Polski pięściarz, który w sierpniu ubiegłego roku w Newark odebrał pas czempiona World Boxing Organization Niemcowi Marco Huckowi, zapowiadał, że jest pewny kolejnego zwycięstwa na amerykańskim ringu.
Wbrew temu czego spodziewało się wielu ekspertów, zawodnik z Filadelfii, który miał atut w postaci znacznie większego zasięgu ramion, zdecydował się na otwartą potyczkę. Taka taktyka odpowiadała Polakowi, który wciąż "polował" na potężne uderzenia lewą rękawicą. Wysoko przegrywający na punkty Cunningham musiał ryzykować, stąd kibice nie mogli się nudzić.
Na walkę z Głowackim Cunningham wrócił do junior ciężkiej. Mimo że wkrótce skończy 40 lat, wciąż to dość ruchliwy i nieustępliwy bokser, choć nie tak szybki jak dawniej. Podopieczny Naazima Richardsona nie miał nic do stracenia, starał się dyktować warunki między linami, ale nie zdołał przełamać odpornego na ciosy polskiego przeciwnika. W 10. rundzie Amerykanin został skarcony i sędzia Arthur Mercante Jr liczył go po raz trzeci.
Mimo ogromnego zmęczenia Głowacki, trenowany przez Fiodora Łapina, w ostatnim starciu trafił krótkim prawym na szczękę i to był już czwarty nokdaun. Punkty odejmowane Cunninghamowi po kolejnych liczeniach sprawiły, że Polak wyraźnie zwyciężył na kartach wszystkich sędziów.
Pochodzący z Wałcza 29-letni Głowacki (jego karierę prowadzą promotorzy Tomasz Babiloński, Andrzej Wasilewski oraz Piotr Werner) jest niepokonany w zawodowej karierze. W nocy z soboty na niedzielę odniósł 26. zwycięstwo. Z kolei Cunningham poniósł już ósmą porażkę. Na jego koncie jest też 28 wygranych i remis.
na podst. PAP