Sobotnie wichury spowodowały wiele uszkodzeń linii elektrycznych. Wówczas bez prądu pozostawało ponad 1,1 mln gospodarstw domowych. Według danych RCB, do godz. 6.00 rano w poniedziałek dostaw energii pozbawionych było wciąż 121 tys. 287 gospodarstw.
Wyłączenia prądu dotknęły mieszkańców całej Polski. Prawdziwy blackout przeżyło w sobotę wielu mieszkańców stołecznych osiedli. Na Gocławiu ludzie utknęli w windach. W sklepach nie mogli zrobić zakupów, bo m.in. nie działały kasy fiskalne.
– Chciałem kupić chleb w moim małym osiedlowym sklepie. Mimo tego, że robię tam zakupy systematycznie i obsługa mnie zna od wielu lat, to ekspedientka musiała mi odmówić sprzedaży, tłumacząc, że nie może, bo nie działa kasa fiskalna – opowiadał pan Adam.
Na stołecznej Białołęce brak zasilania w energię szczególnie dotknął osoby mieszkające w domach jednorodzinnych. – W naszym domu wszystko jest na prąd: ogrzewanie, kuchenka, a nawet woda – bo od ćwierć wieku stołeczne MPWiK nie może zbudować wodociągów i musimy korzystać z własnego ujęcia – podkreśliła pani Jolanta z Białołęki.
W podwarszawskich Markach część mieszkańców musiała przeżyć bez prądu 36 godzin. „Zdałam sobie sprawę, jak […] bardzo jesteśmy uzależnieni od prądu” – napisała na Facebooku jedna z mieszkanek. „Gdyby nie moja lekka obsesja na punkcie zabezpieczania się i fakt, że zakupiłam jakiś czas temu kuchenkę na gaz oraz agregat prądotwórczy, to te ostatnie 36 godzin byłoby dla mnie dramatem” – dodała.
Przez wiele godzin nie można było się dodzwonić na infolinię Stoen Operator. „To jest dramat... lodówki się rozmrażają... ludzie chorzy mają zimno, ale wszyscy muszą radzić sobie sami... ” – napisała na Facebooku Sylvia.
Na podst. „Nasz Dziennik”, AB, PAP