Nie zmienia to faktu, że stara prawda zachichotała jadowicie: „w sytuacjach zagrożenia ślicznie się dogadujecie!" Dotyczy to zarówno wewnątrzkrajowych politycznych ringów, na których rządzący z entuzjazmem naparzają się z opozycją, jak też sąsiadujących ze sobą państw. Takich jak Polska i Litwa. A przecież wadzimy się z Polską tylko o zaszłości i imponderabila, nie zgadzamy się na najdrobniejsze ustępstwa, bo tak nam każe jakaś dziwaczna „tatowa przysięga". Dokładnie jak Pawlak z Kargulem w „Samych swoich", których dopiero wizja „trzeciej wojny światowej" zagnała do jednej piwnicy i pogodziła (inna rzecz, że na krótko). Tak i Rosja, próbując zagonić świat do jednego bunkra, bezwiednie spełnia rolę wielkiego rozjemcy.
W Polsce, po latach omijania się szerokim łukiem, spotkali się premier Donald Tusk z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim. „Jesteśmy blisko stanu, w którym można mówić o jedności" – powiedział ten drugi po kilkugodzinnej – dotyczącej sytuacji na Ukrainie – naradzie w kancelarii premiera RP. Następnego dnia prezes PiS – po raz pierwszy od chwili objęcia prezydenckiego urzędu przez Bronisława Komorowskiego – wziął udział w zwołanym w związku z narastającym rosyjsko-ukraińskim kryzysem posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Gdyby nie przerażający powód narady... tylko się cieszyć.
Wszystko wskazuje na to, że również Litwa z Polską, po latach „szorstkiego partnerstwa", znalazła się „blisko stanu, w którym można mówić o jedności". Gdy Polska wystąpiła do NATO o natychmiastowe zwołanie posiedzenia Rady Północnoatlantyckiej w trybie artykułu 4 Traktatu Waszyngtońskiego przewidującego sojusznicze konsultacje w razie zagrożenia, Litwa to dążenie poparła. Okazało się, że prezydenci naszych państw potrafią i rozmawiać, i błyskawicznie wypracować wspólne stanowisko. Zgodnie uznali, że działania Rosji na Ukrainie stwarzają zagrożenie dla bezpieczeństwa całego regionu.
Przy okazji ten i ów litewski publicysta ogłosił, że Polska – kraj tak ostro protestujący przeciwko rosyjskiemu zamachowi na jedność terytorialną Ukrainy – na pewno nie zamachnie się na Wileńszczyznę. U jednego przeczytałam nawet, że „w krytycznej sytuacji Polacy Wileńszczyzny poparliby Litwę" oraz że „sama Polska też by nas poparła". Święta prawda. Byłoby mi w zamian miło wierzyć, że w krytycznej sytuacji Litwa poparłaby też swoich obywateli polskiego pochodzenia. Bo niestety, w sytuacji „bezkrytycznej", czyli zwyczajnej, nam tego poparcia odmawia. Vide: najświeższe veto prezydent Dalii Grybauskaitė w kwestii zapisu oryginalnej wersji nazwisk w paszportach.
Dlatego nie bardzo wierzę w długotrwałość właśnie zademonstrowanej polsko-litewskiej jedności. Bo nie wierzę też, że Rosja na długo zapędziła nas do jednej „piwnicy". Nie wróżę Putinowi sukcesu. Już car Aleksander III Romanow mawiał: „Rosja ma tylko dwóch sojuszników – armię i flotę". A to marni sojusznicy, gdy ma się przeciwko sobie cały pozostały świat.
Lucyna Schiller
Komentarze
ciekawe czy Litwini poparliby Polskę w krytycznej sytuacji?
Zresztą Polska też została w ostatnich latach praktycznie rozbrojona. Zlikwidowano pobór, rozwiązano jednostki, armia zawodowa wciąż w powijakach. Teraz zarówno Litwa jak Polska są wystawione na cel i bezbronne jak dzieci we mgle.
łaskawcy, a co oni myśleli??? za kogo nas uważają, że dokonują takich "wielkich" odkryć?
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.