N-VA, ruch kierowany przez burmistrza Antwerpii, największego miasta Flandrii, Barta De Wevera, zdobył od 32 do 34 proc. głosów wyborców we Flandrii - wynika z częściowych wyników podawanych przez belgijskie media. Flamandzcy chadecy z CD&V mieli zdobyć 18-20 proc.
Wśród wyborców francuskojęzycznych w Walonii wygrali socjaliści premiera Belgii Elio Di Rupo, zdobywając ok. 30 proc. poparcia.
Nowy Sojusz Flamandzki od dawna sprzeciwia się wsparciu finansowemu dla biedniejszej Walonii, francuskojęzycznego regionu na południu kraju. De Wever, który jest obecnie najpopularniejszym politykiem na północy kraju, budował kampanię wokół przekonania, że Walonia jest balastem dla Flandrii, uniemożliwiając jej rozwój. De Wever opowiada się za przyznaniem dwóm głównym regionom - niderlandzkojęzycznej Flandrii i francuskojęzycznej Walonii - praktycznie wszystkich prerogatyw, pozostawiając państwu federalnemu jedynie prowadzenie polityki obronnej i zagranicznej.
W poprzednich wyborach N-VA także zdobył najwięcej głosów, ale nie był w stanie utworzyć koalicji. Możliwym scenariuszem po niedzielnych wyborach jest jest kolejna kadencja liczącej sześć partii koalicji zrzeszającej wszystkie główne ugrupowania poza N-VA i Zielonymi (socjaliści, liberałowie, chadecy - zarówno flamandzcy, jak i frankofońscy) pod przewodnictwem zwolennika jedności Belgii Elio Di Rupo, który był negocjatorem w czasie ostatnich rozmów o tworzeniu rządu, a ostatecznie pod koniec 2011 roku został premierem. Możliwa jest również powtórka rządów tej koalicji, ale z innym liderem.
Elio Di Rupo obiecuje kontynuowanie polityki łączącej elementy dyscypliny budżetowej, rozwoju gospodarczego i osłon socjalnych. Jego rząd na przestrzeni trzech budżetów obciął wydatki o ponad 20 mld euro. PAP