Jedni złowieszczą, że prawo zezwalające na kupowanie ziemi przez obcokrajowców może być dla małej Litwy zgubne, bo wykupią ją bogatsi od nas obywatele z krajów Europy Zachodniej. Litwinów zaś czeka los króla Jana bez Ziemi. Inni z kolei są zdania, że 3 mln ha ornej ziemi, jaką na Litwie dysponujemy, jest zwykłym towarem na sprzedaż – dobrym jak każdy inny. Inwestycje w litewską ziemię rolną tylko podniosą konkurencyjność rolnictwa w naszym kraju, zmuszą rodzimych rolników do modernizacji gospodarstw. Na dodatek do budżetu wpłynie pokaźna suma euro w ramach kupna-sprzedaży jak i przyszłych podatków. Jak będzie z tym kupowaniem naprawdę – nie wiadomo. Pewne raczej jest jedno. Zachodniacy skwapią się na litewskie areały, jeżeli ten interes im się opłaci. Bogaci, co wiadomo przecież powszechnie, nie kupują czegoś, co miałoby im przynieść straty.
A interes w rolnictwie na terenie Unii Europejskiej będzie się opłacał, o ile taż Unia będzie do niego sowicie dopłacać. Jak na razie w polityce unijnej zwycięża opcja dotowania rolnictwa, na której zyskują przede wszystkim rolnicy ze starych krajów unijnych (tam dopłaty bezpośrednie do hektara są częstokroć kilkakrotnie wyższe niż na Litwie bądź innych krajach naszego regionu). Więc dopóki dopłaty będą na wysokim poziomie, obcokrajowcom będzie się opłacało kupić ziemię na Litwie. Jeżeli jednak w polityce unijnej wzięłaby górę opcja stopniowego odchodzenia od dotowania rolnictwa, litewska ziemia nie będzie jakąś szczególną pokusą dla holenderskich, francuskich czy innych zachodnich farmerów.
Dziś więc nikt tak naprawdę nie jest w stanie przewidzieć, co będzie za rok. Można przypuszczać, że odblokowanie litewskiego rynku i jego otwarcie na rynek unijny spowoduje, że ceny ziemi rolnej pójdą w naszym kraju do góry. Jest to jeszcze jeden argument za tym, by nie wyprzedawać bezmyślnie ziemi, którą często z wielkim trudem udało się nam, mieszkańcom Wileńszczyzny, odzyskać. Pamiętajmy, że sprzedawanie ziemi dzisiaj, to wzbogacanie najczęściej różnego rodzaju spekulantów, którzy panoszą się w tej branży jak nigdzie indziej na Litwie. Jedni skupują ziemię, bo liczą na wysokie dopłaty z Unii, inni, bo zamierzają ją później odsprzedać – z dużym zyskiem naturalnie – dla obcokrajowców. Dla wielu zaś ziemia podwileńska jest atrakcyjną po prostu jako długotrwała inwestycja, która swego czasu z nawiązką się okupi.
Zamieszanie jest więc spore. A ciśnienie na rynku rolnym wraz z przybliżaniem się daty 1 maja 2014 roku będzie tylko wzrastać. Ważne w tym czasie nie ulec emocjom. Zachować spokój, wyczekać. W Holandii z racji na horrendalne ceny ziemi rolnej w tym państwie żartuje się, że rolnikiem w kraju wiatraków i tulipanów można zostać tylko na dwa sposoby. Trzeba albo urodzić się w rodzinie rolnika, albo ożenić się z córką rolnika.
Te powiedzonko jak na razie nie przystaje do litewskich realiów, ale kiedyś przystanie. I dobrze byłoby wówczas, by dzieci w podwileńskich wsiach rodziły się w rodzinach miejscowych rolników...
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
Obecny, bezprawny -w świetle prawa międzynarodowego- właściciel nie będzie mógł jej sprzedać. Nie sądzę by był chętny Niemiec, Dun czy Holender na taką wątpliwą prawnie transakcję zakupu. Inaczej wygląda sprawa z prawowitym właścicielem, tymczasem wyzutym "prawem" litewskim z posiadania. Znajdą się i tacy, którzy taką ziemię kupią a potem państwo Lt złupią. Bo to będzie doskonały interes. Kupić taniej, na dodatek z prawem do wszelkich roszczeń byłych...
Oj będzie ciekawie...
to jest w ogóle ewenement na skalę światową te przenosimy ziemi. Jakiś absurd, żeby z nieruchomości zrobić mienie ruchome...
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.