Pierwszą z czterech masowych deportacji obywateli polskich z ziem wschodnich RP, zaanektowanych przez ZSRS w wyniku rozbioru państwa polskiego, władze sowieckie przeprowadziły 10 lutego 1940 r. Według danych NKWD, do północnych obwodów Rosji i na zachodnią Syberię wywieziono wówczas ok. 140 tys. ludzi. Wcześniej, bo już późną jesienią 1939 r., deportacje objęły uchodźców ze środkowej i z zachodniej Polski, którzy na skutek działań wojennych znaleźli się na terenach okupowanych przez ZSRS. Większość z nich została zesłana do wschodnich obwodów sowieckiej Ukrainy i Białorusi. Skierowano ich głównie do pracy w kołchozach, przemyśle i górnictwie. Operacja z jesieni 1939 r. objęła ok. 55 tys. osób.
7 marca szef NKWD Ławrientij Beria wydał rozkaz formowania „trójek” odpowiedzialnych za wywózki. Kolejne rozkazy dotyczyły sporządzania list deportacyjnych. Podobnie jak w przypadku deportacji lutowej, rodzinom pozwalano na zabranie 100 kg dobytku. Cała reszta majątku przechodziła we władanie miejscowych władz. Mieszkania w pierwszej kolejności przekazywano oficerom Armii Czerwonej oraz działaczom partyjnym, a więc przedstawicielom „nowej elity” rządzącej polskimi Kresami.
Akcję wysiedlania władze sowieckie rozpoczęły w nocy z 12 na 13 kwietnia 1940 r. Przebieg deportacji tak przedstawiała wywieziona wówczas z Białegostoku polska nauczycielka: „Dom otaczały jednostki o wyglądzie zbirów, komunistyczny element polski, z miejskiego proletariatu, do wnętrza wchodzili funkcjonariusze NKWD. Po stwierdzeniu tożsamości (mocno podkreślano narodowość, obawiano się brać Niemców) kierujący branką odczytywał decyzję [...] skazującą daną jednostkę na przesiedlenie. Robiono ścisłą rewizję [...]. Do pakowania pozostawiano godzinę lub 30, a nawet 15 minut. Nie zwracano uwagi na ciężko, nawet obłożnie chorych, małe dzieci, które matki pragnęły zostawić u swoich lub znajomych, kobiety w ostatnim stadium ciąży, starców. Wszystkich zabierano pomimo łez, rozpaczy i oświadczeń lekarzy o niemożliwości zniesienia podróży”.
Warunki deportacji wydawały się koszmarem, ale i tak były nieporównywalnie lepsze niż podczas wywózek z lutego 1940 r. Wiosna sprzyjała przetrwaniu wielodniowej podróży. Mimo to wielu wysiedlonych zapadało na choroby zakaźne. Inny był też status deportowanych. Zostali zesłani w trybie administracyjnym na dziesięć lat. Oznaczało to, że zamieszkiwali w sowchozach i kołchozach i za pracę otrzymywali wynagrodzenie. Największym ograniczeniem ich swobody był brak możliwości wyjazdu poza obwód administracyjny. Około 8 tys. zostało skierowanych do budowy linii kolejowych, dróg i kopalń złota. Wśród tej grupy panowała największa śmiertelność.
Dwunastoletnia dziewczynka wywieziona w kwietniu 1940 r. ze Lwowa do obwodu kustanajskiego tak opisywała swoje doświadczenia z Kazachstanu: „W kołchozie pracowaliśmy razem z bratem, bo mamusia moja chorowała i choć pędzili nie szła do roboty. W naszym kołchozie był tzw. predsidatiel i od jego humoru zależało nasze życie, gdy chciał dać mąkę, to dał, a jak nie, to nic nie można było zrobić. Nie dał i koniec.
Gdy musiałam pójść do szkoły to niedługo chodziłam, bo nie dawano mi chodzić – nazywano nas bandytami i jeszcze inaczej, więc nie mogłam tego słuchać i znieść. Wolałam się nie uczyć i nie jeść chleba, a nie słyszeć. [...] Gdy przyszły Święta Bożego Narodzenia u nas nic nie było ani nawet okruszynki chleba. Choć nie wiedziałam jak to się żebrze, ale spróbowałam. Poszłam po chatach i śpiewałam no i coś przyniosłam do domu. Upokarzałam się bardzo, ale trudno, iść trzeba, bo tam w biednej kibitce z głodu umiera mamusia i brat. Gdy przyszła wiosna pracowałam wszędzie, [...] miałam wtedy 12 lat, byłam jeszcze bardzo mała, siły moje nie pozwalały mi na taki wysiłek, ale trudno – trzeba. Nazywali nas jak mogli najgorzej, w ogóle teraz nie mamy słów do opisania tego co przeszliśmy” [zachowano oryginalną pisownię tekstu – przyp. red.].
Celem sowieckich deportacji była eksterminacja elit oraz ogółu świadomej narodowo polskiej ludności; miały one rozbić społeczną strukturę, dostarczając jednocześnie totalitarnemu sowieckiemu imperium siłę roboczą.
Na podst. „Nasz Dziennik”, JG, PAP