Dość często słyszymy słowa: „Życzę ci wszystkiego najlepszego!”, ale to „najlepsze” czasem nie jest dla nas dobre.
Pan Jezus uzdrowił dziesięciu trędowatych. Dał im to, co najlepsze, ale to najlepsze nie było takie najlepsze. Jedna choroba odeszła i inne świństwo się przyplątało. Tak zachwycili się własnym szczęściem, tym, że im nosy pochudły i ciało już nie piekło, że zapomnieli o Bogu i modlitwie. To też choroba. Szczęścia też trzeba się bać, bo można w nim pogubić to, co najważniejsze.
Pan Jezus pochwalił Samarytanina. Można tu i Jezusa pochwalić. Ludzi z narodu, który uchodził za heretycki, paskudny i wredny, Jezus uczynił bardzo sympatycznymi. Mówi się o Francuzie „żabojad”, o angliku „flegma”, ale do dziś nikt niczego złego nie powie o Samarytaninie – zawsze kojarzy się z dobrocią, usłużnością. Czerwonym Krzyżem, lekarstwem na łyżeczce, kłaczkiem waty wprost do rany. Pośród wszystkich narodów Samarytanin jest zawsze sympatyczny. Pan Jezus o ludziach niesympatycznych mógł powiedzieć coś tak sympatycznego raz jeden i zawsze.
Ks. Jan Twardowski
Rota