Naszą podróż rozpoczęliśmy od historycznego regionu Polski – Podlasia. Głównym atutem Województwa Podlaskiego jest dziewicza przyroda. Państwo chroni jej przestrzenie. Wyjątkowy skarb i powód do dumy – dziewicza Puszcza Białowieska, która znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO. To jedyna zachowana w stanie pierwotnym puszcza na starym kontynencie, gdzie na wolności dotychczas żyją żubry.
Po przybyciu do Białowieskiego Parku Narodowego w Województwie Podlaskim, na pograniczu z Białorusią, mogliśmy się zachwycać mieszkańcami puszczy: żubrami, jeleniami, wilkami... Zwierzęta są przyzwyczajone do ciekawskich oczu zwiedzających i nie unikają ich. Dostojeństwo dziewiczej puszczy zrobiło na nas niepowtarzalne wrażenie.
Po pożegnaniu z Puszczą Białowieską przybyliśmy do Leśnej Podlaskiej. Przed nami – majestatyczna świątynia – Sanktuarium Matki Bożej Leśniańskiej, bazylika mniejsza św. Piotra i św. Pawła, zbudowana w XVII wieku. W jej głównym ołtarzu – słynący z cudów i łask obraz Matki Boskiej z Dzieciątkiem, obdarowany najwyższym papieskim odznaczeniem – koronami. Co roku, w ostatnim tygodniu sierpnia, przybywa tu bardzo dużo pielgrzymów z całego regionu. Wędziagolanie zachwycali się architekturą bazyliki, mile zdziwił ich przestronny dom pielgrzyma, ładnie uporządkowane otoczenie i wspaniałe warunki bytowe. Po pożegnaniu z obrazem Matki Boskiej z Dzieciątkiem i Leśną Podlaską, wieczorem zatrzymaliśmy się w Hajnówce. Tu omówiliśmy interesujacą różnorodność narodowościową i religijną mieszkańców tego regionu, kulturalny wpływ sąsiednich państw (Białorusi, Litwy i Ukrainy), częstowaliśmy się smacznymi daniami, cieszyliśmy się z wrażeń pierwszego dnia podróży. Już o zmroku nasz przewodnik - Mateusz - ulokował nas w hotelu w Zbuczyne - o sto kilmetrów od Warszawy.
Dzień drugi
Rankiem następnego dnia, po śniadaniu i spakowaniu rzeczy, opuściliśmy Zbuczyn i kontynuowaliśmy podróż przez Wschodnią Polskę. (Tu nieopodal przebiega granica z Białorusią). Przejechaliśmy wiele miasteczek, w których widzieliśmy zarówno katolickie kościoły, jak i cerkwie prawosławne. Cieszyliśmy się z widoku ładnych nowych lub też wyremontowanych domów, ich kolorowych dachów. Dobrze, że nie ma tu już azbestowych dachów, że tereny wokół domów są ładnie uporządowane, ogrodzone, cieszy oko mnóstwo kwiatów. Prawda, przejechaliśmy też ciemną, zdradziecką rzekę Bug.
Jechaliśmy do Kodnia, by odwiedziś katolicką świątynię pw. św. Anny - Sanktuarium Matki Boskiej Kodeńskiej, zwanej Królową Podlasia. Świątynia przez długie lata służyła jako mauzoleum dla jednej z gałęzi rodu Sapiehów. Została zbudowana w XVII wieku przez zarządzającego miastem Mikołaja Sapiehę specjalnie dla przechowywania i kultywowania obrazu Kodeńskiej Madonny. Miasto stało się i pozostaje do dziś ważnym centrum religijnym, przyciągającym pielgrzymów. Przy kościele są tablice pamiątkowe ku czci powstania 1863 roku, jest wiele zachowanych symboli z dziejów historycznych Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Przypominają one historię, polityczne, narodowe i religijne dzieje. Kodeńska Matka Boska - Królowa Podlasia wysłuchuje wszystkie swoje dzieci i obdarowuje swoimi łaskami. |Świadczy o tym mnóstwo pielgrzymów i zostawione przez nich wota. O tym opowiadają też miejscowi mieszkańcy. Odczuliśmy to również my.
Po pożegnaniu z Kodeńska Matą Boską, kontynuowaliśmy podróż. W drodze do Chełma zatrzymaliśmy się przy starych, okazałych ruinach zamku w Krupem. Budowę zamku rozpoczeto jeszcze w XV wieku, na styku wieków ucierpiał on od wojen i pożarów. Zamek szczególnie został zniszczony podczas najazdu Szwedów na Polskę w XVII.Po obejrzeniu ruin postanowiliśmy odwiedzić znajdujące się na Równinie Łęczyńsko-Włodawskiej Jezioro Białe. Jest to teren wypoczynkowy: tłumy ludzi, a obok jeziora, w osiedlu, mnóstwo atrakcji, sklepów i miejsc rozrywki.
Pod wieczór dotarliśmy do Zamościa, który znajduje się w Południowo-Wschodniej Polsce i jest oddalony od Warszawy o 240 kilometrów. Miasto ma szczególnie piękną starówkę w renesansowym stylu, która znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Zachwycaliśmy się pięknymi budowlami, obcowaliśmy, zjedliśmy kolację. O zmroku zostaliśmy zakwaterowani przez Mateusza w przytulnym hotelu i wieczorem mogliśmy oglądać historyczne wydarzenie –powitanie w Polsce prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa.
Dzień trzeci
Z rana wyruszyliśmy z Zamościa do Krakowa. Wiezieni przez wspaniałego kierowcę, praktycznie nie odczuliśmy trzygodzinnej podróży. Najpierw udaliśmy się do centrum miasta – historycznego centrum Krakowa, które obejmuje Stare Miasto, Zamek Wawelski, Kazimierz... Są one na Liście Światowego Dziedzictwa Kulturowego.
Wspaniałe Stare Miasto od razu podbiło serca wędziagolan. Jest tu tak dużo kościołów, dzwonnic, klasztorów, synagog. Oddaliśmy hołd pochowanym na Wawelu królom Polski, biskupom. Zachwyciła nas Bazylika Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny i kościół św. Anny. Zatrzymaliśmy się przy pomniku M.Kopernika, zachwycaliśmy się Pałacem Biskupim, Muzeum Książąt Czartoryskich... Dobrze jest odwiedzić, zobaczyć, a szczególnie odczuć ducha kultury i wiary.
Kiedyś to miasto nazywano Wolnym Miastem Krakowem. Ducha wolności odczuwaliśmy też na Rynku Głównym. Jest tu mnóstwo młodzieży, turystów, którzy biorą udział w różnych imprezach, koncertach, przyglądają się, jak przy molbertach pracują malarze. Ten gwar i różnorodność zachęcały do bycia tu jak najdłużej. Ale przewodnik Mateusz proponował pożegnać się z Krakowem, ponieważ jeszcze tego wieczora mieliśmy dotrzeć do Zakopanego w Tatrach, praktycznie do granicy ze Słowacją. Po dwóch godzinach podróży, już o zmierzchu, byliśmy w Tatrach. Zatrzymaliśmy się u górali, w doskonałym hotelu w miasteczku Poronin. Nazajutrz czekała nas wędrówka w góry.
Dzień czwarty
Wstaliśmy wczesnym rankiem i z przyjemnością rozglądaliśmy się po spokojnym, położonym w górach miasteczku Poronin.W kawiarni wypiliśmy poranną kawę, rozmawialiśmy z miejscowymi mieszkańcami.Po czym udaliśmy się w stronę Tatrzańskiego Parku Narodowego - byliśmy zdecydowani wspinać się w góry i ujrzeć największe, najczystsze, czwarte pod względem głębokości jezioro w Tatrach –Morskie Oko. Znajduje się ono na wysokości 1395 metrów, w dolinie Rybi Potok, na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego. Jezioro Morskie Oko jest jednym z najbardziej popularnych i odwiedzanych przez turystów obiektem w Tatrach.
Chociaz pogoda była nieszczególna (prawie cały czas w górach padało), wędziagolanie postanowili trasę od podnóża gór do znajdującego się w górach Morskiego Oka pokonać na piechotę, nie korzystając z usługi dowożenia turystów na górę końmi.
Długość trasy – prawie 10 kilometrów w jedną stronę. W strugach deszczu wspinaliśmy się w górę stromymi kamiennymi schodami, szliśmy krętą drogą i prawie po 3 godzinach dotarliśmy do celu – Jeziora Morskie Oko. Odkrył się przed nami wspaniały widok. Powiał wiater – doznaliśmy wrażenia, jakbyśmy byli nad morzem. Ale to nie morze, to piękne jezioro w Tatrach. Okalające jezioro wierzchołki gór wznoszą się na ponad tysiąc metrów nad jego powierzchnią. Jeden z nich – Rysy (2499 metrów) jest najwyższym szczytem w Polskich Tatrach. Po zachwytach jeziorem, widokiem gór, oddychaniu świeżym powietrzem, postanowiliśmy znów o własnych siłach pokonać drogę w dół – jeszcze około 10 kilometrów. To było wyzwanie, które zdecydowanie podjęliśmy. Zmęczeni, ale szczęśliwi (od górskiego powietrza poświetlało nam w oczach i twarze się rozjaśniły) zostaliśmy zaproszeni przez naszego kierownika wyprawy Mateusza do restauracji „Koliba“ – zaspokoiliśmy tu głód kosztująć dań kuchni tego regionu.
Po zatrzymaniu się w nowym górskim hotelu, udaliśmy się na wycieczkę po Zakopanem. Tu, na reprezentacyjnej ulicy – Krupówki (ciągnie się ona kilka kilometrów), spacerując obserwowaliśmy wieczorne życie kurortu. Przyciągały wzrok szczególnie ładne drewniane domy, udekorowane rzeźbionymi ornamentami, miłe twarze turystów, wypoczywających... Z restauracji donosiła się muzyka góralskich kapel, zapachy regionalnych dań. Na tej ulicy przez całą noc kipi nocne życie kurortu. Jeszcze jedna wyjątkowa cecha Krupówek – można tu nabyć różne gatunki serów z koziego mleka. Jest to przysmak tego kraju. Spróbowaliśmy go również my. Naprawdę bardzo smaczny!
Dzień piąty
Po doskonałym wypoczynku w tatrzańskim luksusowym hotelu „Tarasówka“, rankiem udaliśmy się do Częstochowy – miasta na południu Polski, nad rzeką Wartą. Tu w 1655 roku, podczas oblężenia klasztoru przez Szwedów – twierdza utrzymała się przez kilkanaście tygodni i od tego czasu klasztor oraz znajdujący się tam obraz Najświętszej Marii Panny stały się symbolem męki i mocy Polski.
Wędziagolanie, mieszkańcy Laudy, wiele słyszeli i czytali o Jasnej Górze, opisanej w jednej z części trylogii H. Sienkiewicza – „Potopie“ i o słynącym z cudów obrazie Czarnej Madonny. Najwspanialsze wrażenie zostało w nas po przeczytaniu o swoich ziomkach, o ich walce i bohaterskich czynach podczas obrony Ojczyzny i Wiary. Oto dlaczego od dawna, jak każdy Polak, marzyliśmy o odwiedzeniu klasztoru, modleniu się przy ikonie Czarnej Madonny, oddaniu hołdu rodakom, którzy polegli za Ojczyznę.
Po długiej podróży nasze marzenie się spełniło – przybyliśmy do Częstochowy. Świątynia jest wspaniała: świecą złotem ołtarze, mnóstwo ludzi, kolejki czekających na to, by obejść dookoła ołtarz, gdzie jest obraz Czarnej Madonny – Matki Boskiej Częstochowskiej. Czarna Madonna jest czczona nie tylko przez katolików, ale też prawosławnych, obraz jest uważany za cudowny. Obecnie to jeden z najbardziej rozpoznawalnych symboli chrześcijaństwa w Polsce, licznie odwiedzany. Na Jasną Górę co roku przybywa około 4 milionów pielgrzymów z całego świata. Spacerując po terenie świątyni, wędziagolanie od obecnych tu pielgrzymów dowiedzieli się, że wieczorem Radio Maryja będzie transmitowało modlitwę uczestników XXV pielgrzymki. Cieszy widok tak wielu modlących się rodaków – braci i sióstr w Chrystusie. Rodzi to uczucie nadziei i rozjaśnia nastrój. W kościele, przy Matce Boskiej, zapaliliśmy świece – nasze znaki miłości i szacunku. Pomodliliśmy się i rozwitaliśmy z obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej.
Już o zmierzchu dotarliśmy do Zbuczyna, gdzie w hotelu, w telewizji oglądaliśmy transmisję XXV pielgrzymki na Jasną Górę. Za ścianą grała głośno muzyka (w hotelu odbywało się wesele), ale na duszy było spokojnie. Wygraliśmy jeszcze jeden dzień – byliśmy skupieni na modlitwie.
Dzień szósty
W niedzielny poranek nasz przyjaciel, pomysłodawca i fundator naszej wyprawy Artur Tchórzewski zaprosił nas w gościnę do swego domu w Siedlcach. Tam spotkała nas jego żona Beata, syn Mateusz, córka Małgorzata i miłe sąsiadki. Spotkanie było przyjemne, ciepłe i miłe. Wspomnienia, rozmowy przeciągnęły się do popołudnia. Gospodarze zaproponowali nam rozejrzenie się po okolicy - udaliśmy się do nieopodal znajdującego się Drohiczyna. Promem przeprawiliśmy się przez Bug. Tu, u podnóża starego zamku, odbywało się święto starożytnych słowian, bałtów i wikingów. Obejrzeliśmy starodawne obozowiska żołnierskie, ich broń, szczególnie wydały się nam ciekawe ich zwyczaje. Nasz przyjaciel Artur pokazał nam miejsce, gdzie na brzegu rzeki Bug stał stary zamek. Na święcie spotkaliśmy innego naszego dobrego przyjaciela komandora Marcina Gałeckiego i jego dzieci.
On też zaprosił nas w gościnę do swego domu zbudowanego nieopodal, na ziemi dziadków. Długo trwało nasze wieczorne spotkanie, rozmowy... Wszędzie byliśmy spotykani jak najbliżsi ludzie – bracia i siostry...
Rankiem następnego dnia odwiedził nas przyjaciel Artur Tchórzewski i powiedział, że jesteśmy zaproszeni do księdza Stanisława Chodźki – proboszcza parafii biskupa męczennika św. Stanisława i Aniołow Stróżów w Zbuczynie. Administrator parafii, ksiądz Stanisław Chodźko i nasz przyjaciel Artur Tchórzewski zaproponowali następnego lata zaprosić w gościnę do Polski grupę katolickiej młodzieży z Wędziagoły, zorganizować w ich parafii obóz młodzieżowy. Wędziagolanie z wdzięcznością przyjęli tę propozycje.
Nie ma na świecie większego bogactwa niż ludzka dobroć, serdeczność i obcowanie. Trudno nam znaleźć słowa, które mogłyby wyrazić naszą wdzięczność mecenasowi i przyjacielowi Arturowi Tchórzewskiemu i jego synowi Mateuszowi za wspaniały prezent – naszą poznawczą, pielgrzymią podróż po Polsce. Troska serdecznych przyjaciół – możliwość dzielić się światłem duszy i nadać życiu sens...
Ryszard Jankowski