Dotąd zachowało się kilka takich procesji, najczęściej bierze w nich udział, co najmniej kilkadziesiąt koni.
Na procesje czasem przyjeżdżają całe jeżdżące konno rodziny, razem z najmłodszymi ich członkami. Tak będzie w przypadku rodziny Rusaków, która mieszka w dzielnicy Gliwic – Ostropie. Pierwszy dokument, który wspomina o tamtejszej procesji konnej, pochodzi z 1711 r., zwyczaj podobno jest jednak znacznie starszy. Od pewnego czasu uczestniczy w nim mieszkający w Ostropie od 11 lat prowadzący stajnię i szkółkę jeździecką Tadeusz Rusak. W ub. roku przyjechał po raz pierwszy z dwójką dzieci – dziesięcioletnią wtedy Agnieszką i pięcioletnim Pawłem.
Jak powiedział Rusak, w tym roku syn ponownie pojedzie na przytrzymywanym jeszcze przez tatę niemieckim kucu wierzchowym – Eskorcie. Córka dosiądzie konia szlachetnej półkrwi (SP) Saurona, a on sam - również szlachetnego półkrwi Ranguna. „Chyba księdzu proboszczowi dam w tym roku wielkopolskiego (konia rasy wielkopolskiej – PAP Life) Kariuza, bo w zeszłym roku dali mu takiego nie za bardzo spokojnego konia" - uśmiechnął się Rusak.
Śląscy gospodarze od pokoleń objeżdżali pola, prosząc o urodzaj i dobre plony. Zwyczaj, zwany też od niemieckiego słowa reiten (jeździć) rajtowaniem, zachował się głównie w zachodniej części woj. śląskiego - prócz Ostropy, m.in. w Raciborzu-Sudole, Bieńkowicach i Pietrowicach Wielkich w okolicach Raciborza. Procesje wyruszają po południu, różnią się nieco ceremoniałem. PAP Life