Z okazji setnych urodzin Zofia Budzewicz przyjmowała życzenia nie tylko od bliskich i krewnych. Do szanownej jubilatki z gratulacjami, bukietami i prezentami zawitali też przedstawiciele władz rejonu wileńskiego na czele z mer Marią Rekść, wicemer Czesław Olszewski, kierowniczka wydziału opieki socjalnej Stefania Stankiewicz, starosta gminy rukojeńskiej Leonarda Sapkiewicz oraz przedstawicielka „Sodry" Regina Borkowska.
Chociaż jubilatka ma trudności z samodzielnym poruszaniem się, przybyłych gości przywitała z radością.
Pani Zofia urodziła się 25 marca 1914 r. w nieistniejącej już dziś miejscowości Aleksandrówka w rejonie wileńskim. Dzieciństwo miała niełatwe. Gdy ukończyła 11 lat, zmarł ojciec. W rodzinie się nie przelewało, więc musiała służyć w folwarku. W czasach sowieckich pracowała w kołchozie.
W wieku nieco ponad dwudziestu lat wyszła za mąż za Jana Budzewicza i przeniosła się do rodzinnej miejscowości małżonka – Rogowile (gmina mariampolska). Z mężem wychowała troje dzieci: dwie córki, Marię i Reginę, oraz syna Mieczysława. Pani Zofia doczekała się 6 wnuków, aż 14 prawnuków oraz jedną praprawnuczkę. Mąż jubilatki sędziwego wieku nie doczekał. Zmarł przed 34 laty. Nie żyje też syn.
Jak wspominała córka Maria Woronowa oraz wnuk Andrzej Żabiełowicz, pani Zofia aż do 98 lat była żwawa i potrafiła o siebie się zatroszczyć. Po śmierci swego męża zamieszkała w Starej Wiosce, gdzie miała swe gospodarstwo. Do późnych lat hodowała krowę i drób, a wczesną wiosną z niecierpliwością wypatrywała dzieci i wnuków przybywających, by pomóc w pracy na roli. A kiedy rodzina w trosce o zdrowie pani Zofii zamiast krowy kupiła jej kozę, zdziwiona seniorka rzekła, że po co jej ta koza. Długo nie czekając sama kupiła sobie nową krowę. Jak sądzi córka, jej mama doczekała się tak sędziwego wieku, bo przez całe życie lubiła pić mleko.
Lubiła też spędzać czas przy kołowrotku, skubaniu pierza na pierzynę (na posag córkom i wnuczkom) i tkaniu dywaników, a spała wyłącznie na piecu.
Po złamaniu przed paroma laty biodra pani Zofia wymaga stałej opieki, dlatego teraz mieszka u córki Marii, otoczona troskliwą opieką. Jak powiedziała córka, mama bardzo tęskni do swego domu w Starej Wiosce. Często wspomina o swej gospodarce i z tęsknotą spogląda w okno, próbując wypatrzyć bliskie sercu miejsca. Wiele czasu spędza też na modlitwie, wkładając okulary i czytając modlitewnik.
Iwona Klimaszewska