Dopóki jest rozgrywana partia, pan Adolf opowiada, jak to się stało, że miłośnicy jednej z najbardziej intelektualnych gier na świecie za miejsce do niej obrali okolice Rynku Kalwaryjskiego i to na dodatek pod gołym niebem. Okazuje się, że szachiści kilka dobrych lat grali na rynku, ale ostatnio zaczęto żądać od nich uiszczenia opłaty za zajmowane miejsce.
– A za co my mamy płacić? Deszcz kapie nam na głowy, gdyby tam pomieszczenie, światło, ogrzewanie było – to rozumiem, wtedy owszem – tłumaczy przyczynę „wyemigrowania” z rynku pan Adolf.
– Proszę napisać, że ludzie się męczą, po krzakach musimy grać – przecież to niepoważne.
Inni kibice partii wspominają, że na targu szachiści byli swoistą osobliwością, przyciągającą turystów.
– Przyjezdni z Polski i Niemiec przychodzili nas fotografować – u nich na rynku w szachy nikt nie gra – z dumą opowiada Henryk Danowski. Rzadko grywa z „kalwaryjską kompaniją” – mało który chce z nim się zmierzyć, bo zazwyczaj wygrywa, ale przychodzi popatrzeć, pokibicować. Jak mówi, sam brał udział w poważnych turniejach, za uczestnictwo w których pobierane są opłaty (bywało że i po 100 Lt), ale za to bywają duże wygrane. W takich przedsięwzięciach na równi z dorosłymi biorą też udział dzieci.
– Spróbuj u tych dzieci wygrać – one z komputerem grają, wytrenowane – o niuansach uczestniczenia w turnieju opowiada pan Henryk. Jak mówi, razem z innymi miłośnikami szachów z Kalwaryjskiej 5 lat temu jeździł do Niemieża – w tamtejszej szkole odbywały się zawody szachowe, w których pan Henryk zajął III miejsce, dotychczas ma w domu pamiątkowy puchar.
– Ale tam, w Niemieżu, lubią szachy, oj, jak dobrze oni grają – wspominał z uznaniem pan Henryk, żałując, że obecnie takie turnieje już się nie odbywają. Według niego, brakuje też sponsorów, którzy by mieli zamiłowanie do tej gry i chcieliby ją propagować, finansując podobne przedsięwzięcia.
Partie szachów na Kalwaryjskiej odbywają się codziennie, latem zazwyczaj gra się do późna, zimą szachiści rozchodzą się przed trzecią. Jak mówi pan Adolf, grać u kogoś w domu, zamiast na dworze, nie byłoby dobrym pomysłem – na świeżym powietrzu lepiej.
– Że zimno, mróz? To nic, zarazki wszystkie pozabija – żartuje pan Adolf. Jak twierdzi, domownicy nie mają pretensji o hobby – jest na emeryturze, w domu niewiele ma do roboty, a zamiłowanie do szachów – to jednak zdecydowanie lepiej, niż do trunków.
Grono kibiców – to, według pana Adolfa – nie bierni widzowie, tylko znawcy szachów, którzy sami potrafiliby zagrać.
– Nie jesteśmy mistrzami szachów, ale ich fanatykami. Inni lubią muzykę np. czy coś innego, a my – szachy – stwierdza pan Adolf.
Alina Stacewicz
"Tygodnik Wileńszczyzny"