Nawet premier, widocznie zdesperowany sposobem „świętowania" rodaków i umykającym z budżetu VATem, przemówił o tym. Okoniem stają w tej kwestii konserwatyści oraz... m. in. minister finansów – socjaldemokrata. Wiadomo, konserwatyści najprawdopodobniej czynią to z zazdrości, że przed zbliżającymi się wyborami ten przychylny wobec potrzeb szeregowego obywatela gest może przysporzyć głosów poparcia partiom z rządzącej koalicji.
Niechybnie sami chcieliby wystąpić w roli dobrodziejów i wymazać z ludzkiej pamięci fakt, że to właśnie ich premier w czasie kryzysu „czasowo" (trwa to już ósmy rok) podniósł podatek VAT o kilka procent. Każdemu wydaje się być zrozumiałe, że nawet zlikwidowanie tej „czasowości" sprzyjałoby zasobności portfeli obywateli.
Minister finansów uważa, że obniżenie podatku nie wpłynie na zmniejszenie cen na towary. Dziwnym krajem wydaje się być Litwa – tu wszystko jest inaczej. W Polsce niski VAT warunkuje niskie ceny, a u nas mają one pozostać bez zmian. Pomimo tego, że tłumy zmotoryzowanych nie tylko w czasie długich weekendów, ale też codziennie (pomimo ich zawstydzania przez poszczególnych polityków i oskarżania o brak patriotyzmu) ciągną do Polski i wracają stamtąd naładowanymi samochodami.
Coraz bardziej popularne staje się też zamawianie materiałów budowlanych z Polski, które sprzedawca nawet dostarcza na Litwę własnym transportem. Minister uparcie twierdzi, że oprócz znacznych strat nic to nie da: zmniejszenie tego podatku o 1 proc. przynosi ubytek w wysokości 130 mln euro. Nie mówi jednak minister, o ile każdy procent zmniejszonego podatku podniósłby siłę nabywczą obywateli, a co za tym idzie – wzrost możliwości korzystania z dodatkowych usług i wydawania w ten sposób zaoszczędzonych kwot już na Litwie, a nie w sąsiedniej Polsce.
Zresztą sama Litwa doświadcza „dobrodziejstw" większych podatków np. na Białorusi, której obywatele wybierają Wilno na weekendowe zakupy. Dlaczego na Litwie ma być wszystko na opak?
NASZA GAZETA NR 12 (1205)
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.