Szanownych Jubilatów odwiedzili z życzeniami przedstawiciele Samorządu Rejonu Solecznickiego – wicemer Waldemar Śliżewski, zastępca kierownika wydziału pomocy socjalnej i ochrony zdrowia Galina Rogoża i starosta Solecznik Mirosław Niewierkiewicz.
Z opowiadań Jubilatów o ich wspólnym życiu jasno wynika, że fundamentem ich rodziny jest miłość do trójki dzieci – Romualda, Walerego i Ireny. Gdy dorośli, obdarowali dziadków trzema wnuczkami. Jednak cała historia zaczęła się ponad 50 lat temu, kiedy to Tadeusz Sinkiewicz, będąc bardzo młodym mężczyzną, oświadczył się swojej wybrance. Pani Anna żartuje, że nie było ani romantycznego wyjazdu do Paryża, ani klękania, było natomiast mocne postanowienie o założeniu rodziny.
Nowa suknia ślubna i welon, obrączki, elegancki garnitur, sześć par druhen i drużbów, swat i swatka – dzień ślubu był pamiętny. Tego dnia nie było modnych wówczas wołg, a goście weselni wygodnie rozsiedli się w autobusie, wynajętym w Solecznickim Parku Autobusowym. Nowożeńcy wymienili się obrączkami w urzędzie stanu cywilnego w Solecznikach, a przysięgę małżeńską złożyli przed Bogiem w kościele w Dziewieniszkach, skąd autobus wyruszył do rodzinnych stron pani Anny, do wsi Podworańce. Uroczystość weselna trwała trzy dni, nie brakowało atrakcji i przygód. Córka Irena wspominała, że jako dziecko często słyszała, jak rodzice opowiadali o tym, jak podczas wesela wrzucili tort do studni. Tak naprawdę nic takie się nie wydarzyło, po prostu był w ten sposób trzymany w zimnie. Pamięta także, jak będąc małą dziewczynką znalazła suknię ślubną swojej mamy i ze smutkiem stwierdza, że należało ją zachować.
Po ślubie młoda para zamieszkała we wsi Podworańce, gdzie urodziło im się troje dzieci, a w 1981 r. przeprowadzili się do mieszkania w Solecznikach. Pani Anna pracowała w zakładzie szkła i tworzyw sztucznych, a jej mąż w przedsiębiorstwie „Vilniaus vandenys”. Podczas gdy rodzice pracowali, dzieci spędzały czas w domu, w przyjaznej atmosferze. Ich silna więź ujawniła się wiele lat później, kiedy wyjawiali rodzicom swoje sekrety. Na przykład, gdy bawili się poduszkami, rozbili lampę, ale tak ją dobrze skleili, że nikt nie zauważył, że była rozbita, dopóki sami się nie przyznali.
Dzieci dorastały, a rodzice chcieli pokazać im świat. Pani Anna wspomina rodzinną wycieczkę do Nidy. Wówczas najmłodsza córka Irena, spacerując brzegiem zalewu, chciała nakarmić łabędzie i poślizgnęła się, gdy znalazła się zbyt blisko wody. Jako pierwszy rzucił się na ratunek najstarszy brat, który był najbliżej. Mama trójki dzieci wspominała, jak w czasie tej podróży jej pociechy siedziały w pokoju, spoglądały na latarnię morską i ją rysowały. Najwyraźniej to właśnie wtedy zakiełkowała ich pasja do podróży. Wiele lat później, gdy Irena znów pojechała do Nidy, zastała ten sam pensjonat, w którym wówczas zatrzymała się z rodziną. Budynek był już inne, ale wspomnienia te same.
„Nasze grono się powiększa. Rodzina się powiększa. Dzieci, ich drugie połówki, wnuczki. Jeśli Bóg da, doczekamy się i prawnuków. Czy 50 lat minęło szybko? Często powtarzam, że przeżyjemy rok, a potem wydarzy się coś lepszego. Ale życie było różnorodne. Na początku małe dzieci, babcia pomogła mi je wychowywać, bo ja pracowałam, później – troje studentów. Dlatego mieliśmy gospodarstwo rolne we wsi, pomagaliśmy dzieciom. Było też wiele bardzo pięknych chwil” – mówi pani Anna.
We wsi Podworańce wciąż tętni życie. Sinkiewiczowie dbają o dom rodzinny, uprawiają w ogrodzie warzywa. Kiedy wyjeżdżają na wieś, ich syn Walery zajmuje się akwarium ze złotymi rybkami. Pomidory wyhodowane w Podworańcach, trafiają nawet do Poniewieża, gdzie mieszka najstarszy syn Romuald z rodziną.
Składamy serdeczne życzenia wspaniałej rodzinie Sinkiewiczów z okazji Złotych Godów. Życzymy wiele radości ze wspólnie spędzonych chwil. Aby kolejne dni upływały w dobrym zdrowiu i spokoju, a wspomnienia wspólnie przeżytych lat niech będą słodkie i drogie sercu!