Wskazują na to wieloletnie obserwacje, jakie przeprowadzono w Skandynawii.
Dr Richard Weller z University of Edinburgh przyznaje, że zbyt intensywne opalanie się zwiększa ryzyko czerniaka, najgroźniejszego nowotworu skóry, który trudno się leczy, jeśli zostanie późno wykryty. Szczególnie groźne są poparzenia słoneczne, do których może dojść już w dzieciństwie.
Specjalista przytacza jednak dość zaskakujące badania, jakie od 1990 r. prowadzono wśród 30 tys. Szwedek. Wykazały one, że te z nich, które częściej korzystały z kąpieli słonecznych, 20 lat później były o połowę mniej narażone na zgony w porównaniu do kobiet, które unikały słońca.
Szwedzi wyliczyli nawet, że 3 proc. zgonów w ich kraju związanych jest niedostateczną ekspozycją niektórych osób na słońce. Wskazują na to również inne badania, które przeprowadzono w Skandynawii wśród 40 tys. kobiet. Tym razem wykazano, że te z nich, które na wakacje wyjeżdżały w najbardziej słoneczne regiony, były mniej narażone na zgony 15 lat później.
„Głównym zadaniem lekarza jest wydłużanie życia swych pacjentów w dobrym zdrowiu, a nie unikanie tylko jednej choroby" – twierdzi dr Weller. Dodaje, że dermatolodzy słusznie przestraszyli się wzrostu zachorowań na czerniaka, ale wylali dziecko z kąpielą przesadnie namawiając do unikania słońca.
Specjalista zwraca uwagę, że czerniak w przeliczeniu na liczbę mieszkańców częściej występuje w Australii aniżeli w Wielkiej Brytanii, co by wskazywało na to, że zbyt duża ekspozycja na słońce zwiększa ryzyko tego nowotworu. Jednak zauważono również, że czerniak częściej występuje u osób, które więcej czasu spędzają w pomieszczeniach, aniżeli na zewnątrz.
Wśród Brytyjczyków częściej występują inne nowotwory skóry, ale są one znacznie mniej groźne. Duńczycy po czterdziestce, którzy zachorowali z tego powodu, rzadziej umierają na nie niż osoby zdrowe z grupy porównawczej, są również mniej narażeni na zawały serca.
„Kiedy wykryję u swego pacjenta nowotwór skóry, który nie jest czerniakiem, pierwsze co robię, to mu gratuluję. Rzadko bowiem się zdarza, żeby po takiej diagnozie pacjent wychodził z gabinetu lekarza z lepszą przeciętna oczekiwaną długością życia aniżeli przed wizytą" – stwierdza dr Weller.
Co zatem decyduje o tym, że opalanie się może wydłużyć życie, pod warunkiem oczywiście, że unikniemy oparzenia słonecznego i nie zachorujemy na czerniaka?
Zwykle twierdzi się, że jest to zasługa witaminy D, która wydzielana jest w organizmie pod wpływem promieniowania ultrafioletowego. „Ludzie z większym stężeniem tej witaminy na ogół cieszą się lepszym zdrowiem. Rzadziej chorują z powodu nadciśnienia tętniczego krwi, cukrzycy, udarów mózgu i zawałów serca, w ogóle są mniej zagrożeni przedwczesnym zgonem" - podkreśla dr Weller.
Według brytyjskiego dermatologa, nie ma jednak dowodów na to, że witamina D w suplementach działa podobnie jak promienie słoneczne. Suplementacja nie zmniejsza ryzyka chorób sercowo-naczyniowych ani chorób metabolicznych, wykazano jedynie, że chroni przed niektórymi odmianami raka jelita grubego.
Dr Weller uważa, że korzystny wpływ słońca polega nie tylko pobudzaniu wytwarzania witaminy D. Pod jego wpływem w naszej w skórze produkowany jest również tlenek azotu. Bo znajdują się w niej azotany, które promieniowanie ultrafioletowe zamienia na ten korzystny dla organizmu gaz. Po wniknięciu do krwiobiegu nawet niewielkie jego ilości rozszerzają naczynia krwionośne i zmniejszają ciśnienie tętnicze krwi.
„Wytwarzany pod wpływem promieni słonecznych tlenek azotu może wyjaśniać, dlaczego przeciętny w populacji Brytyjczyków poziom ciśnienie tętniczego jest niższy latem, aniżeli zimą" – podkreśla dr Weller. Średnie ciśnienie tętnicze krwi jest zwykle mniejsza u ludzi żyjących pobliżu równika w porównaniu do mieszkańców półkuli północnej. (PAP)