Z tego zdania można wyczytać, że nie chodzi o ludzkiego gospodarza, bo przecież nie można zwykłego człowieka utożsamiać z królestwem niebieskim, ale o Boga i o pole należące do Niego. Właściwie chodzi tylko o to, żeby starać się być polem Boga, ziemią w Bożych rękach. Modlić się po prostu:
Boże, wciąż oddaję się Tobie na własność. Chcę
w Tobie widzieć swojego jedynego gospodarza.
Ty rzucasz dobre ziarno we mnie i niszczysz złe.
Stale, za dnia i w nocy, chodzi po mnie jakiś
świntuch. Spraw, żebym nie walczył z nim
na własną rękę. Żeby nie wydawało mi się,
że jesteśmy tylko on i ja.
Żeby nie wydawało mi się, że istotą całego
duchowego życia jest tylko zmaganie się z moimi
wadami, grzechami, słabościami.
Żebym zawsze widział, że Ty jesteś moim Bogiem
i gospodarzem, rzucasz we mnie
dobro i niszczysz zło.
Żebym rozumiał, że zło i dobro nie są równymi
sobie przeciwnikami.
Dobro jest tak potężne, że nigdy się nie boi zła.
Ile spokoju w człowieku, który umie być własnością Boga.
Ks. Jan Twardowski