Tak się złożyło, że obecnemu mejszagolskiemu proboszczowi nadal patronuje Józef – dlatego Józefinki to taka podwójna, a nawet potrójna (kierowniczka muzeum też Józefa) okoliczność ogarnięcia duchową pamięcią zmarłych i żywych Józefów.
– Jadąc dziś do Mejszagoły rozmawialiśmy, że powinno się przemianować nazwę miasteczka na Józefowo – żartował konsul generalny, radca-minister Stanisław Cygnarowski, który wspólnie z ambasadorem RP, Jarosławem Czubińskim , wziął udział w Mszy św. w intencji prałata Józefa Obrembskiego, który, notabene, obchodziłby 110 urodziny.
Przyklejeni do pałacyku
Tradycji stało się zadość, i pałacyk znów rozbrzmiewał wesołymi głosami, rumiane pączki zachęcały do poczęstunku... i tak sobie jakoś wszyscy pomyśleli, że prałat pewnie gdzieś tam z góry przygląda się imieninowym gościom i z rubasznym uśmiechem opowiada Panu Bogu „pałacykowe" anegdoty. Bo i tu „na dole" wspomnień nie brakowało i śmiesznych historyjek z prałatem w tle. Czesława Paczkowska wynalazła w swoich zasobnych zbiorach arcyzabawną opowiastkę sporządzoną w 1953 roku przez ks. dr. Sylwestra Małachowskiego. „Klejenie, lepienie było jedynym prawie zajęciem ks. Józefa. Kleił i lepił zawsze, kleił i lepił wszystko. (...) Kleił organistę do chóru, a chór do organisty, sklejał rozpadające się rodziny, kleił małych, kleił starych. Kleił bezinteresownie – nie dla zaszczytów, nie dla uznania, lecz tylko dlatego, że klejenie było treścią jego życia" – odczytywała pani Czesława kronikarskie zapiski wzbudzając powszechny uśmiech i aprobatę, bo to wyjątkowo trafna, okraszona dobrym humorem charakterystyka prałata.
I przy tym wyszło szydło z worka, że to wcale nie lukier z pączków skleja tak mocno i na długo, ale ksiądz prałat tak wszystkich skutecznie i na stałe do siebie poprzyklejał.
Autorytet młodzieży
Niespodziankę organizatorom sprawiła młodzież z Niemieża, która zachęcona onegdaj przez mer rejonu wileńskiego Marię Rekść, postanowiła sama sprawdzić, czy faktycznie wartości propagowane przez prałata są aktualne.
– Cieszymy się bardzo, że tutaj jesteśmy, większość z nas pierwszy raz. Słyszeliśmy o tym kapłanie i czasem przychodziło nam na myśl, dlaczego o nim tak dużo, i tak dobrze mówią. I okazuje się, że to wcale nie tylko fakt, że tak długo żyje... To wyjątkowy człowiek, który dbał o ludzi, o język, o polskość. Był człowiekiem wielkiej wiary i tę wiarę, i miłość rozdzielał innym. Bardzo nam to imponuje, bo my też ciągle poznajemy swoją kulturę np. poprzez udział w teatrze, i szukamy tego, co nas wszystkich łączy – mówił Artur Markiewicz, animator młodzieży z parafii św. Rafała Kalinowskiego, któremu towarzyszyła ośmioosobowa grupa przyjaciół.
A ponieważ wśród osób odwiedzających tego dnia pałacyk nie brakowało ludzi z najbliższego otoczenia prałata, to ich wspomnienia stały się dla młodych ludzi cenną lekcją patriotyzmu i wiary.
W duchu miłosierdzia
Z uwagi na Jubileuszowy Rok Miłosierdzia nie brakło nawiązania do osób związanych z szerzeniem kultu tego największego przymiotu Boga, stąd motto zaczerpnięte z kazania prałata: „..miłosierdzie nie zna granic, tylko nie obejmuje duszy zatwardziałej w grzechach".
Można było zapoznać się z treścią wydanej niedawno książki ks. Mariusza Marszałka „Kapłan według serca Mego" o formacji duchowej bł. Michała Sopoćki. Mer Maria Rekść powiedziała, że jako mieszkańcy miasta miłosierdzia mamy szczególną misję do spełnienia. – Musimy nie tylko szerzyć kult coraz dalej, ale przede wszystkim być świadkami miłosierdzia w naszym codziennym życiu, dawać świadectwo czynem i doceniać łaski otrzymywane przez wstawiennictwo błogosławionych i świętych, którzy chodzili po tej samej ziemi – mówiła, dodając, że wielkość czynów prałata i jego też predestynuje do orędowania za nami.
Wśród imieninowych gości była starosta frakcji AWPL w Sejmie Rita Tamašunienė, która przekazała zebranym pozdrowienia, a solenizantom życzenia od europosła Waldemara Tomaszewskiego. – Rok Miłosierdzia jest dla nas szczególnym darem, wykorzystajmy go jak najlepiej, czerpmy z niego jak najwięcej i dzielmy się nim z innymi, tak, by pod koniec roku każdy z nas był ubogacony – mówiła poseł, dzieląc się informacjami na temat wielu przedsięwzięć związanych z obchodami Roku Jubileuszowego.
Wystawa o ks. Antonim Dziekanie
Scenariusz obchodów Józefinek układa samo życie, na bieżąco. Trudno bowiem przewidzieć kto odwiedzi tego dnia pałacyk, kto podzieli się wspomnieniem. Dlatego bagaż emocji jest tak trudny do udźwignięcia. Okazuje się, że coraz większe grono osób pragnie spędzić tę uroczystość razem i jest tak, że cały dzień, do późnych godzin wieczornych, muzeum tętni życiem. I związują się bliskie relacje, i jest tak domowo, zwłaszcza, że swojskich pączków, herbaty na stole nie brakuje. W tym roku towarzyszyła Józefinkom ekipa telewizyjna „Studia Wschód", można więc będzie obejrzeć w poświątecznym wydaniu magazynu (TV Polonia 30 marca) co działo się w Mejszagole.
Muzeum przygotowało też nową wystawę o życiu i pracy duszpasterskiej ks. Antoniego Dziekana. Można na niej obejrzeć archiwalne zdjęcia, a po krętych ścieżkach swojego losu oprowadza sam bohater, gdyż zachowały się oryginalne rękopisy kapłana. Redakcja „Magazynu Wileńskiego" – dotychczasowy depozytariusz tych dokumentów, przekazała je do muzeum i teraz można przeczytać pięknie wykaligrafowane teksty i poznać dzieje ks. Antoniego. Wystawie z zainteresowaniem przyglądała się dyrektor administracji rejonowego samorządu, Lucyna Kotłowska, tym bardziej, że obecna na Józefinkach Irena Ingielewicz, kierownik wydziału opieki społecznej samorządu rejonu wileńskiego, była parafianką ks. Dziekana przywołała wiele wspomnień. Warto zaznaczyć, że mieszkańcy Sużan, gdzie ks. Antoni był proboszczem, upiekli na Józefinki pączki własne, równie dobre, co mejszagolskie.
Radosnego Alleluja!
Aura sprawiła wszystkim największą niespodziankę. Po porannym, już prawie wiosennym słońcu, Mejszagoła pokryła się grubą warstwą białego, śnieżnego puchu. Mimo to, w sercu panował radosny, świąteczny nastrój a dopełniło go wspomnienie Wielkanocy z rodzinnego domu ks. Dziekana: „Wielkanoc była niezrównaną ucztą duchową. Tym bardziej, że łączyła się z wiosną, pobudzającą wszystko do nowego życia. (...) Dopełniała ją Rezurekcja Boża, na którą śpieszyliśmy do kościoła. (...) Wieczorem słyszało się śpiewy wielkanocne od strony Nowych Mieżan, Żajanowa, Utkanów. To tak zwani „łałuje" grupami chodzili od domu do domu, rozweselając sąsiadów. Dotychczas pamiętam te wielkanoce z czasów mojego dzieciństwa, które się przeżywało z wielką radością..."
I tej wielkanocnej radości życzymy wszystkim z nadzieją, że za rok w kolejne Józefinki, spotkamy się w pałacyku, bo jak spuentował ambasador Jarosław Czubiński „To jest taki dzień, że nie można nie być w Mejszagole"!
Monika Urbanowicz
"Tygodnik Wileńszczyzny"