Niedawno w kościołach Wileńszczyzny celebrowaliśmy Triduum Paschalne. Cały tydzień nad Litwą panował antycyklon, pogoda była słoneczna. Nareszcie w drugi dzień Wielkanocny, wieczorem po zachodzie Słońca, tuż przed samą północą mogłem pójść do mego obserwatorium, aby prowadzić obserwacje astronomiczne.
Tradycyjnie przed rozpoczęciem obserwacji astronomicznych modlę się, powierzając Panu Bogu moją pracę. Taka rozmowa ze Stwórcą zazwyczaj zajmuje mi około 10 minut, zanim rozpocznę fotografować wybrany obszar nieba w poszukiwaniu komet lub asteroidów. Na początku zawsze powinienem sprawdzić czas w komputerze oraz w Internecie, aby różnica nie była większa niż 1 sekunda. Następnie otwieram dach nad teleskopem i kieruję go na wybrany obszar nieba – na jakąś jasną gwiazdę. Uruchamiam teleskop, aby móc ją śledzić. Potem w komputerze zaznaczam gwiazdę w specjalnym programie i uruchamiam CCD astronomiczną kamerę, przy pomocy której będę fotografował nocne niebo. Kamera jest specjalnie przystosowana do fotografowania głębokiego kosmosu. Wprowadzam do komputera temperaturę –//// 30 C, aby ją ochłodzić i tylko wtedy teleskop automatycznie kieruje się na wybrane koordynaty. Przeważnie czas naświetlania na kamerze wynosi 60 sekund, a to za pomocą nowego teleskopu, który działa od sierpnia ubiegłego roku.
Średnica nowego zwierciadła w teleskopie wynosi 46,5 cm. Wykonanie tego zwierciadła zajęło mi ponad 3 lata. Szlifowałem oraz polerowałem je ręcznie w domu wieczorami. Po długich eksperymentach nareszcie udało się go wykonać z dokładnością 0,007 mikrona. Dla przykładu, ludzki włos ma grubość około 20 mikronów. To już 29. własnoręcznie wykonane zwierciadło. Pierwsze, które wykonałem w 1983 roku, miało średnicę jedynie 11cm. Teraz mam dość poważny instrument obserwacyjny.
22 kwietnia wybrałem do obserwacji obiekt Messiera 101 pod nazwą wiatraczek w gwiazdozbiorze Wielkiej Niedźwiedzicy. To jest galaktyka spiralna o jasności 7,9 m, a jej rozmiary są trochę mniejsze niż tarczy Księżyca, zaś masa jest w przybliżeniu równa 180 miliardom mas Słońca. Znajduje się w odległości 21 milionów lat świetlnych. Dla porównania, światło od tej galaktyki leci do nas z prędkością ok. 300 000 km/s.
Pierwszą ekspozycję wykonałem około o godz. 23.44 czasu miejscowego. Po upływie 8 minut wykonałem drugą ekspozycję. Sprawdziłem za pomocą programu Astrometryka otrzymany materiał i na drugiej ekspozycji zauważyłem gwiazdę o wielkości 15,8 magnitudo. Na pierwszej wykonanej ekspozycji jej nie było. Z początku pomyślałem, że to może być defekt, więc o północy wykonałem trzecią ekspozycję, aby się przekonać, że naprawdę zaznaczyłem gwiazdę. Okazało się, że na tym miejscu jest gwiazda, ale za 8 minut zaczęła ona tracić swój blask. To mnie wprowadziło w wielki kłopot, ponieważ po raz pierwszy w życiu zetknąłem się z takim zjawiskiem podczas swoich długoletnich obserwacji. Postanowiłem więc dalej prowadzić obserwację tej gwiazdy. Na następnych ekspozycjach widać było jak coraz bardziej traci blask. W sumie w ciągu godziny wykonałem 10 ekspozycji. Na ostatniej gwiazda już nie była widoczna. Traciłem się w domysłach, co takiego mogłem zaobserwować?... Kontynuowałem obserwacje dalej, ale już w innych obszarach nieba. Poszedłem spać o godzinie 4.00 nad ranem, ale sen nie chciał do mnie przyjść. W głowie krążyły rozmaite myśli…
Po południu zatelefonowałem do kolegi Kazimierza Czernisa, astronoma z zawodu i opowiedziałem mu o tym zjawisku. Z początku nawiedziła mnie myśl, że to, co zobaczyłem, to rozbłysk gamma. Źródła błysków gamma zlokalizowane są miliardy lat świetlnych od Ziemi. Oznacza to, że eksplozje są bardzo energetyczne (typowy wybuch uwalnia w ciągu kilku sekund tyle energii, ile Słońce ma w ciągu całego życia, czyli 10 miliardów lat). Wszystkie zaobserwowane błyski gamma pochodzą spoza naszej galaktyki.
Kazimierz powiedział mi, że to jednak nie gamma błysk, tylko możliwie geostacjonarny satelita, który znajduje się na wysokości powyżej 35 tys. km nad powierzchnią Ziemi i tak jak ona robi jeden obrót na dobę. Zawsze jest na tej wysokości oświetlony promieniami Słońca, więc wygląda jak słabo świecąca gwiazda, widoczna tylko na zdjęciach wykonanych za pomocą większych teleskopów.
Aczkolwiek zastanawiało to, że zmienia się blask zaobserwowanej przeze mnie gwiazdy… Postanowiłem opracować obserwacje i wysłać je do astronoma prof. Denisa Denisienko z Rosji, który pracuje w Astronomicznym Instytucie im. Szteinbergera. Prof. Denisienko jest specjalistą od zmiennych gwiazd. Poprosił mnie o opracowanie obserwacji z dokładnością do trzeciego miejsca po przecinku. Po paru godzinach udało się mi wykonać obliczenia, które razem ze zdjęciami zrobionymi podczas obserwacji wysłałem do prof. Denisa Denisienki.
Pod wieczór otrzymałem od niego wiadomość, że to był rozbłysk UV Ceti, czerwonego karła. Moje obserwacje powędrowały do „The Astronomer’s Telegram”. Po krótkim czasie otrzymałem kolejną wiadomość, że gwieździe nadano nazwę Sielewicz1. W taki sposób otrzymałem miły prezent na swoje 70. urodziny, które będę obchodził jesienią!
UV Ceti jest gwiazdą czerwonym karłem o typie widmowym M6V, masie 0,1 Słońca oraz temperaturze powierzchni 4000 K. Z obliczeń prof. Denisienki wynika, że gwiazda podczas rozbłysku w ciągu jednej minuty wydzieliła tyle energii, ile wydziela za całą dobę, czyli ponad 1500 razy.
To było trzecie ważne zjawisko, zaobserwowane w moim obserwatorium astronomicznym w Słobodzie. Pierwszym była nowa kometa na terytorium Litwy odkryta przez Kazimierza Czernisa 14 marca 1991 roku, którą potwierdziłem obserwując przez swój teleskop, a następnie sfotografowałem.
16 i 17 marca 2015 roku obserwowałem fotograficznie niebo, poszukując nowe asteroidy. I udało się! Kazimierz obliczył orbitę odkrytej asteroidy, następnie zaś ten sam obiekt sfotografowano w Ameryce. Po obliczeniu orbity okazało się, że trochę wcześniej odkrytą przeze mnie i Kazimierza asteroidę zafiksował teleskop Panstarrs w USA. Asteroida otrzymała nazwę 2015 DXM 124. To było nasze drugie wspólne odkrycie.
24 kwietnia 2008 roku, w drugi dzień Wielkanocy, w obserwatorium astronomicznym w Malatach, obserwowałem za pomocą swojej kamery na teleskopie i zaznaczyłem nową, jak myśleliśmy, asteroidę. Powtórnie obserwowałem ją jeszcze przez dwie noce. Kazimierz obliczył orbitę i byliśmy pewni, że to nowa asteroida wspólnie przez nas odnaleziona. Po upływie 3 miesięcy otrzymaliśmy wiadomość, że to była stracona asteroida, którą odnaleziono 2 lata temu w Ameryce, ale z powodu małej ilości danych obserwacyjnych została utracona. Pomogliśmy ją odnaleźć powtórnie, otrzymała numer 2008 HG66.
W 2009 roku na 60. urodziny Kazimierz Czernis podarował mi certyfikat z nadaniem nowo odkrytej asteroidy mojego nazwiska (189396) Sielewicz. A więc, mam w kosmosie własną asteroidę, której średnica wynosi ok. 4 km, zaś okres jej obrotu wokół Słońca trwa ponad 4 lata.
Jestem niezmiernie wdzięczny przyjacielowi Kazimierzowi Czernisowi za to, że wprowadził mnie w tajniki kosmosu. Jestem samoukiem, dlatego bez jego wsparcia i wiedzy, którą chętnie się dzieli ze mną, trudno mi byłoby cokolwiek osiągnąć w dziedzinie astronomii.
W intencji nowo odkrytego ciała niebieskiego odbyłem samotną, już kolejno dziewiętnastą, pieszą pielgrzymkę ze Słobody do Ostrej Bramy.
Henryk Sielewicz
Fot. autor
Rota