W ubiegły piątek przeciwko nowelizacji Kodeksu pracy przed gmachem litewskiego Rządu protestowało 4000 osób.
Zdaniem parlamentarzysty, forsowany przez władze model społeczny przeczy zdrowemu rozsądkowi, a nawet, jak powiedział poseł, jest „modelem niszczenia osób pracujących na Litwie".
Z. Jedziński pytał retorycznie, dlatego władze właśnie teraz tak usilnie zabiegają o przyjęcie nowelizacji Kodeksu pracy. „Nawet uchodźcy nie chcą przyjechać na Litwę i pracować na obecnych warunkach. Jeśli w dalszym ciągu będziemy podążali tą samą drogą, na Litwie pozostaną jedynie władze i emeryci" – podkreślił poseł.
Przewodniczący Akcji Wyborczej Polaków na Litwie, poseł do Parlamentu Europejskiego Waldemar Tomaszewski oświadczył, że piątkowy wiec protestu był największą akcją protestacyjną zorganizowaną w naszym kraju w ciągu kilku ostatnich lat. „Był to wiec nowej jakości, bowiem zjednoczył wszystkich ludzi dobrej woli, gdy ramię w ramię o swoje prawa walczyli przedstawiciele związków zawodowych, nauczyciele, pedagodzy przedszkolni, mniejszości narodowe, pracownicy sektora kultury. Ci ludzie zjednoczyli się, bowiem odczuwają wspólne zagrożenie – zagrożenie utraty statusu społecznego" – zaznaczył lider AWPL i dodał, że sytuacja jest niesłychanie poważna, dlatego należy o niej mówić nieustannie i głośno.
„Głosowanie w Sejmie nad modelem uwidoczniło, jak niewielu stronników w parlamencie mają osoby pracujące. Wszystkie frakcje głosowały za przyjęciem nowelizacji Kodeksu pracy, jedynie frakcja AWPL i kilka pojedynczych posłów głosowało przeciwko zgubnym zmianom" – podkreślił W. Tomaszewski.
Przewodniczący Akcji Wyborczej zaznaczył, że nie da się wykluczyć możliwości, że nowy dokument, który godzi w prawa osób pracujących w kraju, jest wynikiem zmowy rządzących z opozycją i pracodawcami, swoistym porozumieniem władz i kapitału, by płacić mniej podatków.
Europoseł nawiązał do piątkowego przemówienia dyrektora żłobka-przedszkola w Mejszagole Iwony Matwiejko, która podkreśliła, że niedopuszczalne jest, że podczas gdy wychowawcy przedszkolni, którzy muszą spełnić szereg wymogów i których praca jest obarczona niebagatelną odpowiedzialnością, przy tym nie należy do łatwych, otrzymują miesięcznie 400 euro, władze deklarują, że dla uchodźców mogą zaoferować miesięczne wsparcie o wysokości 800 euro.
„Elity wystraszyły się wiecu protestu, bowiem podjęto niemało prób zmanipulowania akcją protestacyjną" – oświadczył polityk. Odniósł się w ten sposób do medialnych insynuacji o rzekomo mniejszej niż podają organizatorzy liczbie protestujących, o publikacjach, w których mityng został nazwany protestem Polaków na Litwie. „Są to działania władz w myśl starej zasady „Dziel i rządź". Obserwujemy próby rozbicia społeczeństwa, odwrócenia uwagi od zagrożenia, jakim jest nowy Kodeks pracy" – powiedział lider AWPL, komentując m.in. materiał o piątkowej pikiecie wyemitowany przez litewskiego publicznego nadawcę telewizyjnego w audycji „Panorama". Mimo że głównym tematem wiecu był nowy model społeczny publiczny, nadawca całkowicie pominął ten problem i skupił się wyłącznie na kwestiach narodowościowych i udziale Polaków w pikiecie.
„Skandaliczne jest to, że rządzący są „wzywani na dywanik" przez pracodawców, zaś szczytu nachalstwa sięgnęli liberałowie, którzy wystąpili z propozycją przyjęcia nowego modelu społecznego w trybie pilnym. Wszystko wskazuje na to, że władzę sprawują nie bojaźliwi socjaldemokraci, tylko pracodawcy wraz z liberałami" – oświadczył W. Tomaszewski.
Polityk wyraził satysfakcję z tego, że udało się poderwać mieszkańców do walki o swoje prawa - mimo wielokrotnych prób zastraszania i wielu dezinformacji upowszechnianych za pośrednictwem mediów i przez środki masowego przekazu.
Lider AWPL zaznaczył, że organizatorzy akcji protestacyjnej, głównie za pośrednictwem mediów, byli niejednokrotnie atakowani. Ofiarą niewybrednych i licznych ataków padł również W. Tomaszewski.
Przypomnijmy, że ostatnio w mediach rozpętano histerię po niedawnym spotkaniu przewodniczącego Akcji Wyborczej z kierownictwem Pierwyj Bałtijskij Kanał. „Wywiadów dla tej telewizji udzielają wszyscy oficjele, w tym czołowi krajowi politycy, a AWPL nie wolno. Dlaczego? Otóż dlatego, że rządzący obawiają się, że obywatele dowiedzą się, kto rzeczywiście stoi po ich stronie, kto faktycznie broni ich praw i interesów. Nas nikt nie może „wezwać na dywanik", bowiem jesteśmy jedynym ugrupowaniem, które pryncypialnie nie przyjmuje pieniędzy od struktur biznesowych" - oświadczył W. Tomaszewski.
Polityk ubolewał, że po 25 latach niepodległej Litwy staliśmy się świadkami sytuacji, gdy władzę sprawują byli komuniści, którzy dzisiaj próbują oczerniać tych, którzy głoszą prawdę i mają inne zdanie. „Osobiście ani w czasach radzieckich, ani obecnie nie bałem się i nie boję mówić prawdy. Jeszcze w 1980 roku mówiłem w szkole o mordzie w Katyniu, o stalinowskich oprawcach. Nie baliśmy się wówczas, a i obecnie nie damy się zastraszyć" – oświadczył polityk.
Przed piątkowym wiecem próbowano uderzyć w lidera AWPL m.in. poprzez medialne sugestie o tym, że dojazd do działki, którą przed kilkoma laty nabyła jego rodzina, rzekomo wyasfaltowano z publicznych pieniędzy. „Prawda jest taka, że działkę kupiłem po tym, gdy droga już była wyasfaltowana. Co więcej, asfalt opłacili z własnej kieszeni właściciele sąsiednich działek" – piętrzące się w mediach kłamstwa i oszczerstwa sprostował polityk.
„Ze wszystkich sił będziemy bronili pracowników oświaty i wszystkich pracujących. Wierzymy też, że nowy model społeczny ostatecznie nie zostanie przeforsowany, a szkoły polskie wyjdą z zagrożenia obronną ręką" – optymistycznie konkludował W. Tomaszewski.
Komentarze
Warto przeczytać całość, w której zostało wypunktowanych wiele zaniedbań polskich władz oraz ich frajerstwo z jednej, a z drugiej strony cynizm, fałsz i łamanie wszelkich norm i umów przez władze litewskie. Prawda jest tu wyłuszczona jasno, bez bełkotu politycznej poprawności.
"Polacy żyjący na Wschodzie mają prawo żyć tam, gdzie żyją od pokoleń, i mają prawo być Polakami, a nie Litwinami. Nie powinni być zmuszani do ucieczki do współczesnej Polski, bo tu też nie będą do końca u siebie. Powinniśmy również dbać o polskie dziedzictwo materialne na Wschodzie. Polska musi wymagać od naszych sąsiadów, by nie przekłamywali tego dziedzictwa, by napisy na budynkach głosiły prawdę, by nie ukrywały polskich korzeni."
Artykuł można przeczytać w bieżącym numerze tygodnika "Do Rzeczy".
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.