Bracia dzwony – Jan, Michał, Piotr i Paweł
Nie mniej wartościowa jest też dzwonnica w Wędziagole, zbudowana w 1789 roku. Świadczy o tym wyryta na futrynie drzwi data. Dzwonnica stoi na skraju kościelnego dziedzińca, przy głównych wrotach prowadzących do świątyni i na cmentarz. Aby obejrzeć zabytkowe dzwony należy wspiąć się stromymi drewnianymi schodami prawie pod sam dach budowli. Choć mocno nadszarpnięta zębem czasu dzwonnica nie wzbudza zbyt wielkiego zaufania pod względem bezpieczeństwa – centralna belka dźwigająca prawie dwutonowy ciężar dzwonów jest spróchniała – któż by się oparł pokusie dotknięcia ręką serc trzech dorodnych historycznych dzwonów?.. Największy – ważący 800 kilogramów dzwon jest dedykowany św. Janowi Chrzcicielowi. To prezent dla rodzimego kościoła od dobrodziejki parafii, szlachcianki Teresy Kaszewskiej. Średni, upamiętniający św. Michała Archanioła, waży 480 kilogramów. Sprezentował go parafii szlachcic, dobrodziej Michał Kaszewski. Niestety dzwon jest pęknięty i od dłuższego czasu nieużywany. Najmłodszy z braci-dzwonów jest jednocześnie najmniejszy (waży 320 kilogramów) i najstarszy. Jest odlany w Królewcu w 1721 roku. Patronami staruszka są apostołowie Piotr i Paweł. Tak się złożyło, że Piotr i Paweł dwukrotnie wzywał naród do powstania – najpierw listopadowego, potem styczniowego.
W czasie wojny dzwony były zdjęte, zakopane na dziedzińcu kościoła. Zawsze tak czyniono, aby Niemcy nie wywieźli ich do przetopienia na armatnie pociski. Z powodu uszkodzenia belki, na której są zawieszone dzwony, używa się ich rzadko i robi to z wielką ostrożnością. Niemniej jednak nam udało się usłyszeć ich przejmujący dźwięk. Na szczęście, tylko na pamiątkę...
Gdy dziadek Miłosza miał 3 lata…
Pan Jankowski jest szczęśliwy, że udało mu się zachować dawne pisma. Bardzo chętnie je pokazuje gościom, którzy w ostatnich latach coraz częściej przybywają do Wędziagoły i na nowo odkrywają polską Laudę. Z pieczołowitością odsłania kolejne karty ksiąg, ocalone przez jego rodzinę, które ciągle go fascynują i dostarczają nowej wiedzy o czasach minionych. Nie kryje przy tym emocji i wzruszeń.
– Prawdopodobnie te spisy ludności zamieszkującej parafię wędziagolską były pisane przy okazji kolędowania. Powiedzmy wieś Ibiany… Po Powstaniu Styczniowym całą wieś spalono, Polaków wywieziono na Sybir, a na ich miejsce zasiedlono Rosjan staroobrzędowców. Te księgi, to jedyny dokument zawierający przedpowstaniowy spis ludności wsi Ibiany. Jest w tych księgach wiele wpisów o mieszkańcach wsi Karoliny, należącej do rodu Chłopickich. Do dworu Zofii Chłopickiej w kowieńskim okresie często zaglądał młody Adam Mickiewicz... To właśnie rodzina Chłopickich odbudowała kościół wędziagolski po pożarze w 1817 roku. Są tu też informacje o mieszkańcach zaścianka Skrzynie hrabiego Zabiełły, o Prozoryszkach hrabiego Prozora – opowiada Ryszard Jankowski, zanurzając się w coraz to głębsze dzieje, zawarte na poszarzałych stronicach starych ksiąg. Dla pana Ryszarda bodajże najbardziej wartościową pamiątką są jednakże wpisy dotyczące rodziny Miłoszów.
Promotor noblisty na Laudzie
– Jestem pod wrażeniem spotkania z Czesławem Miłoszem tutaj, w Wędziagole, w tamtych ciekawych 90. latach. Wtedy nawet szkoła nie wiedziała, kim jest Czesław Miłosz.
Wcześniej utrzymywałem piękne więzi z jego bratem, Andrzejem. Naradzałem się z nim w kwestii porządkowania rodzinnych grobów Miłoszów na cmentarzu w Wędziagole. Te więzi i spotkania były dla mnie motywacją, żeby cokolwiek robić. Po długich latach wpajania, że polskość nie musi być ważna, bo i tak jesteśmy spolonizowanymi Litwinami słyszę piękny poprawny język kogoś kto pochodzi z tych stron! I raptem w starych księgach odkrywam takie nadzwyczajne informacje! Dworek Miłoszów w Użumiszkach, posiadłość Serbiny, Pogiry, są tu imiona protoplastów rodu Miłoszów, ich lokajów i służby… Dziadek pisarza, Artur Miłosz, który spoczywa na cmentarzu w Wędziagole, w tej księdze jest odnotowany, gdy miał 3 latka… Wysyłałem do Czesława Miłosza zeskanowane stronice tych ksiąg. Bardzo się nimi zainteresował, ale było już za późno. W rozmowie telefonicznej powiedział mi, że gdyby to wszystko wiedział wcześniej, jego twórczość wyglądałaby inaczej – mówi Ryszard Jankowski.
Od dłuższego czasu pan Ryszard jest zagorzałym promotorem Czesława Miłosza na Laudzie. Zna każdy zakątek związany z osobą polskiego noblisty. W rozmowie z „Tygodnikiem” ubolewa jednak, że wraz z odejściem do historii Roku Miłosza (2011 rok, w którym przypadała setna rocznica urodzin Czesława Miłosza na Litwie i w Polsce był obchodzony Rok Miłosza ) minęło też na Litwie zainteresowanie samym twórcą.
– A na początku to wszystko tak obiecująco się zapowiadało: Chicago, Adamkus, Santaros Šviesa… Po śmierci poety wszystko ucichło… – wzdycha. Odbudowany świren poety w rodzinnych Szetejniach, gdzie znalazła siedzibę Fundacja Miejsc Rodzinnych Czesława Miłosza, należąca do Uniwersytetu Witolda Wielkiego w Kownie, nie zawsze jest otwarta – i w sensie dosłownym, i w sensie przenośnym – na współpracę z ludźmi interesującymi się spuścizną poety. Do niedawna o twórczości i życiu poety, piszącego po polsku w Szetejniach informowały tylko litewskie i angielskie napisy. Tymczasem w Świętobrości, gdzie Czesław Miłosz został ochrzczony, w kościele w Opitołokach, gdzie brali ślub jego rodzice, do dnia dzisiejszego nie ma nawet wzmianki o tym, że są to miejsca związane z noblistą rodem z Laudy.
Historia w kamieniu
Na cmentarzu przykościelnym w Wędziagole najstarsze groby też należą do rodziny Miłoszów. Za metalowym ogrodzeniem wiecznym snem śpią dziadek Artur Miłosz, prababka Kamila Miłoszowa, tutaj też znajdują się groby przodków pisarza i dyplomaty litewskiego Oskara Miłosza. Tutaj spoczywa także Aleksander Chmielewski, był dowódcą szlachty kowieńskiej podczas Powstania Styczniowego. Dostarczał z Belgii broń powstańcom.
– To jest kaplica rodziny Juszkiewiczów – pokazując na kryptę grobową opowiada nasz przewodnik. – Kamień z inskrypcjami z tej kaplicy był zgubiony. Okazało się, że był wykorzystany do podmurówki ogrodzenia. Niedawno, gdy ogrodzenie było robione na nowo odnalazł się.
Pan Ryszard na podstawie materiałów archiwalnych ustalił, że kamień jest częścią składową tego nagrobka i postarał się, aby wrócił na swoje miejsce.
Jeden ze znajdujących się na wędziagolskim cmentarzyku grobów należy do rodu Montwiłłów z Montwiliszek, opisanych przez Henryka Sienkiewicza w „Potopie”. – Pomogłem potomkom tej rodziny odnaleźć korzenie, znalazłem metrykę z 1817 roku, herb. Ale i tak napisali po litewsku – „Bajorų Montvilų herbas.”
Tendencja przepisywania historii, jak widać nie ominęła także tego cmentarza – niektórzy potomkowie dawnych mieszkańców Wędziagoły skłonni są wnosić korektę w tożsamość swych przodków – kasują polskie inskrypcje i umieszczają na ich miejscu litewskie tablice z napisami.
– To najbardziej zajadli i nieprzejednani wrogowie polskości – podkreśla Jankowski, który dla ratowania miejscowego cmentarza zrobił naprawdę dużo. Wiele pomników z polskimi napisami jest wykonanych przez samego bohatera niniejszego reportażu. Kamieniarstwem zajmował się także ojciec pana Ryszarda, Romuald Jankowski.
Jednak mimo wszystko w Wędziagole nadal nie brakuje przykładów ludzi, którzy nigdy nie wyrzekli się polskości i swe polskie nazwisko chcą utrwalić przynajmniej na martwym kamieniu.
– To nic, że piszą z błędami. Za to w ojczystym języku – mówią ci nieliczni, najbardziej uparci, którzy i tak wiedzą lepiej, jak po polsku brzmieć powinno ich nazwisko.
Zjawiskiem dosyć często spotykanym na cmentarzu wędziagolskim, są rodowe herby. Szczególnie je sobie upodobali ci, którzy dopiero w ostatnich dziesięcioleciach nawrócili się na litewskość i ze swej „polskiej” przeszłości wolą wziąć tylko to, co ich zdaniem najlepsze – szlachetne pochodzenie…
(cdn.)
Irena Mikulewicz
Fot. Teresa Worobiej
Rota
- © Teresa Worobiej © Teresa Worobiej
- © Teresa Worobiej © Teresa Worobiej
- © Teresa Worobiej © Teresa Worobiej
- © Teresa Worobiej © Teresa Worobiej
- © Teresa Worobiej © Teresa Worobiej
- © Teresa Worobiej © Teresa Worobiej
- © Teresa Worobiej © Teresa Worobiej
- © Teresa Worobiej © Teresa Worobiej
- © Teresa Worobiej © Teresa Worobiej
- © Teresa Worobiej © Teresa Worobiej
- © Teresa Worobiej © Teresa Worobiej
- © Teresa Worobiej © Teresa Worobiej
- © Teresa Worobiej © Teresa Worobiej
- © Teresa Worobiej © Teresa Worobiej
- © Teresa Worobiej © Teresa Worobiej
- © Teresa Worobiej © Teresa Worobiej
- © Teresa Worobiej © Teresa Worobiej
- © Teresa Worobiej © Teresa Worobiej
- © Teresa Worobiej © Teresa Worobiej
- © Teresa Worobiej © Teresa Worobiej
- © Teresa Worobiej © Teresa Worobiej
- © Teresa Worobiej © Teresa Worobiej
- © Teresa Worobiej © Teresa Worobiej
- © Teresa Worobiej © Teresa Worobiej
- © Teresa Worobiej © Teresa Worobiej
- © Teresa Worobiej © Teresa Worobiej
- © Teresa Worobiej © Teresa Worobiej
- © Teresa Worobiej © Teresa Worobiej
- © Teresa Worobiej © Teresa Worobiej
- © Teresa Worobiej © Teresa Worobiej
- © Teresa Worobiej © Teresa Worobiej
http://l24.lt/pl/spoleczenstwo/item/160879-polacy-z-wedziagoly-do-krwi-ostatniej-kropli-z-zyl-ii#sigProGalleria607257f6c4
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.