Ojciec Kamil był ostatnim franciszkaninem z Wilna, który został aresztowany przez NKWD, jednak po odbyciu zsyłki nie wyjechał do Polski, tylko powrócił do archidiecezji wileńskiej. Ponieważ jako „wróg narodu" nie mógł zostać w stolicy, pracował w okolicznych miejscowościach. Ostatecznie osiadł w Miednikach. Nigdy nie tracił nadziei na powrót franciszkanów do Wilna i odzyskanie kościoła. Tym swoim przywiązaniem do wileńskiej świątyni na Piaskach (kościół pw. Wniebowzięcia NMP przy ul. Trockiej w Wilnie), można rzec, „zaraził" braci franciszkanów, którzy na przełomie roku 1989-1990 przybyli na Wileńszczyznę z gdańskiej prowincji św. Maksymiliana.
– To ojciec Kamil nauczył mnie dostrzegania w historii działania Bożej Opatrzności, pokazał piękno najstarszej wileńskiej świątyni. Dzięki niemu widzieliśmy sens walki o odzyskanie naszego kościoła, podobnie jak teraz – klasztoru. Nie tracę nadziei na wstawiennictwo o. Kamila w Niebie w sprawie odzyskania franciszkańskiego mienia przy ul. Trockiej w Wilnie – podzielił się swoimi spostrzeżeniami franciszkanin br. Marek Dettlaff, który czuje się duchowym spadkobiercą o. Kamila.
Niełatwe dzieciństwo
Kamil Władysław Wełymański urodził się 23 stycznia 1990 r. we wsi Nowiki, nieopodal Zbaraża (województwo tarnopolskie, Ukraina). Na chrzcie św. w kościele w Opryłowcach otrzymał imię Władysław, tutaj też przystąpił do Pierwszej Komunii św. W rodzinnej miejscowości ukończył cztery klasy szkoły powszechnej, zaś naukę kończył w Państwowym Gimnazjum im. H. Sienkiewicza w Zbarażu, o profilu humanistycznym.
Władysław był piątym z sześciorga dzieci w rodzinie. Jego ojciec Wawrzyniec był wyznania rzymsko-katolickiego, zaś matka Anastazja greko-katolickiego. Bieda, z którą zmagała się rodzina, oraz surowe wychowanie przyczyniły się z pewnością do zahartowania ducha młodego Władysława. Wpływ na ukształtowanie jego osobowości miała też ciężka choroba, z której został cudownie uzdrowiony.
Podczas nauki w gimnazjum posługiwał jako ministrant w kościele u bernardynów. Dlatego też po zakończeniu szkoły w roku 1928 i pod wpływem lektury pisma „Rycerz Niepokalanej", wydawanego przez św. Maksymiliana w Niepokalanowie pod Warszawą, napisał podanie z prośbą o przyjęcie go do franciszkanów. Formację zakonną rozpoczął 1 września 1928 roku w Łodzi – Łagiewnikach w Zakonie Braci Mniejszych Konwentualnych, naukę kontynuował we Lwowie i Krakowie, gdzie 18 grudnia 1937 roku przyjął święcenia kapłańskie, po których został skierowany przez przełożonych do pracy we wsi Czyszki, koło Lwowa. Właśnie tutaj, dzięki odwadze i dobrej znajomości języka rosyjskiego udało mu się odwrócić niebezpieczeństwo, które zagrażało klasztorowi, gdy tereny, wyzwolone spod okupacji hitlerowskiej, zajęli Sowieci.
Wzór odwagi i męstwa
W sierpniu 1940 roku został skierowany do pracy w parafii Zaczepice na Białorusi, archidiecezja wileńska. Tutaj wykazał się odwagą i męstwem w trudnych doświadczeniach, które musiał znieść jako młody kapłan. Sam o. Kamil pisze o tym okresie, że miejsce to stało się dla niego „nowicjatem przed przyszłymi uniwersytetami w Syberyjskiej tajdze". Przeszedł „chrzest bojowy", który napełnił go siłą i odwagą na dalszą tułaczkę po Związku Radzieckim.
W Zaczepicach gwardianem zakonu i przełożonym był o. Konstanty Onoszko, którego aresztowano w Słonimie. Zaniepokojony dłuższą nieobecnością przełożonego o. Kamil udał się na jego poszukiwanie. W miejscowym oddziale policji zabrano od zakonnika dokumenty i aresztowano go, powiadamiając, że przełożony nie żyje. Gdy po odbyciu aresztu o. Kamil upominał się o swoje dokumenty, zrzucono go z trzeciego piętra, zaś dozorcy rozkazano wywieźć nieprzytomnego zakonnika do pobliskiego lasu i tam go pogrzebać. Na szczęście stróż nie wykonał rozkazu, umieścił go w leśniczówce i pielęgnował aż franciszkanin odzyskał siły. Załatwił też mu nowe dokumenty. Po czym o. Kamil wyruszył do parafii w Rudzie Jaworskiej, gdzie uratował ciężko rannego dowódcę sowieckiego oddziału. Ten zaś w swoim czasie uprzedził o. Kamila o likwidacji niedalekiej wsi Zaczepice i przez to pomógł o. Kamilowi w ucieczce przed kolejnym aresztowaniem.
Doświadczenia te nie złamały w zakonniku wiary, wręcz przeciwnie – utwierdziły w przekonaniu o słuszności obranej drogi.
Praca w Wilnie
Kolejne miejsca pracy duszpasterskiej o. Kamila to – Lida i Wilno. Właśnie jego działalność w Wilnie przyczyniła się do tego, że kapłan został zesłany do łagru.
W końcu kwietnia 1945 roku został mianowany rektorem kościoła pw. Wniebowzięcia NMP w Wilnie. Potajemnie prowadził duszpasterstwo: organizował kółko ministrantów, był kapelanem harcerzy, prowadził Sodalicję Mariańską dla dziewcząt. Właśnie dla Sodalicji opracował broszurkę formacyjną pt. „Moja ulubiona książeczka".
Cały swój wolny czas poświęcał dzieciom i młodzieży, szykując ich do sakramentów świętych, organizując im pielgrzymki i wycieczki. Wśród młodych ludzi cieszył się wielkim autorytetem w dziedzinie moralności. Tą odważną pracą duszpasterską naraził się sowieckim władzom Litwy. W roku 1948 zamknięto franciszkański kościół, natomiast w 1949 roku o. Kamil został aresztowany i osadzony w więzieniu na Łukiszkach, gdzie podczas długich przesłuchań wybito mu zęby i okaleczono wzrok. Skazany został na 25 lat zsyłki.
Podczas długich i bolesnych przesłuchań zadziwia męstwo młodego kapłana, który, dyskutując ze śledczym, nie bał się głośno mówić o swoich przekonaniach i krytykować sowiecki system. Ojciec Kamil Wełymański został skazany do łagru dla szczególnie niebezpiecznych przestępców w Dżezkazganie w Kazachstanie.
Duszpasterstwo w łagrze
Obóz pracy w Dżezkazganie nie zdołał zniszczyć zapału i hartu ducha franciszkanina. Najwięcej o. Kamil pracował na budowie. I mimo tego, iż zabroniony był kontakt z innymi więźniami o. Kamil potrafił zorganizować duszpasterstwo – odprawiał Mszę św., spowiadał, odbywał długie rozmowy, organizował katolickie święta.
Świadectwem tego szczególnego przywiązania więźniów do kapłana jest album, który wykonał w roku 1956, a w którym znajdują się zdjęcia współwięźniów i ich podziękowania dla duszpasterza.
„Na pamiątkę Naszemu Kochanemu Duszpasterzowi i Dobroczyńcy, naprawdę mile spędzonych chwil w Jego towarzystwie i najcięższych chwilach naszego życia. Wpisuje Józef"; „Szanownemu księdzu Władysławowi Wełymańskiemu, w ciężkie i długie lata przebywania w „egipietskom plienu": czytający na pewno zrozumie. Jednemu z dostojniejszych moich duchowych przewodników. Człowiekowi twardej woli i krzepkiego ducha; zawsze i przed wszystkimi na czele i otwartym; zawsze wesołemu i umiejącemu wlewać radość w serca innych. Z gorącym uszanowaniem. W. Nowicki"; „Na pamiątkę miłemu ojcu z miejsca wspólnych cierpień z miłości do Chrystusa daruję. Iwan Matejko" – to tylko niektóre z wielu wpisów, świadczące o szacunku i miłości, jakimi darzyli współwięźniowie zakonnika.
Nie zapomnieli o. Kamila też wierni z Wilna, od których stale otrzymywał paczki żywnościowe lub z odzieżą oraz listy. Starano się też o jego wcześniejsze zwolnienie, niestety, bezskutecznie.
W parafii miednickiej
10 lat trwała tułaczka zakonnika po łagrach sowieckich. Na podstawie tzw. amnestii, w 1959 r. został zwolniony. Powrócił na Litwę, gdzie pracował w parafiach w Rudnikach i Jaszunach, skąd został wypędzony za nauczanie dzieci religii. Ostatecznie, w roku 1965 osiedlił się w Miednikach, parafii, która w czasach Litewskiej Republiki Sowieckiej obejmowała także okoliczne miejscowości Białorusi.
Miedniczanie najpierw nie wiedzieli, że ich proboszcz i duszpasterz jest zakonnikiem. Wspominają go jako dobrego duszpasterza, zatroskanego o zbawienie wieczne swoich owieczek, oraz dobrego gospodarza, który dbał o kościół. Wspominają, że był wymagający i konsekwentny, ale też wyrozumiały i współczujący.
– Gdy w latach 80. przyjechałem do Miednik, poznałem o. Kamila jako człowieka, który potrafił zrozumieć cierpienie innego człowieka. Sam doświadczył wiele zła w życiu, dlatego doskonale rozumiał ludzi doświadczonych przez los – podzielił się swoimi wspomnieniami Lech Leonowicz, mieszkaniec Miednik.
Z kolei Regina Stankiewicz, była mieszkanka miednickiej parafii wspomina, że to właśnie o. Kamil udzielił jej I Komunii św. i sakramentu pojednania.
– Pamiętam, że o. Kamil mówił piękne homilie. Jego kazania przemawiały do wiernych i poruszały ich serca. Natomiast z dzieciństwa wspominam, że kapłan ten bardzo lubił dzieci, częstował nas cukierkami. Natomiast, gdy szykował do I Komunii św., to w taki sposób dyktował katechizm, że wszyscy zdążyliśmy wszystko zanotować – opowiada pani Regina, podkreślając, że kapłan ten ożywiał wśród wiernych wiarę.
Z trumną do klasztoru
Wymowne są jego ostatnie lata życia. Po zwolnieniu z łagrów nie wyjechał do Polski, tylko wrócił na Litwę i, na ile pozwalały mu siły i sytuacja w kraju, starał się o zwrot franciszkańskiego kościoła. Na początku lat 90., gdy do Miednik przybyli franciszkanie z Polski, przekazał im parafię, sam zaś osiedlił się w Wilnie. 15 maja 1998 roku po podpisaniu dokumentu o przekazaniu świątyni zakonowi franciszkańskiemu, przed figurą Matki Bożej, zwanej Białą Panią, odśpiewał Magnificat oraz maryjną pieśń swego autorstwa. Odszedł do Pana w niespełna rok po odzyskaniu kościoła, w wieku 89 lat. Nie doczekał się rekonsekracji świątyni i wznowienia w niej odprawiania nabożeństw.
Jego ciało podczas pogrzebu zostało wystawione w kościele franciszkańskim. Gdy kondukt żałobny wyruszał z ciałem franciszkanina w ostatnią drogę, niosący trumnę zakonnicy weszli na próg klasztoru i zastukali nią trzy razy w drzwi. Było to takie symboliczne „stukanie" o swoje. Należy wierzyć, że teraz, po kilkunastu latach od owego stukania trumną o drzwi klasztoru, ten świątobliwy franciszkanin wymodli w Niebie łaskę zwrotu własności zakonowi. Pochowany został o. Kamil na cmentarzu w Kalwarii Wileńskiej. Do ostatnich dni swego życia był człowiekiem głębokiej wiary, niezachwianej nadziei i wielkiej miłości.
Opr. Teresa Worobiej
(Na podstawie: Marek Adam Dettlaff, O. Kamil Władysław Wielemański – więzień łagru Dżezkazgan-Rudnik w Kazachstanie, w: Studia Franciscana Lithuanica / 3. Pranciškonai Lietuvoje XX a.)
Fot. Archiwum franciszkanów w Wilnie
Rota