Odnosząc się do niedzielnej Ewangelii Franciszek mówił o trosce o rzeczy ostateczne, które nie przemijają. Przypomniał, że tym, co nigdy nie przeminie jest „żywy Bóg, nieskończenie wspanialszy od wszelkiej świątyni, jaką mu wybudujemy, i człowiek, nasz bliźni, który jest wart więcej niż wszystkie informacje świata”. Papież wskazał, że aby uchwycić to, co jest ważne w życiu musimy wystrzegać się tych, którzy podsycają lęk przed innymi i przed przyszłością i chcą nas zwieść pokusą poznania wszystkiego i natychmiast.
„Jeśli gonimy za natychmiast, to zapominamy o tym, co trwa na zawsze: to uganiamy się za obłokami, które przemijają i tracimy z oczu niebo. Pociągnięci najnowszą wrzawą nie znajdujemy już czasu dla Boga i brata, który mieszka w pobliżu. Jakże to dzisiaj prawdziwe! W manii zabiegania, zdobycia wszystkiego i to natychmiast irytuje ten, kto zostaje z tyłu – mówił Franciszek. – I jest osądzany jako odrzucony: ileż osób starszych, nienarodzonych, niepełnosprawnych, ubogich jest uważanych za bezużyteczne. Spieszymy się, nie martwiąc się, że dystanse się pogłębiają, że chciwość nielicznych powiększa ubóstwo wielu”.
Franciszek podkreślił, że Jezus jako antidotum na pośpiech proponuje wytrwałość, która jest „podążaniem naprzód każdego dnia, wpatrując się w to, co nie przemija: w Pana i bliźniego”. Papież przestrzegł przed podążaniem za fałszywymi prorokami, którzy przyjdą pod imieniem Jezusa i zachęcał, by uczyć się rozpoznawać prawdziwy głos Pana.
„Nie wystarcza etykieta „chrześcijanin” lub „katolik”, aby być z Jezusa. Trzeba mówić tym samym językiem, co Jezus, językiem miłości, językiem ty. Językiem Jezusa mówi nie ten, kto rozwodzi się nad ja, ale kto porzuca swoje ja – mówił Ojciec Święty. – A jednak, ileż razy, nawet czyniąc dobro, panuje obłuda ego: czynię dobro, aby uważano mnie za dobrego; daję, ale aby z kolei otrzymywać; pomagam, ale by przyciągnąć ku sobie przyjaźń tej ważnej osoby. Tak mówi język ego. Z drugiej strony Słowo Boże pobudza do „miłości bez obłudy!”, aby dawać tym, którzy nie mogą się odwdzięczyć, aby służyć nie szukając zapłaty i wzajemności. Możemy zatem zadać sobie pytanie: „Czy pomagam komuś, od kogo nie będę mógł otrzymać? Czy ja, chrześcijanin, mam przynajmniej jednego ubogiego za przyjaciela?”.
Franciszek podkreślił, że ubodzy są cenni w oczach Boga, ponieważ nie mówią językiem ego: nie utrzymują się samodzielnie, własnymi siłami, potrzebują ludzi, którzy wezmą ich za rękę. „Przypominają nam, że w ten sposób żyje się Ewangelią, jak żebracy zwracający się do Boga. Obecność ubogich przywraca nas do atmosfery Ewangelii, gdzie błogosławionymi są ubodzy w duchu” – mówił Ojciec Święty.
„Zatem zamiast odczuwać poirytowanie, gdy słyszymy, jak pukają do naszych drzwi, możemy przyjąć ich wołanie o pomoc, jako wezwanie do porzucenia naszego ego, aby przyjąć ich z takim samym spojrzeniem miłości, jakie ma dla nich Bóg – mówił Franciszek. – Jakże byłoby wspaniale, gdyby ubodzy zajmowali w naszym sercu miejsce, jakie mają w sercu Boga! Przebywając z ubogimi, służąc ubogim, uczymy się gustów Jezusa, rozumiemy, co zostaje, a co przemija”.
Na zakończenie homilii Franciszek przypomniał, że rzeczą, która pozostanie na zawsze jest miłość, ponieważ Bóg jest miłością, a człowiek ubogi proszący o moją miłość prowadzi mnie prosto do Niego.
„Ubodzy ułatwiają nam dostęp do Nieba: to dlatego wiara ludu Bożego postrzegała ich jako odźwiernych Nieba – mówił Papież. – Już teraz są naszym skarbem, skarbem Kościoła. Istotnie odsłaniają nam bogactwo, które się nigdy nie starzeje, to, które łączy ziemię z Niebem i dla którego naprawdę warto żyć: miłość”.
Na podst. „Radio Watykańskie”