Polacy dzień wcześniej przegrali swój pierwszy mecz w tym turnieju. Sami mówili, że z Włochami nie może im się to zdarzyć, ale do porażki z Amerykanami (1:3) podeszli na luzie. „Przecież impreza dalej trwa, na razie nic wielkiego się nie stało" – mówił rozgrywający Paweł Zagumny.
Włosi z kolei mają w ostatnim czasie wiele problemów kadrowych i natury mentalnej. Sami nie wierzyli, że są w stanie wygrać z gospodarzami mundialu. Trener Mauro Berruto podkreślał, że to już wyłącznie sprawa godności.
Italia pokazała, że charakter do walki ma. Bez swojej największej gwiazdy Ivana Zaytseva, skreślona przez media i w bardzo trudnej sytuacji, potrafiła się podnieść i z gospodarzami grać jak równy z równym.
Biało-czerwoni w pierwszym secie nie istnieli. Przy stanie 7:12 trener Stephane Antiga miał już wykorzystane obie przerwy, ściągnął Mateusza Mikę i Pawła Zagumnego (zastąpili ich Michał Kubiak i Fabian Drzyzga). Nic to nie zmieniło – przewaga jeszcze rosła.
Nawet Michał Winiarski, na którym dotychczas opierała się gra, zawodził. W całym secie zdobył... trzy punkty – i tak najwięcej ze wszystkich. Polacy przegrali 19:25.
W kolejnych dwóch odsłonach było już znacznie lepiej. Odrodził się Mariusz Wlazły, zagrywką szkodził Karol Kłos, a i Luca Vettori był zatrzymywany przez polski blok. Dobrą zmianę dał Kubiak, który wprowadził spokój w przyjęciu. Polacy wygrali 25:18 i 25:20.
Kolejny set to było tylko potwierdzenie, że biało-czerwoni zasłużyli na zwycięstwo. Partia była wprawdzie bardzo wyrównana, ale nerwy lepiej w ryzach trzymali gospodarze.
W dwóch decydujących akcjach atakiem zaimponował Wlazły, a ostatni punkt Polacy zdobyli blokiem i wygrali 26:24.
Piątek jest dniem wolnym dla siatkarzy. W weekend czekają biało-czerwonych dwa trudne mecze – z Iranem i Francją.