– Przybywa Ksiądz Biskup z Częstochowy, najświętszego miejsca dla rzesz Polaków na całym świecie. Co sprowadza pasterza archidiecezji częstochowskiej do "Tej, co w Ostrej świeci Bramie" i jakie refleksje wzbudza nasze sanktuarium maryjne?
– Celem mojego pielgrzymowania jest potwierdzenie zawierzenia Maryi. Znaczy - na Jej wzór zawierzenia Bogu siebie w swoim życiu i posłudze. Tak żeśmy zostali wychowani już od młodości, od domu rodzinnego, że wierzymy, iż te dwa obrazy skupiają w sobie tajemnicę wcielenia i macierzyństwa. Z punktu widzenia teologicznego podkreślamy, że wizerunek Ostrobramskiej ukazuje nam Maryję w tajemnicy zwiastowania i poczęcia Syna Bożego, czyli Jej zgodę, posłuszeństwo wiary, na Boże macierzyństwo. Zaś obraz Maryi w Częstochowie ukazuje nam tajemnicę Syna Bożego już po Jego urodzeniu, gdy Maryja trzyma Go w swoich ramionach i ukazuje światu. Takie jest Jej zadanie: żeby nie zatrzymywać na sobie, ale przekazywać ludziom. W tym akurat duchu widzę moją posługę jako biskupa, ale również jako biskupa miejsca maryjnego zawierzenia, jakim jest Częstochowa.
Drugi powód mojego przyjazdu jest związany z jubileuszami księdza prałata Wojciecha Górlickiego, bo dla mnie jest on nie tylko współrodakiem z tej samej chrzcielnicy w kościele w Szydłowcu, ale również świadkiem mojej drogi i posługiwania w Kościele. Także współświadkiem tego, co razem przez jego 25 lat kapłaństwa zdobyliśmy i co Pan Bóg może przez nas przekazywać ludziom. Jestem wdzięczny za to, że on od tych 24 lat posługuje na tej granicy nie tylko pomiędzy Wileńszczyzną a Polską, ale pomiędzy Europą i światem. Jest on dobrym świadkiem zawierzenia Panu Bogu swojej posługi.
– Ksiądz Biskup był świadkiem wyjazdu kapłanów z diecezji radomskiej do posługi na Litwie. Był również zaangażowany w szykowanie dla wileńskiej archidiecezji pierwszych katechetów, którzy ukończyli studium katechetyczne w Radomiu, gdy był Ksiądz Biskup rektorem Wyższego Seminarium Duchownego w Radomiu. Dzisiaj na Wileńszczyźnie posługuje zaledwie dwóch kapłanów z Polski (nie licząc zgromadzeń zakonnych). Jaka byłaby możliwość współpracy obu archidiecezji: wileńskiej i częstochowskiej?
– Moje powiązanie z Wileńszczyzną wiązało się z osobą śp. ks. bp. Edwarda Materskiego. Dla niego sprawy Kościoła w Wilnie były niczym "drugie płuca". On oddychał płucami Kościoła na Wileńszczyźnie, jego spraw i problemów, a zwłaszcza ludzi. Tymi "płucami", były też okolice Radomia, gdy poświęcał się dla nas, czy to w diecezji sandomierskiej, czy później sandomiersko-radomskiej, czy – w końcu – radomskiej. Dla niego posyłanie kapłanów do Wilna było czymś naturalnym: jak ojciec spod swego serca wysyłał swoich duchownych synów do posługi kapłańskiej do kraju, z którego pochodził.
Należałoby to wszystko na nowo ożywić. Misje traktujemy w znaczeniu wyjazdu na obczyznę. Z kolei tereny Litwy, Białorusi i Ukrainy nie są misyjne, bo chrześcijaństwo jest tutaj od wieków i jest ono związane z historią Polski. Dlatego to posłanie trzeba odrodzić, ale w znaczeniu dobrego zrozumienia klimatu, ludzi, którzy tutaj pozostali i – tak jak to mówił śp. prałat ks. Józef Obrembski – nigdy z Polski nie wyjechali. To trzeba zrozumieć, przeżyć na sobie, żeby umiejętnie zaangażować się w charakter pracy duszpasterskiej. Żeby nikt nie oskarżył, iż w jakikolwiek sposób repolonizujemy, czy się narzucamy. Tutaj jest Kościół kierujący się swoimi wartościami, którymi się dzieli również z Kościołem w Polsce i w Europie. Niemniej jednak widać, że istnieje tutaj potrzeba rzeczywistej pomocy kapłanów. Przyznam się, że w swojej posłudze – już czteroletniej – w Częstochowie co najmniej dwa razy powiedziałem jasno, że jestem otwarty na posłanie swoich księży na jakiekolwiek strony świata, żeby pomóc. I będę to powtarzał, gdyż – dzięki Bogu – w Polsce nie mamy aż tak radykalnego spadku powołań, który marzy się liberalnym kołom. W naszej archidiecezji mamy około 600 księży czynnych. Gdyby istniało takie zapotrzebowanie, byłoby zaproszenie Kościoła lokalnego, można byłoby takiej prośbie zadośćuczynić.
– W ciągu ostatniego roku zauważalny jest spadek pielgrzymujących do Ostrej Bramy Polaków, czy w duchowej stolicy Polski jest podobna tendencja?
– Trzeba się liczyć z pewnym falowaniem religijności, a przez to obecnością kapłanów i pielgrzymów w danym miejscu. W Częstochowie była pewna niepokojąca sytuacja, gdy powstawał Licheń - rozbudowanie, bazylika, obecność papieża… Zastanawiano się, czy ten ciężar pielgrzymowania nie przesunie się na Licheń. Było takie "zagrożenie", które wynikało z nowej formy – otwarcia się na nowe ośrodki pielgrzymowania, w tym za granicą, jak Lourdes, czy Fatima. Przyznać należy, że Licheń ma dzisiaj swoją grupę pielgrzymią, a Częstochowa, dalej jest tą, która jest stolicą duchową Polski i tego spadku pielgrzymowania na Jasną Górę nie ma. Za to jestem bardzo wdzięczny zarówno kapłanom z Polski, jak i kapłanom zagranicznym, że przybywają na to miejsce.
Dzisiaj możemy na nowo uczyć się zawierzenia na wzór Jana Pawła II. Papież Polak pielgrzymował po całym świecie, ale prawie zawsze, gdy był w Ojczyźnie, odwiedzał Janą Górę, i to wywarło swoistą pieczęć na pielgrzymkowej świadomości Polaków. Jako biskup, zawsze w swoich kazaniach powoływałem się na pielgrzymowanie z Janem Pawłem II we wrześniu 1993 r. Byłem wówczas świadkiem jego modlitwy w kościele Ducha Świętego przed obrazem Jezusa Miłosiernego i potem w Ostrej Bramie podczas nabożeństwa różańcowego i aktu zawierzenia, którego dokonał przed obrazem Matki Bożej Miłosierdzia. Powinniśmy do tego powracać, gdyż taki jest właściwy kierunek - od Matki Bożej do Jezusa. Ostra Brama uczy nas tego przejścia. Maryja jest Matką Miłosierdzia, ale w tajemnicy Jezusa Miłosiernego. On zawsze jest pierwszy, On jest Zbawicielem świata. A Maryja ma jedyną i niepowtarzalną rolę w tym pośrednictwie Jezusa. Wszelkie duszpasterskie działania, również i pielgrzymowanie, trzeba mocno związać z tymi dwoma miejscami, co przyniosłoby odnowienie pielgrzymowania. Ostatnio w Polsce jest mocno podkreślana rola Łagiewnik i centrum Jana Pawła II. To ma swoje siły i światło idące chociażby z przygotowania do Światowych Dni Młodzieży. Niewątpliwe, że ta tajemnica Miłosierdzia i Łagiewnik będzie dalej miała pewne miejsce, co nie znaczy, że Jasna Góra utraci swój charakter. To jest pewna dopełniająca siebie forma naszego pielgrzymowania. I w zależności od sytuacji, które przeżywamy, trzeba do tych tajemnic się odwoływać. Przez Maryję do Jezusa - to jest najpewniejsza droga dla każdego pokolenia ludzi wierzących.
– Wspomniał ksiądz biskup o przygotowaniach do Światowych Dni Młodzieży, które odbędą się w następnym roku w Krakowie z udziałem papieża Franciszka. Częstochowa chyba też się szykuje do tego wielkiego wydarzenia?
– W Częstochowie rok rocznie Międzynarodowa Wspólnota Emmanuel organizuje spotkania młodych. Robimy je na bazie solidarności z Ojcem Świętym: papież był w Rio, to mówiło się "Rio w Częstochowie". Modlili się wówczas, były spotkania tematyczne i kończyliśmy Mszą św., łącząc się przy pomocy łączy internetowych z papieżem.
Teraz czynimy podobnie – "Kraków w Częstochowie". W dniach 25-30 lipca w Częstochowie odbywały się spotkania młodzieży z Polski i całej Europy. Były dyskusje, spotkania, Eucharystia. Podobnie przygotowujemy się do przyszłego roku, gdy w końcu lipca będziemy przyjmować młodzież, żeby później przesłać ją do Krakowa. Zdajemy też sobie sprawę z pewnego ciężaru oraz odpowiedzialności i uświadamiamy, że młodzi, którzy kończą swoje spotkanie z papieżem w Krakowie, będą chcieli przyjechać na Jasną Górę, jako do miejsca szczególnego. To się wiąże z różnymi przygotowaniami, które omawiamy z prezydentem, Urzędem miasta, służbami pomocniczymi, policją, kolejami, które też do tego się przygotowują.
– Ubiegłej jesieni w Rzymie obradował synod biskupów, który się skupił nad tematem "Wyzwania duszpasterskie dla rodziny w kontekście nowej ewangelizacji". Powstało zamieszanie w związku z niejednoznacznym stanowiskiem odnośnie par homoseksualnych czy Komunii św. dla osób żyjących w związkach niesakramentalnych. Nt. przygotowanego przez synod dokumentu przewodniczący Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki wyraził opinię, że "odchodzi się od nauczania Jana Pawła II". Czy należy się obawiać innego podejścia Kościoła ds. rodziny i płciowości?
– Należy podkreślić, że arcybiskup Gądecki, powołał się najpierw na źródło biblijne i tradycję wiary Kościoła i powiedział, że propozycje przygotowane m.in. przez niektórych teologów i biskupów niemieckich, są nie do przyjęcia. Nie można mówić, iż dziedzictwo Jana Pawła II jest przestarzałe. Dokument "Familiaris consortio" jest zbiorem posynodalnym, który pokazał wszelkie możliwe źródła ukazujące nam tajemnicę małżeństwa. Jego przesłanie zobowiązuje również nas. Trzeba poznać prawdę o miłości, o rodzinie, o stwórczym charakterze małżeństwa. Kiedy rodzina powołuje nowe życie, współuczestniczy w akcie stwórczym samego Boga. Odejście od tego nauczania, jest odejściem od syntezy nauki biblijnej i kościelnej oraz zobowiązań, gdyż należy podkreślić, że z prawdą zawsze jest związane zobowiązanie, czyli konsekwencja. Nie mogę powiedzieć wierzę, a w życiu codziennym i praktycznym obchodzić to, gdyż moje pragnienia, takie czy inne oczekiwania, są ważniejsze. Arcybiskup powiedział "odejście od nauczania Jana Pawła II będzie niewiernością wobec tajemnicy Objawienia". Powiedział prowokacyjnie, ale dobrze, bo zabrzmiało bardzo groźno. Mówiąc, że Jan Paweł II jest "przestarzały", mówimy, że Jezus jest tym bardziej z przeszłości, z kim nie należy się liczyć. Jest to zdrada, odejście od fundamentu, od źródła, od planu Boga i nie można dopuścić, aby plan stwórczy Boga, – rodzina i sakrament małżeństwa – stracił swoje fundamenty biblijne. Pan Bóg od samego początku, od Księgi Rodzaju, poprzez tajemnicę Nowego Testamentu, kiedy Jezus uświęcił związek małżeński i podniósł go do rangi sakramentu jako znaku zjednoczenia się z Bogiem, uczestniczy w więzi rodzinnej i małżeńskiej. Dlatego wszelkiego rodzaju odejście jest drogą donikąd i zdradą. W tym wypadku powiedziałbym: ciężkim grzechem niewierności. To jest tragiczny akt niewiary – odejście od źródła biblijnego i tradycji Kościoła i zaproponowanie zarówno związków jednopłciowych, jak i adopcji dzieci i wszelkich innych konsekwencji, które dzisiaj w Polsce niczym swoiste tsunami fundują nam parlamentarzyści.
– Sejm w Polsce zatwierdził Ustawę o uzgodnieniu płci, niedawno została przyjęta Ustawa o zapłodnieniu in vitro. Pomimo wyraźnego sprzeciwu Kościoła, prezydent i posłowie, którzy przyznają się do katolicyzmu, poparli te dokumenty. Jak ksiądz biskup określiłby stanowisko ludzi, deklarujących się katolikami, ale nie uznających głosu Kościoła i działających wbrew jego nauce?
– W tym wypadku ściśle powiązane są ze sobą dwie sprawy, czego zdaje się nie dostrzegają parlamentarzyści, którzy przyznają się do wiary katolickiej. Po pierwsze, to jest tragiczny akt niewiary w Boga Stwórcę, gdy pozwala się, aby człowiek był manipulatorem i konstruktorem początku i końca życia. Jest odejściem od pierwszego artykułu Credo: wierzę w Boga Ojca wszechmogącego, Stworzyciela nieba i ziemi, wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych. To, że człowiek przejmuje władztwo nad życiem jest wystąpieniem przeciwko samemu Bogu. Powtarza się sytuacja grzechu pierworodnego: obraz biblijny, który mamy w Księdze Rodzaju mówi nam: człowieku, nie przekraczaj tej granicy, bo umrzesz. Wtedy przychodzi pokusa od szatana – będziecie jako bogowie, będziecie decydować o życiu i śmierci. Odejście od Boga, od Jego praw i granic, które ustawił dla naszego rozwoju i zbawienia, wiąże się z tragedią – ze śmiercią cywilizacji. Św. Jan Paweł II bardzo mocno to akcentował, że istnieją obok siebie dwie cywilizacje: albo życia i miłości, albo śmierci i – w tym wypadku - potępienia. Osoby, które podpisują podobne ustawy, nie zdają sobie sprawy, że dzisiaj, gdy się decydują na taką wizję świata i człowieka - poza Bogiem - odchodzą nie tylko od wspólnoty Kościoła, ale gdyby dzisiaj odeszli z tego świata, to tylko w rękach Boga jest ich zbawienie. Nie mówimy, że to Bóg ich potępia, gdyż to człowiek sam siebie skazuje na śmierć i to śmierć wieczną w znaczeniu odejścia od Boga. Oni nie uświadamiają sobie, w imię czego tak się zachowują? W imię jakiegoś rozwoju nauki?... I dlatego mówią, że biskupi się nie znają? Dochodzi do zablokowania pragnienia Boga zbawienia i rozwoju każdego człowieka oraz do negacji biblijnego źródła.
Druga rzecz: my – biskupi – powołujemy się na najnowsze wyniki badań medycznych, biologicznych, wszystkich, które mają służyć dla rozwoju człowieka. I to nie jest sprawa tylko i wyłącznie religijna, ale naukowa. Nie jest to kwestia tylko światopoglądowa, jak nam próbują uzasadniać parlamentarzyści z lewicy. My się powołujemy nie tylko na źródła religijne, ale i na prawa człowieka. Abp Henryk Hoser pokazywał w swoich listach i dokumentach najnowsze badania, powołując się na konkretnych lekarzy, którzy niegdyś służyli "In vitro", a teraz zrozumieli swój błąd. Ludzie, tworzący podobne ustawy, muszą zrozumieć, że występują nie tylko przeciwko Bogu, ale i przeciwko naturze człowieka.
Od tajemnicy grzechu pierworodnego Zachód odchodzi już w kolejnym pokoleniu. Już Luter, który zanegował sposób współpracy z łaską Bożą, powiedział – grzech pierworodny tak zniszczył naturę człowieka, że nie jesteśmy w stanie niczego odbudować i nie mamy innej drogi. Czyli nie liczą się uczynki, nie liczy się wierność, starania. Zachodzi negacja grzechu pierworodnego i negacja głosu sumienia, jako kryterium głosu wewnętrznego Boga, który w każdym człowieku, nawet niecywilizowanym, mówi: "unikaj zła, czyli czegoś, co zagraża, a czyń dobro". Ale kryterium sumienia w parlamentach świata, Europy i w Polsce dzisiaj zanikło.
Dlatego, jeszcze raz podkreślam, że jest to tragiczny akt niewiary, który wyklucza tych ludzi ze wspólnoty Kościoła i prawa przystępowania do Komunii świętej. Bez nawrócenia, bez publicznego odwołania swojej decyzji nie ma powrotu do Kościoła. Nie wolno bowiem powiedzieć, że byłem wczoraj u spowiedzi, gdyż pan jako Jan Kowalski, wczoraj głosował przeciwko życiu. Dlatego teraz niech pan głośno odwoła swoją decyzję, która jest przeciwko życiu… W tym wypadku wymaga się od osób publicznych pewnej ekspiacji, głośnego zadeklarowania. Tak będzie się wymagało od prezydenta. I należy modlić się o jego nawrócenie, ale i publiczne odwołanie tego, czy innego aktu. Lecz on trwa dzisiaj w swoim moralnym uporze, kiedy mówi, że "jestem za życiem, ale i za "In vitro". To są obłudne postawy katolików, którym dzisiaj trzeba powtórzyć: "Non possumus", czyli "nie możemy, nie pozwalamy" - na tego rodzaju sprawy wiązania dekretów z naszym życiem i konsekwencjami dla życia religijnego.
– Rejon wileński i solecznicki dokonały przed kilku laty Intronizacji Chrystusa Króla. W Polsce trwają debaty na ten temat, znajdując zarówno zwolenników, jak i przeciwników. Jak Ksiądz Biskup ocenia zaistniałą sytuację?
– W komisji ds. nauki i wiary Episkopatu Polski poświęcamy kolejne spotkanie temu tematowi: przyjąć jako Chrystusa Króla, ale bez określenia Polski. Dlatego, że jest pewne narażenie na nacjonalizację. To wiąże się z dwiema sprawami. Jedna wynikła z nadinterpretacji objawienia Jezusa Miłosiernego, gdy dwa promienie z przebitego boku Jezusa określono jako barwy narodowe - biały i czerwony. Chodzi przecież o krew i wodę, czyli sakramenty wiary Kościoła. Z kolei druga kwestia, która zagraża, to podejście, że (jeśli biskupi, parlament i wierni przyjmą ten tytuł, właśnie z Królem Polski) ominie nas każde niebezpieczeństwo, bo wtedy Pan Jezus będzie za nas walczył. My do końca życia i do końca świata będziemy musieli zmagać się o wierność łasce Odkupiciela.
Podobna jest tajemnica związania z aktami poświęcenia Najświętszemu Sercu Jezusa, ale, trzeba zaznaczyć, że to jest inny kult, chociaż dotyczy tej samej Osoby – Zbawiciela. To, że czcimy tajemnicę Serca, czy Krwi Jezusa, dotyczy tej samej Osoby. I jedynym pośrednikiem w sprawie zbawienia człowieka zawsze będzie Jezus Chrystus. Stąd te nasze dzisiejsze zmagania, bo są środowiska mocno związane z kultem Intronizacji. Udało się doprowadzić, właśnie w Częstochowie, do spotkania przedstawicieli różnych frakcji idei Intronizacji. Po raz pierwszy wypowiedzieli się wobec siebie nawzajem. Owszem nie było jedności, ale już było spotkanie, pewien dialog. Większość zwolenników powołuje się na objawienia prywatne Rozalii Celakówny, które mówią, aby naród Polski jednoczył się wokół Niego i się poświęcił Panu Jezusowi.
Jako dobry przykład przywołam postać śp. bp. Edwarda Materskiego. W jednej z pierwszych pielgrzymek w 1989 roku uczestniczyliśmy we Mszy św. w Ostrej Bramie, po której zawsze jest odmawiana Litania Loretańska. Biskup doszedł do wezwania Królowo Pokoju i potem zaczął odmawiać Baranku Boży. Na nabożeństwie była obecna grupa z Gdańska, która zaczęła wołać Królowo Polski, ale biskup kończył już litanię. Potem nam – kapłanom – wytłumaczył, że postąpił tak, aby nie było sporu pomiędzy dwoma narodami. Pewne sprawy trzeba umiejętnie przeżywać: wtedy w Ostrej Bramie razem modlili się Litwini. Jest z tym związana jeszcze jedna rzecz: kiedy teraz odprawiałem Mszę św. i odmawiałem litanię, to przeczytałem Królowo Polski, ale później dodałem: Królowo Ziem i Litwy. Chodziło mi o to, aby powiedzieć, iż Maryja jest Królową tej Ziemi tutaj, i wszystkich Ziem. A jak Cię dziś nazwę - Królową Litwy, Polski, Ziem – to podyktuje moje serce, ale nie na zasadzie podziału.
Wracając do Intronizacji, nie chcę mówić, że to jest niewłaściwe – każdy akt oddania, poświęcenia, modlitwy jest bardzo ważny. Jednak błędem byłoby przypisywanie temu idei mesjanistycznych, że Pan Jezus wszystkiego za nas dokona, kiedy my Go tak nazwiemy.
– Jakie przesłanie zostawiłby Ksiądz Biskup Czytelnikom "Spotkań"?
– Kiedy codziennie modlę się za wstawiennictwem Maryi, aby Ona przedstawiła swojemu Synowi prośby, które ja noszę w sercu, to posługuję się często modlitwą św. Jana Pawła II. Jest bardzo prosta, ale zarazem bardzo głęboka: Maryjo, powiedz Chrystusowi o nas. Temu Chrystusowi, którego dziś, po raz kolejny, przychodzimy zaprosić w nasze życie, w nieznane jutro, bo rozumiemy, że poza Nim nie ma życia. I dlatego nazywam Ją, prawie codziennie, Matką Niezawodnej Nadziei, którą pokładam w Chrystusie. I tego wam wszystkim z serca życzę, żebyście nigdy nie zagubili się na drogach zawierzenia Chrystusowi przez Maryję.
– Bóg zapłać!
Teresa Worobiej
Fot. autorka
„Spotkania”, nr 8 (374), 2015
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.