Językoznawczyni Loreta Vaicekauskienė uważa, że w kontekście kontroli językowej Litwa staje w jednym rzędzie z Chinami. „Próby dokonywania zmian (językowych – red.) według własnego uznania są niczym innym jak polityką. Nie sądzę, by to było dobre" – mówi naukowiec.
- Mogę naszą politykę językową porównać z innymi państwami. Wygląda na to, że nie mamy sobie równych. Litwę, jako kraj postradziecki, charakteryzuje ustawowo przewidziany obowiązek i kary w odniesieniu do języka ojczystego. Z punktu widzenia autorytaryzmu językowego (obowiązki, ustawy, kary, kontrola, wtrącanie się państwa w drobne językowe sprawy) jesteśmy najbliżej Chin.
Z kolei językoznawca Giedrius Subačius zwraca uwagę na to, że próby straszenia zagrożeniami dla języka odtrącają i skłócają ludzi z językiem. Retorycznie też pyta, czy aby są podstawy takiego straszenia zanikaniem języka litewskiego.
Historyk Nerijus Šepetys stoi na stanowisku, że językowi litewskiemu nic nie zagraża.
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.