Do „zabójstwa stróża” – jak najczęściej to brutalne wydarzenie jest określane w przestrzeni publicznej – doszło w nocy z 6 na 7 stycznia na placu budowy stawów rybnych we wsi Mamowie. Marian Siniawski od jesieni pracował tam jako dozorca. Przybyły w niedzielę rano na swoją zmianę jego kolega, Stanisław Siniawski, nie zastał go na miejscu. Zniknął również samochód Mariana Siniawskiego, czarny VW „Touran”. Ślady krwi, znalezione przy wagonikach budowlanych nie wzbudziły podejrzenia, że mężczyznę spotkało nieszczęście.
– Mimo wszystko nie chciałem uwierzyć w najgorsze. Myślałem, że to jakiś płyn samochodowy rozlany na ziemi. Zadzwoniłem do Mariana, nie odbierał telefonu. Zadzwoniłem do domu, aby upewnić się, czy tam jest. Okazało się, że i w domu go nie ma. Pomyślałem, że może się skaleczył i sam pojechał do szpitala – opowiada Stanisław Siniawski.
Gdy i to przypuszczenie nie potwierdziło się, wezwano policję. Funkcjonariusze nie mogli znaleźć drogi do miejsca wypadku, więc miejscowi mężczyźni wyjechali im na spotkanie. Rozpoczęło się intensywne poszukiwanie: przeczesywano okoliczne lasy, łąki. Zaginionego szukali kynolodzy z psem, wezwano helikopter. Jednakże, według Stanisława Siniawskiego, piloci helikoptera skoncentrowali swoją uwagę głównie na najbliższej okolicy, a tymczasem ślady opon samochodów wskazywały na to, że przestępcy wyjechali na szosę A4 i skręcili w kierunku Wilna. Potem zawrócili pojazdy, by pozbyć się ofiary w lesie orańskim, tym samym zacierając ślady przestępstwa. We wtorek o godz. 10.00 rano gajowy z Oran, który przybył do lasu, aby pokazać robotnikom teren i zakres prac, znalazł spalony samochód. W bagażniku znaleziono szczątki człowieka.
Funkcjonariusze Wileńskiej Policji Powiatowej już w środę zatrzymali trzech podejrzanych o dokonanie makabrycznej zbrodni: dwóch 19-latków (Tautvydasa Putysa i Aurimasa Jaruševičiusa) i jednego 15-latka nastolatka, którego tożsamość nie jest upubliczniana. Najmłodszy jest uczniem Centrum Kształcenia Zawodowego w Olicie. Dwaj zatrzymani pochodzą z rejonu olickiego, trzeci – szczególnie agresywny – Putys, jest mieszkańcem Wilna. Obaj pełnoletni podejrzani już byli karalni, m.in. za naruszenie porządku publicznego.
Podczas konferencji prasowej naczelnik Głównej Komendy Wileńskiej Policji Powiatowej Saulius Gagas poinformował, że wszystkich trzech podejrzanych policja zastała znienacka w różnym miejscu. Podejrzani po dokonaniu zabójstwa dalej prowadzili zwyczajny tryb życia, nie ukrywali się i w momencie zatrzymania nie stawiali oporu. Podczas przesłuchania nie zaprzeczali, że byli na miejscu pracy stróża, jednakże każdy z nich w różny sposób tłumaczył swój udział w przestępstwie.
Według Gagasa, przestępcami początkowo kierowała chęć kradzieży paliwa. Jednak ten motyw przerósł w zabójstwo z premedytacją, jedno z najbardziej okrutnych kiedykolwiek dokonanych w rejonie trockim przestępstw. Szef policji powiatowej złożył kondolencje rodzinie zabitego i podkreślił, że na wykrycie tego nietypowego przestępstwa, policja rzuciła potężne posiłki policyjne. Śledztwo prowadzili funkcjonariusze z kilku powiatów wespół z Biurem Policji Kryminalnej Litwy.
Według Pawła Siniawskiego, syna zamordowanego, policja dobrze wykonała pracę i rodzina jest jej za to wdzięczna. Jednak zabrakło mu słów, aby ocenić to, co się przytrafiło jego ojcu.
– Nie wiem, jaką karę takim oprawcom można wymierzyć. Jak ziemia nosi takich ludzi? A przecież to dzieci. Mój syn ma 11 lat, a najmłodszy zabójca liczy tylko 15 lat… Jeśli takie rzeczy się u nas dzieją, to nie wyobrażam sobie, co będzie dalej. Ojciec nikomu nie przeszkadzał, był zrównoważony, życzliwy dla ludzi – odpowiedział.
Należy tu podkreślić ogromne zaangażowanie samej rodziny, przyjaciół i znajomych śp. Mariana Siniawskiego, którzy pomagali w prowadzeniu śledztwa i w dużym stopniu przyczynili się do wyjaśnienia okoliczności zabójstwa.
Jak wynika ze słów Stanisława Siniawskiego, jeden z podejrzanych pracował na budowie stawów jako traktorzysta.
– Pewnego razu podczas mojej zmiany przyjechał tutaj, wszedł na plac budowy, rzekomo zabrać należące do niego kanistry. Jednak niczego nie znalazł i odjechał – mówił w rozmowie z „Tygodnikiem” kolega i krewny zabitego. Siniawski przypuszcza, że Putys po prostu badał teren i prowadził wstępne rozeznania. – Na pewno Marian rozpoznał go i wyszedł, bo przecież też go znał. Tuż po zaginięciu kolegi musiałem przejąć zmianę i pełnić dyżur. Przeżyłem szok, straszny stres. Podczas mojej pracy przejeżdżał tędy samochód, audi, którym jeździł jeden z przestępców. Zadzwoniłem do Stanisława Tuniewicza i powiedziałem, że przy budowie na łąkach pojawił się podejrzany samochód, który pojechał w kierunku Mamowia. Poprosiłem, by zablokował mu drogę lub przynajmniej spisał numery rejestracyjne. Staś gonił go, ale ten uciekł, a numery miał zabrudzone błotem – opowiadał Stanisław Siniawski.
Wstępnie policja podawała, że złodzieje z placu budowy ukradli 100 l diesla, jednak według miejscowych, przestępcy ukradli tylko resztki paliwa, a cała beczka została nienaruszona.
W czwartek, 11 stycznia sędzia Wileńskiego Sądu Okręgowego wydał nakaz zatrzymania podejrzanych na okres 3 miesięcy. Dwóm pełnoletnim podejrzanym za dokonanie umyślnego zabójstwa w celu zysku i chęci ukrycia innego przestępstwa, grozi kara więzienia od 15 lat po dożywocie. Na Litwie za zabójstwo osoba może być karana od 14 roku życia. Nieletni mordercy najczęściej są skazywani nie więcej niż na 10 lat pozbawienia wolności.
– Praca i dom były dla Mariana… Marka, jak go najczęściej nazywaliśmy, najważniejsze. Razem z żoną Grażyną dobrze wychował trzech synów, doczekał czworo wnuków. Był człowiekiem spokojnym, nigdy nie wdawał się w żadne konflikty. Był dobrym przyjacielem i sąsiadem. I moim ojcem bierzmowanym… – stwierdza z żalem Stanisław Tuniewicz z Mamowia.
Marian Siniawski 10 kwietnia skończyłby 60 lat.
Z doniesień prasowych wynika, że podejrzani, mimo iż wcześniej mieli zatarg z prawem, ciągle unikali realnej kary. Powyższa tragedia wzbudza sporo pytań m.in. o to, czy wymiar sprawiedliwości na Litwie radzi sobie z podobnymi przypadkami?.. I co nas czeka w przyszłości, skoro zabijają tak młodzi ludzie…
Irena Mikulewicz
Fot. autorka
Tygodnik Wileńszczyzny