wizy!), również zakończyła się pomyślnie. Według pana Piotra, zetknięcie z wojskiem czy z policją rosyjską też zawsze kończyło się pozytywnie. Ale, jak powiada, w dalekiej Rosji, bardziej niż w cywilizowanej Europie można liczyć na pomoc zwykłych ludzi.
– Nie pamiętam, żeby w Rosji, czy na Litwie ktoś komuś krzywdę zrobił. No na Ukrainie… Teraz tam dzieją się różne dziwne rzeczy – zaznacza Piotr Kulczyna. Ukrainę pan Piotr odwiedził aż 11 razy i swoje obserwacje oraz przemyślenia na temat tego kraju umieścił w książce, która niebawem ukaże się w druku.
Herbata u Marszałka
– Będziemy jeszcze w jednym domu Piłsudskiego, co prawda nieistniejącym już, w Zułowie – przed wyruszeniem w daleką drogę cieszył się lider polskiej ekipy podróżników. – Co roku jeżdżę do Zułowa. Pod dębem zasadzonym przez Ignacego Mościckiego tradycyjnie wypijemy kawę, może pogoda nam pozwoli zjeść drugie śniadanie?.. Do Centrum Europy chłopaków nie będę ciągnął. Czy jest tam coś szczególnego? Jak zacząłem pisać o Centrum Europy, to znalazłem ich aż 11. Bo to jest tak, że jak już ktoś mierzy, to zawsze centrum wypada mu na własną korzyść. Niemcy mierzą na swoją korzyść, Czesi na swoją, a Polacy gdzieś koło Lublina wymierzyli na swoją…– żartował podróżnik, zanim bezkres surowej krainy rozpostarł się przed jego oczami.
Jednak po chwili stwierdził: fajnie, że takowe miejsca są na mapie, bo żeby do nich dotrzeć przeciętny zwiedzający przejedzie kawałek kraju i przy okazji zobaczy wiele ciekawych rzeczy.
Litwę pan Piotr odwiedził już po raz szósty. Reminiscencje o naszym bursztynowym kraju również z czasem ukażą się w formie książkowej. Podróżnika z Polski urzekła Żmudź, jej mityczna przeszłość. Zna Birże, Kiejdany, był na Górze Krzyży, w Trokach, Druskienikach. Nigdy nie omija Ostrej Bramy i Rossy, gdzie spoczywa serce Józefa Piłsudskiego. Pan Piotr jest badaczem historii życia i działalności marszałka Józefa Piłsudskiego. Toteż postój na herbatę w pikieliskiej wilii był czymś naturalnym…
– Interesuję się tym człowiekiem wielowątkowo. Piłsudskiego trzeba znać, bo była to postać nietuzinkowa, która wywarła ogromny wpływ nie tylko na losy Polski, ale przede wszystkim na losy Europy. Dla mnie jest to człowiek niepowtarzalny. Istotne jest jeszcze to, że przez długi okres czasu chciano, byśmy o nim zapomnieli – opowiada miłośnik historii.
Pasje
Piotr Kulczyna jest człowiekiem wieku pasji: leśnik, koniarz, kierowca offroadowy, kynolog, myśliwy. Swoją pierwszą podróż odbył w 1998 roku.
– Moi dwaj synowie Stanisław i Paweł byli jeszcze mali, kiedy przejechałem cały Spisz, aż na Węgry zwiedzając zamki. A potem w 2003 pojechałem na Ukrainę i tak to się zaczęło. Potem była przepiękna Mołdawia, dalej Gruzja, Armenia, Azerbejdżan, Iran... Od 2009 roku podróżowałem z synami. Teraz są dorośli i mają swoje życie, dlatego jestem z przyjaciółmi – opowiada nasz bohater. W roku 2011 na Krym nie dojechał, przeszkodziła choroba.
– Dostałem wylewu, tętniak mi pękł. Ale nie umiałem wysiedzieć w domu, więc zapuściłem się z synem na zwiedzanie ziem Dolnego Śląska, o których Pawlak mawiał „ziemie wyzyskane”. Nazwaliśmy tę wyprawę „tętniący wyjazd”– śmieje się podróżnik. – Ale każda podróż kosztuje. A ja wszystko robię z własnej kieszeni, jak zresztą wszyscy tutaj, bo nie mamy sponsorów – konstatuje, dodając, że długo i pilnie przygotowuje się do wyjazdów, czyta wiele książek, aby jak najwięcej się dowiedzieć o świecie, w który zamierza się zanurzyć. A swoje książki pisze, jak stwierdza, mimochodem, robiąc notatki w czasie wyprawy. Pisanie sprawia mu frajdę. I, przyznać należy, że i czytanie książek pana Piotra sprawia nie mniejszą frajdę.
Na razie Piotr Kulczyna wydał dwie książki, wspomniana powyżej „Droga na Wschód” i „Konno przez Polskę”, opowiadającą o jego samotnej ośmiodniowej przejażdżce z ulubionym koniem Denirem przez Polskę. W planie publikacja kolejnych opowieści o podróżach.
Nasiąknięty legionowym duchem Piotr Kulczyna jest pomysłodawcą i twórcą odznaki jeździeckiej „Kawaleryjka”, kreatorem i organizatorem zawodów jeździeckich połączonych z imprezami rodzinnymi, rajdów konnych po lasach śląskiej krainy. Od 11 lat organizowane w Smolnicy słynne Kawaleryjki przyciągają setki ludzi. Jego leśniczówka jest miejscem często i chętnie odwiedzanym przez ludzi. Tutaj prowadzi zajęcia z dziećmi, uczy je ekologii. Pokazuje młodym ludziom jak należy mądrze korzystać z dóbr przyrody, nie schodząc na tor irracjonalizmu, ekoterroryzmu.
Na pokonanie tundry pan Piotr pojechał z chorą nogą. To „coś”, co w nim tkwi od wielu lat i nie pozwala usiedzieć na miejscu, pędzi go do przodu, na spotkanie z nowymi przygodami, nowymi ludźmi, których, miejmy nadzieję, również i my poznamy, dzięki jego pasjonującym opowieściom.
Irena Mikulewicz
"Rota"