Dlatego też w noc z 23 na 24 czerwca należało udać się do lasu, by o północy znaleźć, a potem zerwać kwiat paproci, gdyż kto ten kwiat zerwie, pozna język zwierząt, odkryje podziemne skarby, w razie potrzeby stanie się niewidzialny, będzie wszystko widział i słyszał, żył długo i w zdrowiu. Tylko nikim się swoim szczęściem nie będzie mógł podzielić... Szczęśliwy znalazca powinien zerwany kwiat nosić za pazuchą i strzec jak oka w głowie, bo, gdyby go zgubił, straciłby wszystko, co dzięki niemu zyskał. Ale... To nie takie łatwe! Ów szczęśliwiec musiał tylko być – bagatela! – człowiekiem młodym, pracowitym i... cnotliwym. A nawet wtedy mogło nie dopisać mu szczęście...
Dziś wiemy, że paproć należy do roślin bezkwiatowych. Nie kwitnie, i już! Skąd się więc wzięła legenda o jej kwiecie? Dawniej wyraz „paproć” (lub paprotka) oznaczał wiele rodzajów roślin rosnących na podmokłych gruntach. Takich, które miały kwiaty i rozkwitały właśnie w czerwcu. Były to rośliny z rodziny paprociowatych, ale również i storczykowate, np. Orchidacae (podkolan, parolist, gnieźniki karlik). Ich kwiaty otwierają się albo pachną tylko w nocy.
Kto jednak nie znalazł kwiatu paproci, w noc świętojańską mógł skorzystać z magicznej mocy innych ziół. Musiało być ich koniecznie dziewięć rodzajów, w tym rumianek i kwiat dzikiego bzu. Należało uwić z nich wianek, ususzyć pod poduszką, a następnie używać jako leku przeciwko różnym chorobom.
Rota