Witając gości ambasador Rzeczypospolitej Polskiej na Litwie Jarosław Czubiński przypomniał o zaangażowaniu Polski na rzecz kultywowania pamięci o związkach polsko-żydowskich, o wkładzie Żydów w dorobek i dziedzictwo Polski oraz o Polakach ratujących Żydów podczas II wojny światowej. Akcentował fakt, że wielu rodaków, którzy ryzykowali życiem, ukrywając swoich współobywateli narodowości żydowskiej, zostało uhonorowanych mianem „Sprawiedliwych wśród Narodów Świata”.
Realna polsko-węgierska przyjaźń
– Szacuje się, że Henryk Sławik przy współpracy z Józsefem Antallem uratował około pięciu tysięcy polsko-żydowskich uchodźców. To postaci, które są niewątpliwą dumą współczesnej Polski i Węgier. Trwająca od wieków, przysłowiowa wręcz polsko-węgierska przyjaźń, objawiła się w sposób symboliczny, ale także realny w przyjaźni tych dwojga ludzi. To właśnie tego typu związki i relacje między Polakami i Węgrami stały się podwaliną Grupy Wyszehradzkiej, w której Polska obecnie sprawuje prezydencję – powiedział ambasador Jarosław Czubiński.
Wydarzenie otworzył także dyrektor Państwowego Muzeum Żydowskiego im. Gaona Markas Zingeris oraz ambasador Węgier na Litwie Zoltan Jancsi.
Grzegorz Łubczyk, autor wystawy i filmu o Henryku Sławiku i Józsefie Antallu, przed pokazem filmu pokrótce przedstawił zgromadzonym okoliczności, które zbliżyły dwie wielkie i szlachetne postaci i zjednały w działalności na rzecz ratowania Żydów przed niemiecką zagładą. Według Łubczyka, wieloletniego korespondenta polskiej prasy na Węgrzech i ambasadora RP w Budapeszcie w latach 1997-2001, II wojna światowa to jeden z najbardziej niezwykłych okresów w dziejach przyjaźni i kontaktów polsko-węgierskich. W 1939 roku nikt tak przyzwoicie nie zachował się wobec Polaków, jak zrobili to Węgrzy. W tragicznym momencie historii żadne z państw poza słownymi deklaracjami nie wyciągnęło pomocnej dłoni, a Węgrzy otworzyli przed Polakami swoje granice.
– Węgrzy weszli w sojusz polityczny z Niemcami, bo liczyli na odzyskanie swoich utraconych w 1918 roku ziem, ale najpierw nie pozwolili Niemcom na przejazd wojsk Wehrmachtu, żeby Hitler mógł zaatakować Polskę od południa, a po 17 września, kiedy Sowieci wbili nóż w plecy, otworzyli przed polskimi uchodźcami granice swego państwa. W ten sposób na Węgrzech znalazło się prawie 150 tys. żołnierzy, cywilów, kilka tysięcy dzieci, a wśród nich również Henryk Sławik, człowiek niezwykle zasłużony dla Śląska, uczestnik trzech powstań śląskich. Był na liście ludzi przeznaczonych do aresztowania przez Niemnów w pierwszej kolejności – opowiadał Grzegorz Łubczyk.
Spotkanie ludzi wielkiej miary
Los sprawił, że w jednym z obozów dla uchodźców na Węgrzech József Antall, jako pracownik Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, który otrzymał zadanie utworzenia specjalnego organu do opieki nad uchodźcami cywilnymi, spotkał Henryka Sławika. Za sprawą utworzenia Komitetu Obywatelskiego Opieki nad Uchodźcami Polskimi obaj panowie stali się partnerami urzędowymi. Jako przedstawiciel Rządu RP na Uchodźstwie Sławik otoczył opieką dziesiątki tysięcy polskich uchodźców. Nie opuścił ich również po zajęciu w marcu 1944 Węgier przez Niemców, choć otrzymał szwajcarskie wizy dla siebie, żony i córki i był namawiany do wyjazdu. Nie zawahał się też oddać swego życia za węgierskiego przyjaciela, ginąc męczeńską śmiercią w niemieckim obozie zagłady w Mauthausen w 1944 roku.
Będąc prezesem komitetu Henryk Sławik przy pomocy Antalla wystawiał polskim Żydom (wśród uchodźców z Polski było ok. 15 tys. Polaków żydowskiego pochodzenia) nowe dokumenty tożsamości na typowo brzmiące polskie nazwiska. To była znakomicie zorganizowana akcja konspiracyjna, która w ocenie Yad Vashem, ocaliła życie ponad pięciu tysiącom polskich Żydów.
– Według żywych świadków, do których udało mi się dotrzeć podczas zbierania materiałów do książek i filmu, ta liczba jest zaniżona. Jednakże i tak jest ogromna, prawie czterokrotnie większa od słynnej listy Schindlera – stwierdził gość Centrum Tolerancji Państwowego Muzeum Żydowskiego im. Gaona. Grzegorz Łubczyk podzielił się refleksjami, których wprawdzie nie zawarł w swoim filmie dokumentalnym, opowiadającym o życiu i działalności bohaterów trzech narodów, lecz znalazły one odbicie w wydaniach książkowych o Henryku Sławiku.
Posłaniec Boży
– W Izraelu udało mi się odnaleźć pięciu ludzi, którzy będąc dziećmi byli w słynnym sierocińcu w Vacu. Jedną z nich – Cylę Ehrenkranz – spytałem: kim dla pani był Henryk Sławik? Zamyśliła się i powiedziała: „Henryk Sławik, to posłaniec Boży. Pochodzę spod Stryja. Cała moja rodzina została wymordowana. Jedna zostałam. A dzisiaj mam taką wielką rodzinę – ponad 30 osób. To wszystko dzięki panu Sławikowi. I Antall, który razem z nim się nami opiekował, to drugi posłaniec Boży” – opowiadał Łubczyk i pokrótce przypomniał dzieje założenia „Domu Sierot Polskich Oficerów” w naddunajskim Vacu, gdzie znalazło schronienie prawie 100 żydowskich dzieci z Polski. Wiezieni na stracenie do Oświęcimia rodzice wyrzucali je z wagonów w nadziei na ocalenie. Utworzenie sierocińca – oficjalnie dla dzieci polskich oficerów – też było pomysłem Sławika i Antalla.
Do sierocińca sprowadzono katolickiego księdza, który uczył sieroty katolickich modlitw. Te dzieci były sprawdzane. Kamuflaż znakomicie się udał. Mimo że Węgry w marcu 1944 roku znalazły się pod okupacją niemiecką, dzieci tak zostały przygotowane do ewakuacji, że wszystkie przeżyły, ani jedno nie zginęło – opowiadał Łubczyk, który jest zafascynowany postawą życiową Henryka Sławika i Józsefa Antalla.
Jak powiedział, to zapoznanie się z obydwoma panami miało miejsce w 2001 roku, kiedy do Warszawy przyjechał polski Żyd z Hajfy Henryk Zimmermann.
– Miał 90 lat i gdy zaczął opowiadać o tym, czego doświadczył, myśleliśmy, że ten człowiek coś wymyśla. To, co mówił, było jakieś nieprawdziwe… Mówił o Sławiku, że jest polskim Wallenbergiem. Każdy z nas miał sporo wiedzy na temat uchodźstwa, ale kim jest ten polski Wallenberg nie wiedzieliśmy. A był nim właśnie Henryk Sławik, ale dlaczego nikt nie upowszechnia o nim wiedzy? – zastanawiał się Łubczyk.
Rozmówca ubolewał, że po wojnie Polacy nie szczycili się tym, ani też nie mówili o ratowaniu Żydów. Henryk Sławik był znany jedynie jako dobry organizator, opiekun, ale że był także wielkim sprawiedliwym, w Polsce mało kto wiedział. Nadanie w 1990 roku tytułu „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata” dla Sławika i Antalla nie znalazło odbicia w ówczesnych mediach polskich. Dużo informacji o bohaterach autorowi książek i filmów dostarczyły córka Sławika Krystyna Sławik-Kutermak, zamieszkała w Katowicach i córka Józsefa Antalla (seniora) Edith z Budapesztu oraz już nieliczni świadkowie tamtych wydarzeń.
Ocalić od zapomnienia
Po wojnie w 1946 roku jedna z ulic w Katowicach została nazwana imieniem Henryka Sławika. Niestety, ulica nosiła jego imię tylko 3 dni.
– Henryk Sławik został zamordowany po raz drugi, najpierw przez Niemców w Mauthausen, zaś w 1946 poniósł śmierć cywilną. Radni Katowic uznali, że jako przedstawiciel Rządu Polskiego na Wychodźstwie w Londynie nie zasługuje na to, aby być patronem ulicy w Polsce Ludowej – stwierdził Łubczyk, który wiele zrobił, aby rozpropagować wieść o Henryku Sławiku. Spod jego pióra wyszły dwie książki o wielkim synu Ziemi Śląskiej oraz trzytomowy album o uchodźstwie polskim, którego bohaterami są Sławik i Antall. Wyreżyserował dwa filmy o niezwykłych dokonaniach dwóch jednych z najlepszych przedstawicieli narodu polskiego i węgierskiego.
Dzisiaj w Polsce aż trzy szkoły noszą imię Henryka Sławika, działa Stowarzyszenie „Henryk Sławik –Pamięć i Dzieło”, dwa lata temu z udziałem prezydentów Polski i Węgier Bronisława Komorowskiego i Jánosa Ádera w Katowicach odsłonięto pomnik poświęcony Sławikowi i Antallowi. Staraniem Społecznego Komitetu Budowy Pomnika Henryka Sławika w listopadzie ub. r. także w Warszawie został odsłonięty pomnik bohaterów Polski, Węgier i Izraela. Wiosną tego roku taki sam pomnik – jako wyraz pamięci i polskiej wdzięczności za pomoc i opiekę Węgier nad uchodźcami – stanie w Budapeszcie.
Irena Mikulewicz
"Rota"
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.