Żeby zrobić gruntowny porządek, o który mocno zabiega Ministerstwo Ochrony Zdrowia, trzeba najpierw zrobić bałagan… A z tym resort zdrowia w ciągu ostatnich lat – niezależnie od zmiany władzy – wielkiego problemu nie miał.
Ludzie przyzwyczaili się do dostępności leków, jak też, niestety, do tego, że farmaceuci zdzierają z nich ostatnią skórę, żeby zaspokoić żądzę zysku. Mimo to, że Państwowa Służba Kontroli Cen Leków reguluje ceny, na Litwie preparaty medyczne są i tak 3-4-krotnie droższe niż w sąsiedniej Polsce! Osoby w starszym wieku, zwłaszcza emeryci, którzy nie mają możliwości wybrania się na shoping do kraju tanich zakupów, jak dzisiaj jest określana Polska, z mizernych uposażeń opłacają usługi komunalne, trochę wydają na wyżywienie, a lwią część przeznaczają właśnie na leki. I taki stan trwa z roku na rok, a tymczasem ceny leków sukcesywnie pną się w górę…
– Mogę sobie odmówić jakiegoś rarytasu, nowego swetra, ale leku – nigdy! W sezonie jesienno- zimowym cierpię na bóle głowy. Środkiem, który pomaga mi walczyć z tą dolegliwością jest „Cavinton”. Niestety, ostatnio nie sprzedano mi go bez recepty. Muszę wszystkie sprawy odłożyć i zapisać się na wizytę do lekarza rodzinnego, żeby mi wydał receptę na potrzebny lek – skarżyła się Maria Stasiukiewicz, czytelniczka „Tygodnika Wileńszczyzny”.
Oblężenie przychodni
Wstrzymanie sprzedaży bez recepty niektórych środków farmaceutycznych, które zawsze były dostępne bez żadnych ograniczeń, wywołały oburzenie pacjentów. Nie mogąc otrzymać lekarstwa, pacjenci kierują swe kroki do przychodni lekarskiej, do rejestracji, gdzie dają upust swoim emocjom.
– Najgorzej było na początku listopada, teraz ludzie trochę się uspokoili i zrozumieli, że nie zostali rzuceni na pastwę losu i nie odmawiamy im pomocy – powiedziała w rozmowie z gazetą lekarz rodzinna Ina Šragienė, kierownik wydziału lekarzy pierwszego kontaktu w Centralnej Przychodni Rejonu Wileńskiego. Według pani doktor, taka sytuacja eskaluje skandale i konflikty, do których nierzadko dochodziło.
– Nowe przepisy dodatkowo obciążyły naszych lekarzy nieplanowanymi wizytami. Osoba nie dostaje leku, który wcześniej był łatwo dostępny, przychodzi więc do rejestracji i żąda natychmiastowego przyjęcia przez lekarza. W przychodni działa jednak system i nie ma tak, że ten, który przychodzi, od razu otrzymuje to, co chce, np. receptę. Najpierw musi się zarejestrować, pracownik rejestracji powinien wydać lekarzowi kartę zdrowia pacjenta, wpisać do komputera, a to zabiera sporo czasu. Wypisanie recepty może trwać chwilę, ale zwykle przeciąga się dłużej. To z kolei powoduje niepotrzebne stresy i konflikty – stwierdza doktor Šragienė. Lekarze i personel medyczny są przeszkoleni jak leczyć, jak wypisywać recepty elektroniczne, ale jak lawirować pomiędzy potokami pacjentów, którzy przychodzą jedynie po receptę, podczas gdy naprawdę chorzy pacjenci potrzebują realnej pomocy, tego ich nikt nie uczy.
Jak uniknąć konfliktu?
Ministerstwo Ochrony Zdrowia, wprowadzając bardziej rygorystyczny tryb sprzedaży leków, nie przewidziało jednak, że spowodują one dodatkowe obciążenie i tak przeciążonych lekarzy i personelu medycznego. Rozwiązywanie konfliktowych sytuacji leży w gestii poszczególnych placówek.
– Rozwiązujemy konflikty na różne sposoby: prosimy pacjenta, aby się zapisał do kolejki i poczekał na przyjęcie przez lekarza rodzinnego i to on zadecyduje, jakich leków naprawdę potrzebuje. Jeżeli natomiast widzimy, że leki są osobie niezwłocznie potrzebne, kierujemy ją do gabinetu lekarza dyżurnego. Z kwitkiem nikt nie zostaje odprawiony – uspokaja Ina Šragienė, choć nie owija w bawełnę – lekarzom byłoby lepiej, żeby więcej leków było dostępnych bez recepty.
Aptekarze ze strachu przed „tajemniczymi klientami”, pieczołowicie przestrzegają rozporządzenia ministra Verygi, bo nie mają innego wyjścia, i nie sprzedają farmaceutyków, które jeszcze miesiąc temu mogli w dowolnych ilościach zbywać bez recepty. Teraz za sprzedanie leku bez recepty – na przykład tajemniczemu klientowi – aptekarz może być ukarany. Początkowo pojawiła się informacja, że któryś z farmaceutów został ukarany, jednak minister zdrowia zdementował tę pogłoskę, ponieważ, jak się okazało, żaden z klientów-tajniaków jeszcze nie wyruszył na misję.
Zdaniem lekarki przychodni rejonowej, aptekarze nie mają prawa bez recepty sprzedać 30 tabletek „Ibuprofenu”, popularnego środka na ból, czy pełnego opakowania „Nimesilu”, lecz 10 tabletek, czy 3 torebki proszku mogą wydać całkiem legalnie nawet bez recepty.
– Jeżeli w krytycznej sytuacji aptekarz odmówi sprzedaży nawet minimalnej ilości leku, to należy zapytać, co może zaproponować w zamian. Jeżeli 10 tabletek wystarczy na 5 dni, to na pewno pacjent w ciągu tego czasu powinien postarać się trafić do lekarza, aby wypisać receptę – doradza Šragienė.
Tylko na receptę
Po wprowadzeniu ograniczeń najwięcej problemów wynikło z grupą leków należących do kategorii niesterydowych środków przeciwzapalnych, które obniżają ból, gorączkę. A ponieważ nie ma osoby, która przynajmniej raz w życiu nie odczułaby bólu głowy czy pleców, można wysnuć wniosek, że to nieudogodnienie uderzy w większość potencjalnych pacjentów.
Wśród leków, których już nie można otrzymać bez recepty, są m. in. cieszące się ogromnym wzięciem preparaty zawierające substancję czynną Diclofenac, także leki (płyny iniekcyjne) pakowane w ampułkach, na przykład popularne witaminy z grupy B „Neurorubine”. Całkiem niedostępna bez recepty pozostała grupa antybiotyków, zresztą tak było już wiele lat.
– Antybiotyki rozwijają uzależnienie, więc jak człowiek naprawdę zachoruje może się okazać, że środki te będą nieskuteczne. Choroba uodporni się na działanie leku. Wzorem ubiegłych lat wyłącznie na receptę można będzie kupić także leki psychotropowe, na psychozę, środki nasenne. Tylko z receptą możemy kupić wszystkie preparaty hormonalne, a nawet witaminę D, którą podaje się niemowlakom – wyjaśnia lekarz przychodni rejonowej. Odtąd wyłącznie na receptę można będzie kupić najbardziej popularny na świecie „Omeprazol”, lek aplikowany razem ze środkami przeciwzapalnymi, podawany przy nadkwasocie żołądka, zgadze.
– Za granicą jest tak, że albo farmaceuta powinien osobie poradzić, jaki lek zażyć na odpowiednią dolegliwość, albo lekarz powinien wypisać receptę. U nas widocznie leków spożywano stanowczo za dużo – rozważa rozmówczyni. Jednak w opinii doświadczonej lekarki, każdy świadomy swojej choroby człowiek powinien ponosić odpowiedzialność za własne zdrowie.
Ci, którzy gabinety lekarzy omijali szerokim łukiem i cieszyli się, że potrzebny lek mogą bez przeszkód otrzymać w aptece, są zawiedzeni nowym porządkiem. Jednak nie brakuje przykładów, kiedy człowiek boi się podjąć odpowiedzialność za siebie i nawet w kwestiach błahych pośpiesza do przychodni.
Nowe przepisy z pewnością wielu skłonią do tego, żeby powiedzieć, że boli więcej niż boli, żeby tylko otrzymać to, co się chce. Omijając przepisy można przecież też przechowywać stare recepty bez daty ważności… Wygląda na to, że chcąc wprowadzić więcej porządku, kolejny raz pogłębi się bałagan i krętactwo.
Gra, która się zacina
– Wykonanie rozporządzenia dotyczącego wypisywania wyłącznie elektronicznych recept zostało odłożone do 1 marca przyszłego roku. Teraz istnieje możliwość wypisania dwojakich recept: elektronicznych i tradycyjnych – papierowych. Papierowe recepty są takie same jak były dotychczas. Jeżeli na lekarstwa przysługuje zniżka, to recepta jest wpisywana do książki (tzw. paszportu) leków refundowanych. Ich forma też się nie zmieniła – tłumaczy doktor Šragienė.
Według Iny Šragienė, niektóre placówki medyczne już dzisiaj wypisują niemalże 100 proc. recept elektronicznych, jednak lekarze przychodni rejonowej dopiero się uczą tej sztuki. Lekarze CPRW w różny sposób wykonują to polecenie. Jedni bardziej polubili i kolejne recepty wypisują w sposób elektroniczny, inni dopiero zaczynają zgłębiać system, o czym świadczą dość duże dysproporcje – jedna lekarka wypisała zaledwie 7 inna 720 recept elektronicznych.
– To jak z grą komputerową, jak się nauczysz, to już nie ma żadnych trudności w obsłudze tego systemu – z uśmiechem zaznacza lekarz.
Niestety, ta „gra” już na starcie zawiera dużo błędów i stale się zacina, a wszystko to przez niedoskonały program, którego obsługę nadzoruje Państwowa Spółka „Regitra”.
– Wypisując elektroniczne recepty stykamy się z problemem zwłaszcza wtedy, gdy aplikuje się pacjentowi spożywanie nie całej, tylko, na przykład, 1/2 czy 1/3 części tabletki. Inny problem polega na tym, że niekiedy wypisana i potwierdzona przez nas recepta nie jest widoczna w przestrzeni elektronicznej, nie dociera do aptek, więc naturalnie, że kiedy klient przychodził do apteki kupić potrzebny lek, to farmaceuta recepty po prostu nie widział w sieci. To wzbudzało sporo napięć, ale to nie jest nasz problem, tylko spółki nadzorującej i kontrolującej system recept – podkreśla rozmówczyni.
Jak powiedziała, były też i takie przypadki, że niewidoczna w jednej aptece recepta w innej już była czytelna. Warto wiedzieć, że recepta umieszczona w przestrzeni elektronicznej musi być widoczna we wszystkich aptekach na Litwie.
Irena Mikulewicz
Tygodnik Wileńszczyzny