– Nigdy nie zawiódł przełożonych. Był jednym z najdzielniejszych żołnierzy 5. Wileńskiej Brygady AK – usłyszeli najbliżsi podczas kazania w czasie mszy św. odprawionej w kościele św. Karola Boromeusza na Starych Powązkach. – Spędził w komunistycznym więzieniu 16 lat. Mimo to zawsze służył niepodległości Polski.
List od prezydenta, hołd przedstawicieli MON i IPN
„Żegnamy go jak bohatera. Tak, jak na to zasłużył. Hołd składają mu dziś wolna Polska i wolni Polacy” – napisał prezydent RP Andrzej Duda w liście odczytanym podczas uroczystości przez ministra Wojciecha Kolarskiego z Kancelarii Prezydenta. „Dziękujemy mu także za to, że możemy dziś o nim opowiadać młodzieży” – napisała głowa państwa.
- Dobrze zasłużył się Rzeczypospolitej. Po wojnie Polska go opuściła. Przetrwał lata tortur i upokorzeń. Ale dziś Rzeczpospolita wróciła, by pilnować wartości, o jakie walczył – mówił o zmarłym Wojciech Fałkowski, podsekretarz stanu w MON.
Prezes IPN, Jarosław Szarek zwrócił się do najbliższych żołnierza niezłomnego: - Nie smućcie się. Józef Bandzo jest już w swej niebieskiej partyzantce. Te szwadrony są już w komplecie.
Przypomniał, iż zmarły bardzo cieszył się, iż w kwietniu br. mógł uczestniczyć w pogrzebie swego dowódcy – legendarnego „Łupaszki”. Z powodu choroby nie mógł już jednak we wrześniu pojechać na pogrzeb „Inki” i „Zagończyka” do Gdańska.
- Kiedy widziałem się z nim ostatni raz w szpitalu, gasnącym głosem zapytał tylko: - A „Szczerbca” znajdziecie? Nie myślał o sobie, tylko o godnym pochówku dla swego dowódcy – powiedział dr Jarosław Szarek. I obiecał, że „nie ustaniemy w staraniach o taką Polskę, o jaką Żołnierze Niezłomni walczyli”.
Urna z prochami ppłk. Józefa Bandzo została pochowana na Wojskowych Powązkach w Kolumbarium – w Kwaterze Polskiego Państwa Podziemnego.
Odejście Niezłomnego
Józef Bandzo zmarł w niedzielę 16 października. Odszedł jeden z ostatnich żołnierzy 3. i 5. Wileńskiej Brygady Armii Krajowej, podkomendny mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”. Zmarł po ciężkiej chorobie w hospicjum w Wołominie pod Warszawą. Miał 92 lata.
– Wspaniały człowiek, do końca zachowywał wileńską pogodę ducha i skromność. Mimo że był dzielnym żołnierzem, nigdy nie przechwalał się swoimi zasługami z okresu walk o niepodległość Polski. 21 października zamierzaliśmy wspólnie obchodzić jego 93. urodziny, niestety zmarł – mówił Arkadiusz Gołębiewski.
Pod koniec sierpnia br. Józefa Bandzo uhonorował prezes IPN Jarosław Szarek, który odwiedził go w domu w Warszawie i „złożył meldunek” o pogrzebie Danuty Siedzikówny „Inki” i Feliksa Selmanowicza „Zagończyka” w Gdańsku. Przedstawiciele Instytutu przekazali kombatantowi pamiątkowy ryngraf oraz fotografie z uroczystości pogrzebowych „Inki” i „Zagończyka”.
Józef Bandzo urodził się 21 października w 1923 r. w Wilnie. W czasie II wojny światowej należał do oddziału partyzanckiego Gracjana Fróga „Szczerbca”, przekształconego później w 3. Wileńską Brygadę Armii Krajowej.
Był jednym z najstarszych stażem partyzantów, który dosłużył się stopnia oficerskiego. Brał udział w wielu akcjach bojowych, także tych spektakularnych, m.in. razem ze „Szczerbcem” zdobywał miasto Nowe Troki, brał też udział w ataku na Wilno w trakcie operacji „Ostra Brama”. Następnie został wcielony do komunistycznego ludowego Wojska Polskiego, czyli do Armii Berlinga, jednak przy pierwszej okazji porzucił szeregi tej formacji. W 1945 r. dołączył do 5. Wileńskiej Brygady AK, dowodzonej przez mjr. Zygmunta Szendzielarza, gdy ta walczyła na ziemi białostockiej.
– Nas wychowało harcerstwo, szkoła i partyzantka. To było prawdziwe wojsko. Hartowaliśmy się w tej walce. Zdobywaliśmy miasteczka. Była musztra, była dyscyplina. Szanowaliśmy jeden drugiego. Przed starszym partyzantem człowiek sam z siebie stawał na baczność – mówił w wywiadzie dla „Gazety Polskiej” z 2016 roku.
Symbol pokolenia
Józef Bandzo przeszedł z oddziałami mjr. „Łupaszki” epopeję walk na Białostocczyźnie, a potem na Pomorzu i Mazurach. W 1946 roku, gdy major odtwarzał swoje oddziały, Józef Bandzo należał do jego najwierniejszych żołnierzy – mówi historyk z IPN dr Kazimierz Krajewski. Przypomniał, że w 1947 r. Bandzo ujawnił się podczas tzw. amnestii, która „skazywała żołnierzy niepodległościowego podziemia na łaskę i niełaskę komunistów”.
– Przykład Józefa Bandzo pokazuje doskonale, czym była ta amnestia. Chodziło w niej nie o stworzenie ludziom podziemia możliwości powrotu do normalnego życia, które i tak musiałoby się toczyć pod dyktaturą komunistyczną, ale o zyskanie materiału operacyjnego i wydobycie tych ludzi z lasów, tak aby byli całkowicie zależni od władzy komunistycznej. W efekcie Józef Bandzo został oskarżony i pod fałszywymi zarzutami skazany na karę śmierci, zamienioną następnie na wieloletnie więzienie. Karę odbywał w ciężkich warunkach – mówi historyk.
– Józef Bandzo jest postacią o wymiarze symbolicznym, nie tylko dla środowisk kresowych, ale dla całego pokolenia akowskiego. Zaczynał walkę z okupantem niemieckim, a potem kontynuował ją z okupantem sowieckim i rodzimymi komunistycznymi zdrajcami. Walczył więc z obydwoma wrogami wolności naszego kraju i zapłacił za to bardzo wysoką cenę (...). To przedstawiciel pokolenia, którego Polska pewnie już nigdy nie będzie miała. Pokolenia, które wyrosło w okresie międzywojennym i zostało wychowane w patriotycznych domach i szkołach okresu niepodległości – twierdzi Krajewski.