Jednym z organizatorów pochodu był przewodniczący Związku Narodowców Julius Panka, który, jak już pisaliśmy, został zatwierdzony kandydatem na mera Wilna. Udział w pochodzie wziął również znany z antypolskich poglądów Gintaras Songaila.
Pochód narodowcy rozpoczęli od Ostrej Bramy, a skończyli na Placu Katedralnym.
Litewski historyk Algimantas Kasparavičius sceptycznie ocenia pomysł takiego uczczenia rocznicy powrotu Wilna do Litwy.
„Wilno jest stolicą Litwy już około 700 lat i tylko w krótkim 19-letnim okresie międzywojnia Wilno nie było stolicą. Owszem, w każdym przypadku odzyskanie stolicy jest znaczącym wydarzeniem dla państwa. Jeśli jednak szanujemy swoją i europejską przeszłość historyczną, powinniśmy pamiętać, że pochody z pochodniami próbowano organizować w Kraju Kłajpedzkim. W tamtym czasie rozwijał się ruch nazistowski. Pochodnie i ogień stały się popularne zwłaszcza poprzez działania ruchu nazistowskiego w Niemczech i Austrii. Takie pochody z pochodniami na pewno nie kojarzą się dobrze, dlatego wybrana przez narodowców taktyka przypomnienia mieszkańcom historii Wilna jest wątpliwa" - uważa historyk.
Po agresji ZSRR na Polskę w 1939 roku Stalin przekazał, na mocy układu radziecko-litewskiego z 10 października 1939 roku, Wilno i część Wileńszczyzny Litwie, które w okresie międzywojennym należały do Polski. W zamian na terytorium Litwy zostały rozlokowane radzieckie bazy wojskowe. 28 października 1939 roku litewskie wojsko uroczyście wkroczyło do Wilna.
Przed rokiem narodowcy również upamiętnili rocznicę powrotu Wilna do Litwy.
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.