Brukselski Dworzec Centralny został ewakuowany. To jedna z trzech największych stacji kolejowych w mieście, w pobliżu Wielkiego Placu. Okolica jest popularna zarówno wśród mieszkańców, jak i turystów. Rzecznik policji potwierdził wcześniejsze relacje świadków, według których na dworcu słychać były odgłosy eksplozji. Jak wyjaśnił, doszło do "niewielkiego" wybuchu, a żołnierze patrolujący stację "unieszkodliwili" napastnika. Nie jest jasne, w jakim stanie jest ta osoba. W ocenie Prokuratura Generalnego Belgii wybuch na Dworcu Centralnym w Brukseli należy zakwalifikować jako atak terrorystyczny. Eric Van der Sypt, który podczas konferencji prasowej zorganizowanej naprędce w pobliżu Dworca Centralnego powiedział, że sprawca został unieszkodliwiony i później potwierdził jego zgon, odmówił jednak komentarza w odniesieniu do relacji świadków, którzy utrzymywali, iż sprawca krzyczał po arabsku "Allah Akbar - Bóg jest wielki".
Agencja AFP pisze, że po godz. 1 w nocy ciało zamachowca wciąż leżało na podłodze w hali dworcowej. Belgijskie media podawały, że "unieszkodliwiony" człowiek miał na sobie kamizelkę z materiałami wybuchowymi. Policja nie potwierdziła na razie tych informacji. Z wypowiedzi prokuratora Van der Sypta należałoby raczej wnioskować, że materiały wybuchowe znajdowały się w bagażach sprawcy - poinformowała AFP.
Po eksplozji na dworcu i podziemnych peronach wybuchła wśród podróżnych panika - podała agencja prasowa Belga. Żadna z postronnych osób nie ucierpiała, a policja zapewnia, że sytuacja jest pod kontrolą. Tabloid "Het Laatste Nieuws" cytuje relacje świadków, według których mężczyzna krzyczał "Allahu Akbar", a następnie miało dojść do "niewielkiej eksplozji". Zgodnie z tym, co mówili świadkowie, na miejsce zdarzenia ruszyli żołnierze, którzy mieli zobaczyć przewody wystające spod ubrania mężczyzny. W Brukseli w marcu 2016 roku w atakach na lotnisku i w metrze zginęły 32 osoby. Do zamachów przyznało się wtedy tak zwane Państwo Islamskie.
Na podst. TVN24
Komentarze
Ale ponadmilionowa fala imigrantów, jaka zalała ostatnio Niemcy, wiąże się także z innymi przerażającymi statystykami, o których w niemieckiej prasie w ogóle się nie pisze. Chodzi o seksualne napaści i gwałty na nieletnich.
W 2016 r. w Niemczech i Austrii odnotowano w sumie 2788 napaści seksualnych i gwałtów dokonanych przez tzw. uchodźców, imigrantów lub osoby pochodzenia imigranckiego. W tej liczbie aż 974 przestępstwa dokonano na nieletnich, z czego 286 na basenach i plażach. O dzieciach, które padły ofiarami tych czynów, w ogólnokrajowych niemieckich mediach niemal się nie mówi. Wzmianki lub artykuły o napaściach znaleźć można przede wszystkim w lokalnej prasie lub komunikatach policyjnych. Dlatego też nawet w Polsce, gdzie poprawność polityczna nie zakorzeniła się tak bardzo, o większości tych przestępstw nikt nie słyszał. Wymienienie zaledwie kilku z nich może przyprawić o mdłości.
I tak: 1 stycznia 2016 r. w bawarskim Traunreut 24-letni uchodźca z Afganistanu zaatakował na placu ratuszowym (podczas zabawy sylwestrowej) 17-latkę, obmacując ją w miejscach intymnych i próbując zgwałcić. Nastolatka doznała wielu bolesnych obrażeń.
W podobnych okolicznościach, tej samej nocy, w Weil am Rhein (Badenia-Wirtembergia) czterech syryjskich uchodźców zgwałciło 14- i 15-latkę, zwabione do zajmowanego przez nich mieszkania.
7 stycznia 2016 r. okazało się, że 31-letni imigrant z Turkmenistanu wykorzystał seksualnie w Kilonii 5- i 7-latkę. Pierwszą – w toalecie przedszkola, gdzie chodzili jego dwaj synowie. Drugą – w mieszkaniu, po obietnicy podarowania dziewczynce lalki Barbie. Aresztowanego mężczyznę uznano za chorego psychicznie i niebezpiecznego dla otoczenia.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.