Znamienne jest, że członkowie kółek religijnych „Promień" i „Świt" zebrali się tak jak niegdyś w ostatnią niedzielę sierpnia i tak jak niegdyś rozpoczęli spotkanie od słów modlitwy i pieśni „My chcemy Boga", która była hymnem obu kółek.
„Wyczucie" nie zawiodło
Jak przyznał Jan Mincewicz, od początku rozpoczęcia swej pracy w szkole (we wrześniu 1961 roku) postanowił przybliżyć uczniom wiarę i życie z Bogiem. Początki nie były łatwe, gdyż młody 23-letni nauczyciel muzyki w polskiej szkole w Nowej Wilejce, wtedy jeszcze student Wileńskiego Konserwatorium Muzycznego im. J. Tallat-Kelpszy, zupełnie nie znał ani środowiska, ani ludzi. Jak sam przyznaje, działał ostrożnie i „na wyczucie". To „wyczucie" prawie nigdy go nie zawiodło.
Początkowo prowadził zajęcia na tematy religijne w małych grupach. W drugiej połowie lat 60. katechizacja nabrała rozpędu. Chociaż faktyczna działalność kółka „Promień" rozpoczęła się w 1961 roku, to jednak za „oficjalną" datę jego powstania uważa się 13 maja 1962 roku, gdyż zachowało się zdjęcie z wybitą na negatywie datą, a przedstawiające grupę młodzieży po obejściu Drogi Krzyżowej w Kalwarii.
Maluczcy przed Bogiem
Między bajki należy włożyć twierdzenia, że rozpoczęcie działalności kółek religijnych stało się możliwe dzięki rzekomej „odwilży", gdyż w tamtym okresie Nikita Chruszczow, ze swoistą sobie pychą, zapowiedział, że zniszczy wiarę w Boga i pokaże w telewizji ostatnią osobę wierzącą. Sekretarz generalny wszechwładnej partii przeliczył się, tak jak niegdyś cesarz Dioklecjan, który nawet rozkazał wybić medal pamiątkowy z okazji zniszczenia „sekty" chrześcijańskiej i unicestwienia ostatniego chrześcijanina. Obaj okazali się maluczcy przed wielkością Boga i potęgą wiary.
Ewenement na skalę ZSRR
W tamtych czasach prowadzenie tajnej katechizacji i to w murach szkolnych było niesamowitym aktem odwagi, zagrażającym nie tylko karierze zawodowej, ale nawet życiu i to właśnie podkreślili w swych wspomnieniach uczestnicy tajnych kółek. Ktoś z nich jednak z dumą stwierdził, że był to ewenement na skalę całego Związku Radzieckiego.
Poczucie stałego zagrożenia zbliżało młodych buntowników, którzy czuli się poniekąd rewolucjonistami walczącymi o prawdę i wolność sumienia. Szli pod prąd, próbując przeciwstawić się prowadzonemu z rozmachem procesowi ateizacji i niby nie mieli szans, ale jeszcze raz potwierdziło się, że wiara czyni cuda. Dowodem na to jest chociażby fakt, że tajna katechizacja trwała bez mała 30 lat. I właśnie w podzięce za ten prawdziwy cud w niedzielę, 30 sierpnia, w czterech kościoła Wileńszczyzny (w Nowej Wilejce, Niemenczynie i Wilnie) zostały odprawione Msze św. w intencji byłych uczestników katechizacji.
Odzwierciedlenie działalności
Po wywaleniu z trzaskiem Mincewicza ze szkoły w Nowej Wilejce, nie zaprzestał on swego posłannictwa. Był przekonany, że jest jedynie narzędziem w ręku Boga i musi kontynuować swą pracę misyjną.
„Wpadka" w Nowej Wilejce nie podcięła mu skrzydeł. W nowym miejscu pracy – w szkole w Niemenczynie – powstało nowe kółko „Świt", a wkrótce członkowie obu kółek poznali się nawzajem podczas wspólnych spotkań, czy obozach nazwanych przekornie „Pod prąd".
– Nazwa obozów, jak i tytuł książki, jest odzwierciedleniem sedna naszej działalności – stwierdził Mincewicz. Dodał, że nazwa ta nie wzięła się z wypowiedzi Ojca Świętego Jana Pawła II, który mówił: „Jeśli chcesz znaleźć źródło, musisz iść do góry, pod prąd. Przedzieraj się, szukaj, nie ustępuj!" – Nazwę obozów przyjęliśmy o wiele wcześniej niż papież wypowiedział te znamienne I mądre słowa – tłumaczył.
Otrzymać, by przekazać
Adam Błaszkiewicz, dyrektor Gimnazjum im. Jana Pawła II w Wilnie stwierdził, że z perspektywy czasu działalność kółek ocenia jako część historii Wileńszczyzny. – Prawdziwe szczęście, że stało się to naszym udziałem. Otrzymaliśmy dar niebios, który jest też zobowiązaniem, by przekazać go innym.
– Przyjście Jana Mincewicza do naszej szkoły w Nowej Wilejce odbieram jako szczególną łaskę. Dziękuję przede wszystkim Bogu za charyzmę dla nauczyciela, a dla niego, że charyzmę przyjął – emocjonalnie mówiła Inessa Mozyro (Moro), nauczycielka Gimnazjum im. św. Jana Bosko. – To nieprawda, że nasze dzieciństwo było szare i ponure. Każde zajęcie kółka – to przygoda, każdy wyjazd na obóz – to super przygoda! Otrzymaliśmy tyle wiadomości i nie tylko z religii, ale też sztuki, malarstwa, muzyki...
„U nas to był team!"
Danuta Leonowicz (Slesaronok) na spotkanie przybyła aż z Edynburga (Szkocja). Przyznała, że nauczyciel był dla niej doradcą i przewodnikiem nie tylko w czasach dzieciństwa i młodości. - Zwracałem się do niego w trudnych sytuacjach życiowych i w wieku dojrzałym. Dzięki modlitwom i jego poradom mój mąż nawrócił się. Trudno jest ułożyć życie w rodzinie mieszanej, ale dzięki Opatrzności Bożej udało się – mówiła z przejęciem pani Danuta. – Na Zachodzie jest modne słowo team (drużyna), ale prawdziwe tego słowa znaczenie wiemy tylko my. U nas to był team!
Ani medalu, ani świadectwa z wyróżnieniem
Irena Komar (Dźwiniel) z Niemenczyna wyznała, że jako studentka wydziału języków obcych w Wileńskim Instytucie Pedagogicznym, była indagowana przez KGB i namawiana do współpracy. – Dzięki Janowi Mincewiczowi już wcześniej wybrałem inną drogę i dziękuję Bogu, że nie zostałam szpiclem i donosicielem.
Genowefa Sipowicz (Klonowska), starszy administrator Szpitala Klinicznego na Antokolu, w swych wspomnieniach relacjonuje, że jako uczestniczka kółka religijnego została zapamiętana przez dyrekcję szkoły i mimo to , że egzaminy maturalne złożyła na celująco, nie otrzymała ani medalu, ani świadectwa z wyróżnieniem. Tłumaczono to „skazą moralną", jaką był udział w kółku religijnym...
Świetny organizator
Uczestnicy chętnie dzielili się wspomnieniami z zajęć, obozów, podróży, wycieczek rowerowych. Wszyscy podziwiali zdolności organizacyjne swego nauczyciela, który potrafił nawet bilety do Teatru Bolszoj załatwić, czego zazdrościli im rodowici moskwianie, na ciekawe koncerty do Filharmonii zaprowadzić, płyty i książki „deficytowe" dostać itd.
W sobie tylko wiadomy sposób udobruchać kontrolera, który przyłapał całą grupę bez biletów i po rozmowie z nauczycielem nikogo nie ukarał. Ktoś w swych wspomnieniach przypomniał fakt z Niemenczyna, gdy to dyrektor, przechodząc obok gabinetu muzyki, usłyszał nagranie Mszy św., wywołał Mincewicza do siebie i... nikt nie słyszał o jakichś konsekwencjach. Można też podziwiać go za to, że skrupulatnie wszystko dokumentował i utrwalał, czy to za pomocą kamery filmowej, czy aparatu fotograficznego, czy magnetofonu szpulowego, a później wraz z rozwojem techniki „przerzucał" te, dzisiaj już cenne materiały, na DVD, czy CD
Zdolna i myśląca
Podczas trwającego trzy godziny spotkania serdecznych słów podzięki padło dużo. Nauczyciel też nie pozostał „dłużny". W swych wspomnieniach powiedział, że przez kółka przewinęła się niejedna setka młodzieży i była to młodzież myśląca, zdolna, oceniająca wszystko krytycznie, poszukująca prawdy...
Zaproponował , żeby spotykać się w ostatnia niedzielę sierpnia co roku, co zostało przyjęte z aprobatą, a ktoś z sali wykrzyknął: „A może tak na rowery?"
– Dlaczego nie? Kiedy wyruszamy?
Zygmunt Żdanowicz
Książkę „Pod prąd" można nabyć w samorządzie rejonu wileńskiego bezpośrednio u Jana Mincewicza, w redakcji „Tygodnika Wileńszczyzny" oraz księgarniach. Cena wraz z płytą DVD i CD – 10 euro, bez płyt – 7 euro.