Wtedy Matka Jego powiedziała do sług: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie". Stało zaś tam sześć stągwi kamiennych (...), z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary. Rzekł do nich Jezus: „Napełnijcie stągwie wodą!". I napełnili je aż po brzegi. Potem do nich powiedział: „Zaczerpnijcie teraz i zanieście staroście weselnemu!" Oni zaś zanieśli. A gdy starosta weselny skosztował wody (...) przywołał pana młodego i powiedział do niego: „Każdy człowiek stawia najpierw dobre wino, a gdy się napiją, wówczas gorsze. Ty zachowałeś dobre wino aż do tej pory". Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie (J2, 5-11)
Kiedyś wystarczała Kana Galilejska, sześć kamiennych stągwi, pełnych przemienionej cudownie wody, żeby wielu niewierzących uwierzyło. Dzisiaj do niewierzących chyba nie bardzo by taki cud przemawiał. Wiele niewierzącym zarzucamy. Wciąż mamy pretensje. Chcemy ich nawracać kazaniami i morałami.
Ale niewierzący nie mogą się nawracać, bo widzą w nas nieraz zimne, kamienne stągwie, w których stale chlupie tylko woda. Jeśli się zmienia, to w ocet, lurę, rzadkie świństwo.
Tylko chrześcijanin całkowicie przemieniony przez wiarę przemienia niewierzący świat. Kiedy żyje konsekwencją wiary, dopiero wtedy czyni cuda. Cudem jest prawdziwa wiara, do końca.
Ks. Jan Twardowski