Trzej apostołowie zlękli się na samym szczycie góry Tabor. Aż trzech przerażonych uczniów. Jezus pocieszał ich, mówiąc, żeby się nie bali.
Czy zastanawia nas strach apostołów? Może zlękli się przez swoje grzechy? Może zobaczyli swoje sumienia wyciągnięte na sam szczyt? Może w blasku chwały Bożej zaczęli liczyć grzechy, jak robaki, martwiąc się, że ich własne szaty nie wybielały i nie mają pod podszewką słońca?
Chyba jednak nie obawiali się dlatego, że są grzeszni, bo wtedy byliby smutni, zrozpaczeni i nie nadawaliby się do niczego. Tymczasem oni jednocześnie byli szczęśliwi. Byli przerażeni, ale mówili: „Dobrze nam tu jest”. Przerażeni, a nagle silni. Strach nie uczynił ich słabymi.
Strach na ogół kojarzy się nam z rozpaczą, smutkiem. Widzimy go jako potwora o bardzo smutnych oczach. Kiedy się boimy, nie mówimy: Dobrze nam tu jest”, tylko chcemy uciekać w te pędy, jak najdalej. Ewangelia mówi, że ludzie zetknąwszy się z Bogiem, przeżyli szczęśliwe przerażenie. Zapomnieli o swojej słabości. Nagle Bóg pojawił się tak nieskończenie wielki i inny, że wszystko wydało się im nieważne: małe i wielkie grzechy, i wysoka góra. Przerażenie było zachwytem nad wielkością Boga.
Ks. Jan Twardowski
Rota