15 października Polacy uczestniczyli w wyborach parlamentarnych i ogólnokrajowym referendum. Przebieg głosowania od początku budził szereg zastrzeżeń. Do środy każdy wyborca mógł złożyć protest wyborczy w Sądzie Najwyższym.
– Na tę chwilę zarejestrowaliśmy – precyzyjnie powiem – 551 protestów przeciwko wyborom i 728 protestów przeciwko referendum. (…) Oczywiście wciąż dochodzą do Sądu Najwyższego protesty, które były wysyłane pocztą – oświadczył Piotr Falkowski, zastępca rzecznika Sądu Najwyższego.
Piotr Falkowski wskazał, czego w głównej mierze dotyczyły skargi.
– Protesty, które dotyczą wyborów, koncentrują się – można powiedzieć w uproszczeniu – na późnych godzinach głosowania w niektórych komisjach obwodowych, a także na sprawie głosowania za pośrednictwem zaświadczeń – wskazał zastępca rzecznika Sądu Najwyższego.
Przed niektórymi lokalami wyborczymi ustawiły się kilkusetosobowe kolejki. Wyborcy czekali na oddanie głosu nawet do późnych godzin nocnych. Oczekiwanie zniechęcało zwłaszcza osoby starsze. Wiele osób oddało głos po ogłoszeniu wyników sondażowych. To dopuszczalne utrudnienia – stwierdził Piotr Gaglik, prawnik.
– Ci, którzy stoją w kolejce po godzinie 21.00, mają prawo zagłosować, bo stoją w kolejce przed 21.00. (…) Publikacja sondaży to jest pewien temat. Czy to miało wpływ na wybory? Według mnie nie – ocenił Piotr Gaglik.
Historia pokazuje jednak, że błędy organizacyjne wydłużające oczekiwanie na oddanie głosu mogą wpływać na unieważnienie głosowania. Taką decyzję podjął niemiecki Trybunał Konstytucyjny, nakazując powtórkę wyborów w landzie Berlin z 2021 roku. Bartłomiej Wróblewski, poseł Prawa i Sprawiedliwości, nie wykluczył, że na wynik wyborów w Polsce wpłynęły nieprawidłowości związane ze specjalnymi zaświadczeniami.
– W ocenie wielu osób, niektóre osoby, które głosowały na podstawie zaświadczeń, mogły głosować kilkukrotnie w różnych komisjach – wyjaśnił Bartłomiej Wróblewski.
Takie działania, jeśli zostaną udowodnione, będą oznaczać karę dla samych głosujących.
– Mamy centralny rejestr wyborczy, który jest elektroniczny. Jeżeli to się ziści, (…) mają sankcję karną – tłumaczył Piotr Gaglik.
Protesty dotyczące referendum koncentrują się na wydawaniu kart referendalnych. Członkowie komisji, pomimo że nie mieli do tego prawa, pytali wyborców, czy wydać kartę referendalną. Zdarzało się, że wyborca musiał upomnieć się o kartę, gdyż jej nie otrzymał.
– W samym Poznaniu w ponad stu komisjach miały miejsce takie nieprawidłowości – akcentował Bartłomiej Wróblewski.
Rozpoznanie protestów oraz rozstrzygnięcie o ważności wyborów i referendum należy do Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego. Sędziowie mogą unieważnić referendum tylko w danym okręgu. To jednak zapewne przełożyłoby się na jeszcze niższą frekwencję. Gdyby wynik wyborów parlamentarnych w którymś z okręgów został unieważniony, mogłoby to wpłynąć na całościowy wynik głosowania.
– Szczególnie trzeba zwrócić uwagę, że w niektórych okręgach wyborczych różnica między partiami czasami wynosiła po 100, 150 głosów – zauważył Piotr Żyłko, radca prawny.
Do unieważnienia wyborów dochodzi jednak niezwykle rzadko. Sąd Najwyższy musi orzec o ważności referendum do 16 grudnia, a o ważności wyborów parlamentarnych do 13 stycznia przyszłego roku.
TV Trwam News