W czerwcu Ursula von der Leyen leciała samolotem z Wiednia do pobliskiej Bratysławy. W wywiadzie dla niemieckiej gazety „Bild” Jäger nazwał ten krótkodystansowy lot „grzechem ekologicznym”. „To kosztowało dużo pieniędzy podatników, dużo czasu na dojazd do i z lotnisk, a co najważniejsze, dużo zaufania” – powiedział Jäger.
Rzecznik KE odrzucił krytykę z powodu lotu. „Od wyjazdu do powrotu do Belgii przewodnicząca odwiedziła siedem krajów w ciągu dwóch dni. Uwzgledniano alternatywy, ale z logistycznego punktu widzenia nie było innych opcji” – wyjaśnił przedstawiciel. Tego samego wieczoru Ursula von der Leyen poleciała prywatnym samolotem do Rygi. „Ponadto z koronawirusa wynikły obawy dotyczące korzystania z samolotów rejsowych lub pociągów” – powiedział rzecznik.
Wiele krytycznych komentarzy doczekała się też parę dni temu inna sytuacja. Otóż prywatne samoloty przywożą na trwający szczyt klimatyczny w Glasgow światowych liderów, którzy w swoich wystąpieniach kładą nacisk na walkę ze zmianami klimatu. A jak wiadomo, samoloty są jednym z bardziej szkodliwych dla klimatu środkiem transportu. Sczególnej krytyki doczekał się premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson. Tuż po swoim przemówieniu na COP26, podczas którego podkreślał, że trzeba podjąć natychmiastowe kroki, aby przeciwdziałać zmianom klimatu, do Londynu wrócił... prywatnym samolotem.
Szacuje się, że transport lotniczy odpowiada za około 5 proc. globalnego ocieplenia.
Na podst. ELTA, inf. wł.