Niektórzy obgadują bogatego młodzieńca, że dobrze się zapowiadał, ale nic z tego nie wyszło i zmarnował swoje powołanie. Widzę jednak przy nim dwa światła nadziei.
Światłem pierwszym jest smutek. Odszedł zasmucony. Gdyby odszedł uradowany i w podskokach, byłoby bardzo źle, ale on odszedł ze smutkiem w sercu. Jeśli ktoś leży w hebanowym łóżku wśród bogactw i tęskni za czymś – to dobry znak. Wie, że brak mu czegoś wielkiego.
Drugim światłem jest to, że Jezus spojrzał z miłością na niego. To, że ktoś kocha, odgadujemy po jego oczach, po tym jak on patrzy. Nawet jeżeli na wakacjach podbiegnie do nas królik, chrupnie marchew z ręki, sarna wybiegnie z lasu, podbiegnie pies – po ich przyjaznym spojrzeniu wiemy, że w każdym z tych stworzeń znaleźliśmy przyjaciela.
Odejść ze smutkiem od Jezusa, który kocha, to znaczy wrócić potem do Niego ze łzami radości.
Bóg na wszystkich patrzy z miłością. Ta świadomość dodaje sił do pracy nad sobą i budzi nadzieję.
Ks. Jan Twardowski
„Rota”