To chyba trudne, mam na myśli to „wszystkich jednakowe kochanie". No chyba że się jest prawdziwą matuchną narodu. Wtedy rzeczywiście kocha się wszystkie swoje dzieci, z tym że różnie się tę miłość okazuje.
Dalia Grybauskaitė już nieraz zaprezentowała, jak bardzo potrafi być surowa wobec dziatek samodzielnie myślących, pryncypialnych i prostolinijnych, czyli... pyskatych. Dowodem na to - Renata Cytacka, wypchnięta ze stanowiska wiceminister energetyki tylko z tego powodu, że prezydent nie wybaczyła jej otwartego listu z zarzutami o kłamstwa w sprawie sytuacji mniejszości polskiej na Litwie. Nie wracalibyśmy do tej sprawy, gdyby nie reakcja pewnego pana z Kowna, który doszukał się podobieństw w „przygodach" pani wiceminister i swoich, więc się z nią solidaryzuje. I szuka precedensów potwierdzających, że na krnąbrnych – w słusznej sprawie – dziatkach w cywilizowanym kraju mścić się nie wypada, zwłaszcza gdy jest się przedstawicielem władzy.
Tytułem prezentacji kilka zdań o Alfredasie Jankūnasie, który zagrzewa nas do nieodpuszczania „sprawy Cytackiej". „To człowiek legitymujący się dyplomami dwóch wyższych uczelni, wojskowy, inżynier budowlany i wieloletni przewodniczący spółdzielni domów wielomieszkaniowych" – tak przedstawia Jankūnasa kłajpedzki dziennik Vakarų ekspresas w publikacji pt. Nowotwór cen za ogrzewania albo co się przydarza tym, którzy próbują dojść prawdy, za co dostawcy energii wystawiają rachunki.
W skrócie wygląda to tak, że znalazł się śmiałek, który, broniąc interesu członków swojej spółdzielni (czyli publicznego), zadarł z kartelem grzewczym i teraz słono za to płaci. Trzebaż się było zaprzeć, by nie dać się „grzejnikom" okradać? Mało tego, udowodnić w sądzie, że łupią mieszkańców bezczelnie – wystawiając rachunki za niewykonane prace lub je zawyżając. No ale na każdy pozew zawsze można wytoczyć kontrpozew.
„Grzejniki" też się ostro za buntownika zabrały, zwłaszcza że przestał się ograniczać do własnej spółdzielni, tylko zaczął się interesować związaną ze wzrostem cen radosną twórczością całej AB „Lietuvos energija" oraz szemranymi sprawkami niektórych kowieńskich sędziów. No i ma za swoje.
Najpierw, pod zarzutem poturbowania pracownika spółki grzewczej, trafił na dwa miesiące do aresztu. Później dorzucono mu zarzut obrazy sądu i gróźb karalnych pod adresem sędziego, którego po latach beznadziejnej walki o interes publiczny nazwał „bandytą", czego nie neguje. Miał też powiedzieć, że sędzia „niedobrze skończy", co odczytano jako... „groźbę pozbawienia życia", choć tylko autor wie, co miał na myśli. Wszystko wskazuje na to, że człowiekowi przez lata mielonemu w maszynie niesprawiedliwości, jaką bywa u nas aparat władzy (nieważne: ustawodawczej, wykonawczej czy sądowniczej), zwyczajnie puściły nerwy. Co nie znaczy, że ruszy z siekierą na wysoki sąd.
Zarówno swoją, jak i Cytackiej sytuację Jankūnas porównuje do historii niejakiego Hervé Eona, skazanego przez francuski sąd za obrazę głowy państwa, konkretnie prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego. Francuz został ukarany symboliczną grzywną za to, że rozpostarł przed prezydentem niewielki transparent z napisem „casse toi pov'con" („spadaj, mały ciulu"). Skazany nie poddał się, odwołał się do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, a ten zawyrokował, że orzeczenie francuskiego sądu stanowiło „ingerencję władz publicznych" w prawo Eona do wolności słowa. A to naruszenie artykułu 10 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. ETPC wydał werdykt, że napis na plakacie Hervé Eona nie dotyczył życia osobistego ani czci prezydenta Sarkozy'ego i nie był zwykłym, osobistym atakiem na niego, że była to krytyka natury politycznej.
Czy historie Cytackiej i Jankūnasa można porównać do sprawy Hervé Eona...? Oceńcie sami. Ja uważam, że można. Z tym tylko, że prezydent nie podała Cytackiej do sądu, wzięła na niej odwet innym sposobem. Jankūnasa rodzime sądy będą próbowały zmielić na papkę. Oby im się nie udało. Zresztą wszystko wskazuje na to, że mniej kochane dziatki naszej surowej władzy-matki dorośleją, są coraz bardziej świadome swoich praw, buntują się przeciwko zaobserwowanym w rodzinie niegodziwościom... i jednoczą się bez oglądania na to, kto jakiej jest narodowości.
Lucyna Schiller
Komentarze
Ukazał się [15.10.2014] krótki artykuł w GW autorstwa B.T Wielińskiego pt MUSIMY PRZECZEKAĆ FOCHY WILNA.
Autor stawia pytanie: oto fragmenty .." dlaczego litewski rząd zamierza dać Łukoilowi zarabiać? Czy nie dla tego, że konkurentem Łukoila był polski Orlen koncern, który -od kiedy przejął w 2006r rafinerię w Możejkach- Litwini stale rzucają kłody pod nogi? Związki z Polską na Litwie nie zawsze są mile widziane. Słyszałem ostatnio w Wilnie, że właśnie dlatego litewska armia raczej nie kupi transporterów opancerzonych Rosomak. Woli sprzęt który nie miałby polskiej skazy." I dalej w odpowiedzi E.Butrymasowi: "To Litwa nie potrafi uregulować spraw mniejszości polskiej zgodnie ze europejskimi standardami .Mimo setek obietnic Jan Kowalski w litewskim paszporcie dalej ma wpisane Jonas Kovalskis. Za wywieszenie polskojęzycznych tablic litewskie sądy karzą grzywnami. A co najgorsze ,regiony gdzie Polaków żyje najwięcej ,są najsłabsze pod względem gospodarczym. Litewscy Polacy skarżą się, że to niedoinwestowanie to celowe działanie władz" . I dalej " próbowaliśmy leczyć tego typu uprzedzenia dwojako: R. Sikorski - kijem, L. Kaczyński wyrozumiale i z życzliwością. Żaden nic nie wskórał". Całość artykułu w NR240.8271Gazety wyborczej
Powstaje pytanie czy Litwa jest i czy chce być członkiem UE -warto byłoby aby krzykacze nacjonalistyczni wreszcie zastanowili się nad tym bo zabawa w ciuciubabkę z litewskim Polakami w sprawie niezrealizowanych ich praw obchodzi jubileusz 20- lecia. Zabranianie praw do posługiwania się własnym językiem i oryginalnym zapisem nazwisk i imienia ma miejsce w Azji i dotyczy Kurdów [w Turcji]. Władze powinny ponadto przeprosić za dopuszczenie do zdzierania litewsko polskich tabliczek na prywatnych posesjach w akcji „Asz Miliu Lietuva”, oraz za poniżanie Polaków wpajaną fałszywą historią w szkole jak to było z Katarzyną Andruszkiewicz. Słowem albo standardy europejskie i członkostwo w UE albo wolna droga poza cywilizowaną Europą.
Polityka III RP wobec Polaków na Litwie niestety pozostawia wiele do życzenia. Więcej jest absurdalnych umizgów do Litwinów, niż realnego wsparcia dla Rodaków. To nie jest normalna i zdrowa sytuacja.
a można było te ogromne pieniądze wpompowane w Możejki przeznaczyć na pomoc polskiej mniejszości na Litwie... serce boli
Treści tam przedstawione warte są poznania , rozpowszechniania i
warto je przytaczać.Cytuję: „Zapatrzonych w Ukrainę i podnieconych walką, którą prowadzi ona dziś o wolność całej Europy (jak to z właściwą sobie emfazą ujął Adam Michnik), namawiam serdecznie, by zwrócone na Wschód głowy unieśli nieco i przyjrzeli się Litwie. A następnie, na ile potrafią, pomyśleli, co poszło z nią nie tak i skąd biorą swoją niezłomną wiarę, że w przypadku Ukrainy się to nie powtórzy?
Przecież tak bardzo się staraliśmy przychylić Litwinom nieba, okazać im jak najdalej idącą solidarność w ich staraniach o uniezależnienie się od Rosji, być ich adwokatem w Unii Europejskiej. W imię jednostronnej antyrosyjskiej solidarności Polska zupełnie odpuściła sobie starania o przestrzeganie w przypadku mieszkających na Litwie Polaków - Polaków, którzy nigdy z Polski nie wyjechali i żyją od wieków na swojej ojcowiźnie - standardów praw mniejszości etnicznych gwarantowanych przez Unię Europejską. Zamknęliśmy oczy na barbarzyńskie zniszczenie zabytków Wilna i innych miast, z których pod pretekstem renowacji w ciągu kilku lat pousuwano wszystkie ślady polskości - barokowe epitafia czy inskrypcje na pomnikach, które przetrwały czasy sowieckie, zostały wymłotkowane i zastąpione napisami w języku, który jeszcze 150 lat temu w formie pisanej w ogóle nie istniał.
Usunęliśmy z naszej pamięci zbrodnię w Ponarach, względnie "zjudaizowaliśm y" jej pamięć, i od lat nie dostrzegamy antypolskiej zajadłości litewskiej polityki historycznej, choć wystarczy zerknąć w byle turystyczny folder, by dowiedzieć się prawdziwych cudów o Grunwaldzie, Chocimiu i wiekowych zbrodniach polskich okupantów Wielkiego Księstwa Litewskiego. Marzenie o antyimperialnym , "jagiellońskim" sojuszu państw gnębionych w swojej historii przez Rosję skłoniło nas również do czysto politycznej decyzji wykupienia po zawyżonej cenie przez pozostający pod kontrolą państwa Orlen litewskiej rafinerii w Możejkach. Inwestycja ta, przeprowadzona w imię budowania środkowoeuropejskiej solidarności paliwowej, nie została wsparta przez litewskie władze - przeciwnie, można wymienić sporo szykan z ich strony - i przyniosła finansową katastrofę. Nie miejsce tu, by wdawać się w szczegóły, ale znam poważnych analityków, którzy mówią wprost, że państwo litewskie oszukało i okradło nas na kilka miliardów złotych. Nie wdając się w spór o perfidię rządu bratniego kraju, faktem bezdyskusyjnym jest to, że pieniądze te zostały wyrzucone w błoto, faktem bezdyskusyjnym jest też to, że polska mniejszość na Litwie jest jawnie szykanowana, a w polityce zagranicznej Litwy trudno dostrzec jakikolwiek przejaw wdzięczności za wieloletnie polskie nadskakiwanie. Innym faktem jest popularność wśród Litwinów internetowej gry w "wypędzanie z ojczyzny" Polaków.
Powie ktoś: Ukraina to nie Litwa! Zgodzę się z tym. Przy Ukrainie Litwa to, z całym szacunkiem dla jej mieszkańców, pikuś. Litwa jest krajem małym, kilkumilionowym , od znacznie mniejszym od Polski potencjale gospodarczym, mogącym nam sprawiać rozmaite przykrości, ale niezdolnym realnie zagrozić. Ukraina to zupełnie co innego.
Niemniej mechanizmy, które ukształtowały politykę litewską, działają także na Ukrainie. I są wśród nich także te same mechanizmy, które napędzają nienawiść do Polski. Antypolonizmu Litwinów nie należy bowiem tłumaczyć jakąś szczególną niewdzięczności czy wrednością tego narodu. Oczywiście, historyczne resentymenty robią swoje, ale zarzuty wobec Żeligowskiego czy Zamoyskiego stanowią raczej wtórną racjonalizację działań uzasadnionych egoistycznie pojmowanym interesem narodowym Litwinów.”
S
Treści tam przedstawione warte są poznania , rozpowszechniania i
warto je przytaczać.Cytuję: „Zapatrzonych w Ukrainę i podnieconych walką, którą prowadzi ona dziś o wolność całej Europy (jak to z właściwą sobie emfazą ujął Adam Michnik), namawiam serdecznie, by zwrócone na Wschód głowy unieśli nieco i przyjrzeli się Litwie. A następnie, na ile potrafią, pomyśleli, co poszło z nią nie tak i skąd biorą swoją niezłomną wiarę, że w przypadku Ukrainy się to nie powtórzy?
Przecież tak bardzo się staraliśmy przychylić Litwinom nieba, okazać im jak najdalej idącą solidarność w ich staraniach o uniezależnienie się od Rosji, być ich adwokatem w Unii Europejskiej. W imię jednostronnej antyrosyjskiej solidarności Polska zupełnie odpuściła sobie starania o przestrzeganie w przypadku mieszkających na Litwie Polaków - Polaków, którzy nigdy z Polski nie wyjechali i żyją od wieków na swojej ojcowiźnie - standardów praw mniejszości etnicznych gwarantowanych przez Unię Europejską. Zamknęliśmy oczy na barbarzyńskie zniszczenie zabytków Wilna i innych miast, z których pod pretekstem renowacji w ciągu kilku lat pousuwano wszystkie ślady polskości - barokowe epitafia czy inskrypcje na pomnikach, które przetrwały czasy sowieckie, zostały wymłotkowane i zastąpione napisami w języku, który jeszcze 150 lat temu w formie pisanej w ogóle nie istniał.
Usunęliśmy z naszej pamięci zbrodnię w Ponarach, względnie "zjudaizowaliśm y" jej pamięć, i od lat nie dostrzegamy antypolskiej zajadłości litewskiej polityki historycznej, choć wystarczy zerknąć w byle turystyczny folder, by dowiedzieć się prawdziwych cudów o Grunwaldzie, Chocimiu i wiekowych zbrodniach polskich okupantów Wielkiego Księstwa Litewskiego. Marzenie o antyimperialnym , "jagiellońskim" sojuszu państw gnębionych w swojej historii przez Rosję skłoniło nas również do czysto politycznej decyzji wykupienia po zawyżonej cenie przez pozostający pod kontrolą państwa Orlen litewskiej rafinerii w Możejkach. Inwestycja ta, przeprowadzona w imię budowania środkowoeuropejskiej solidarności paliwowej, nie została wsparta przez litewskie władze - przeciwnie, można wymienić sporo szykan z ich strony - i przyniosła finansową katastrofę. Nie miejsce tu, by wdawać się w szczegóły, ale znam poważnych analityków, którzy mówią wprost, że państwo litewskie oszukało i okradło nas na kilka miliardów złotych. Nie wdając się w spór o perfidię rządu bratniego kraju, faktem bezdyskusyjnym jest to, że pieniądze te zostały wyrzucone w błoto, faktem bezdyskusyjnym jest też to, że polska mniejszość na Litwie jest jawnie szykanowana, a w polityce zagranicznej Litwy trudno dostrzec jakikolwiek przejaw wdzięczności za wieloletnie polskie nadskakiwanie. Innym faktem jest popularność wśród Litwinów internetowej gry w "wypędzanie z ojczyzny" Polaków.
Powie ktoś: Ukraina to nie Litwa! Zgodzę się z tym. Przy Ukrainie Litwa to, z całym szacunkiem dla jej mieszkańców, pikuś. Litwa jest krajem małym, kilkumilionowym , od znacznie mniejszym od Polski potencjale gospodarczym, mogącym nam sprawiać rozmaite przykrości, ale niezdolnym realnie zagrozić. Ukraina to zupełnie co innego.
Niemniej mechanizmy, które ukształtowały politykę litewską, działają także na Ukrainie. I są wśród nich także te same mechanizmy, które napędzają nienawiść do Polski. Antypolonizmu Litwinów nie należy bowiem tłumaczyć jakąś szczególną niewdzięczności czy wrednością tego narodu. Oczywiście, historyczne resentymenty robią swoje, ale zarzuty wobec Żeligowskiego czy Zamoyskiego stanowią raczej wtórną racjonalizację działań uzasadnionych egoistycznie pojmowanym interesem narodowym Litwinów.”
S
ta cała Renata, to ta sama Renata namiętnie pisująca listy do delfi. I albo są to artykuły na zamówienie, albo zwykła nawina grafomania.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.