Chodzi o zakłady: Brzeszcze w miejscowości o tej nazwie, Bobrek-Centrum w Bytomiu, Sośnica-Makoszowy w Gliwicach i Zabrzu oraz Pokój w Rudzie Śląskiej.
Na porannym briefingu przed kopalnią Bobrek-Centrum Grzesik przekazał, że rano w zakładach, które mają być zlikwidowane, protestowało pod ziemią ok. 1,3 tys. pracowników. „To jest liczba, która się cały czas zmienia. Jedni odchodzą, niektórzy muszą, inni dochodzą. W tej chwili w kopalni Bobrek-Centrum protestuje ok. 150 osób" - powiedział.
Jak dodał, najwięcej protestujących - ok. 600 – przebywało pod ziemią w kopalni Brzeszcze, gdzie tę formę protestu załoga podjęła jeszcze w środę, w dzień prezentacji rządowego programu.
Według informacji służb kryzysowych wojewody śląskiego o godz. 5. pod ziemią po skończonych zmianach przebywało 679 osób z kopalni Brzeszcze, 83 osoby z kopalni Bobrek-Centrum (w tzw. ruchu Bobrek), 91 osoby z kopalni Sośnica-Makoszowy (w tzw. ruchu Makoszowy) oraz 114 osób z kopalni Pokój.
Związkowcy przekazali też, że taką samą formę protestu, jak górnicy, którzy po swoich zmianach pozostają pod ziemią, przyjmują pracownicy powierzchni, których zgodnie z rządowym planem przede wszystkim obejmą zwolnienia (większość górników dołowych z likwidowanych kopalń ma być przeniesiona do innych zakładów). To głównie pracujący w zakładach przeróbczych oraz w administracji.
W piątek rano Grzesik mówił, że w swoich miejscach pracy pozostali m.in. pracownicy przeróbki z obu części ostatniej bytomskiej kopalni. Na tzw. ruchu Centrum protestujący wyszli na dach zakładu przeróbczego – podobnie jak czynili to w przeszłości przy protestach przeciwko likwidacji swojej kopalni.
Według informacji związkowców na swoich miejscach pracy jeszcze w czwartek zdecydowały się pozostać pracownice administracji z kopalni Brzeszcze oraz Sośnica-Makoszowy. W piątek do protestu miała też dołączyć administracja z Bobrka-Centrum i Pokoju.
Służby wojewody określały, że na powierzchni protestowało w piątek rano łącznie ok. 50 osób - 11 osób w Sośnicy, cztery w Bobrku–Centrum oraz 35 w Brzeszczach.
W piątek rano w przewidzianych do likwidacji zakładach odbyły się kolejne już masówki. Związkowcy mówili na nich o kwestiach związanych z planem naprawczym dla KW. W pozostałych zakładach spółki rozpoczną się one w ciągu dnia. Na poniedziałek w całym regionie śląsko-dąbrowskim zaplanowano akcję protestacyjno-strajkową.
Związkowcy na razie nie chcą zdradzać szczegółów. Podkreślają jednak, że chodzi nie tylko o problemy górnictwa, lecz także sytuację znajdującego się na krawędzi upadku gliwickiego Bumaru (z branży zbrojeniowej) czy też zakładów przemysłu stalowego.
Według przyjętego w środę przez rząd planu naprawczego dla KW możliwości dofinansowania tej spółki wyczerpały się i bez restrukturyzacji upadnie ona w ciągu miesiąca. Wśród rozwiązań wskazano likwidację czterech kopalń KW, przeniesienie 6 tys. osób do innych zakładów i osłony dla 5,2 tys. zwalnianych – kosztem ok. 2,3 mld zł.
Związkowcy podkreślają, że realizacja rządowego planu będzie miała bardzo negatywne skutki dla regionu. Przypominają, że miasta takie jak Bytom, w których przed kilkunastu laty zlikwidowano kopalnie, do dzisiaj borykają się ze strukturalnym bezrobociem i innymi problemami społecznymi.
Związkowcy deklarują, że są otwarci na rozmowy dotyczące programu naprawczego KW, warunkiem jest jednak wycofanie się z deklaracji ogłoszonych przez rząd w środę. Są zdania, że takie rozmowy powinny odbyć się na Śląsku. Jak mówił w piątek rano Grzesik, dotąd nikt z rządu nie skontaktował się ze związkami ani z załogami protestujących zakładów.
„Żadnej reakcji nie ma, czujemy się wystrychnięci na dudka. Obiecano nam, że ten plan naprawczy będzie z nami dyskutowany, że będzie uzgadniany, (...) że będzie on przyjmowany w konsensusie społecznym. Pani premier obiecała, że będzie inaczej niż do tej pory, okazało się jednak, że jest tak, jak zwykle" - mówił szef górniczej Solidarności.
Pytany przez PAP, czy jest jakieś pole do rozmów na gruncie rządowego planu, związkowiec ocenił, że można „cofnąć się dwa kroki i rozpocząć uzgadnianie programu od podszewki". Przypomniał, że pracownicy kopalń i przedstawiciele związków nie dostali dotąd programu do ręki. Znają tylko doniesienia medialne i prezentację internetową udostępnioną przez resort gospodarki. Dotąd nie dotarły też do nich żadne szczegóły.
„Te przekształcenia, które proponuje rząd, powodują wielką niepewność dla załóg górniczych. Oni tak naprawdę nie wiedzą, na jakich warunkach będą pracowali, jakie będą mieli wynagrodzenia i jak będzie wyglądało funkcjonowanie tego nowego przyszłego podmiotu nazywanego nową spółką, czy nową kompanią" - zaznaczył Grzesik.
„Oczywiście, że są pola do manewru, oczywiście że są możliwości dyskusji i zbliżenia stanowisk, ale nie w taki sposób, że ktoś podjął decyzję, a wy macie wykonać" - dodał. Zasygnalizował, że wobec dotychczasowego braku reakcji na – jak zaznaczył - oddolne dotąd protesty, najprawdopodobniej będą się one nadal poszerzały.(PAP)