KRZYSZTOF TADEJ: – Jaki był Ojciec Pio? Co go charakteryzowało w codziennym życiu?
O. MARCIANO MORRA OFMCap: – Trzeba odróżnić zachowania Ojca Pio, gdy spowiadał i odprawiał w kościele Msze św., od tych, gdy przebywał wewnątrz klasztoru. W kościele był przeniknięty tajemnicą miejsca kultu. Ale nieraz też krzyczał.
– Krzyczał?
– Tak się działo, gdy widział fanatyzm ludzi, np. wychodził z zakrystii i szedł w głąb kościoła, żeby spowiadać. Kościół zawsze był wypełniony ludźmi. Ojciec Pio musiał przejść przez środek nawy, a było to jedyne miejsce, gdzie mogły z nim porozmawiać kobiety. Wówczas wszyscy wstawali z miejsc – jedni chcieli go dotknąć, inni coś powiedzieć, o coś zapytać. Niektórzy się przepychali i powstawało zamieszanie. Ojciec Pio krzyczał: „To pogaństwo! Jesteście poganami!”.
– Słusznie. Kościół to nie bazar.
– Jezus brał bicz i wypędzał kupców ze świątyni. Podobnie czynił Ojciec Pio, który bronił praw Boga w tym miejscu. Ale niektórzy mówili: „I to ma być święty!? Co to za święty, który w ten sposób wykrzykuje!?”. Uznawali, że takie zachowanie jest niedopuszczalne.
– A jak zachowywał się Ojciec Pio w klasztorze?
– Były chwile, gdy chorował i wtedy bardzo cierpiał w swojej celi. A gdy był zdrowy, to w codziennym życiu wyróżniały go uśmiech, radość i pogoda ducha. Jak ojcowie rozmawiali o czymś przy stole, on wtrącał jakiś żart i nagle wszyscy stawali się radośni. To było po prostu wspaniałe! Jednym żartem czy zdaniem potrafił poprawić atmosferę. A proszę zobaczyć, jak jest we współczesnych rodzinach. Często nikt się nie śmieje, nie potrafi żartować. Wszyscy są podenerwowani i dokądś biegną... Ojciec Pio swoim zachowaniem pokazywał, że trzeba dbać o pogodę ducha. Mimo że miał problemy i wiele cierpiał, to jednak zachowywał radość.
– Czy widział Ojciec jakiś konkretny cud, który wydarzył się dzięki Ojcu Pio?
– O tak, naturalnie. Opowiem o cudzie, który zdarzył się mojemu ojcu. To było w 1953 r., gdy nie byłem jeszcze kapłanem. Studiowałem teologię i jak co roku z klerykami przyjechaliśmy do San Giovanni Rotondo. Spędzaliśmy tu lato i pomagaliśmy w klasztorze. Wówczas dobrze poznałem Ojca Pio. Zobaczyłem, że jest bardzo dobrym, życzliwym człowiekiem. Byłem też pod wrażeniem jego głębokiej duchowości. W tym czasie dostałem z domu list, że mój chory ojciec, Giuseppe, został wypisany ze szpitala i że lekarze nie dają mu żadnej nadziei na przeżycie. Byłem smutny, zmartwiony. Poszedłem do gwardiana klasztoru. Spytałem, czy mogę sprowadzić umierającego ojca, żeby spotkał się z Ojcem Pio. Wyraził zgodę. Kiedy tata przyjechał, poszliśmy na obiad. Pamiętam, że jak wychodziliśmy z refektarza, wychodzili również Ojciec Pio, gwardian i może jeszcze dwóch, trzech innych ojców. Powiedziałem do Ojca Pio: „To mój chory tata. Lekarze w szpitalu powiedzieli, że nie ma już dla niego żadnej nadziei”. Ojciec Pio spojrzał na tatę. Po chwili lewą ręką chwycił go za klapę marynarki, a prawą zaczął uderzać go pięścią w klatkę piersiową.
– Uderzał go pięścią?
– Tak, dokładnie to robił. Po chwili stwierdził: „Kto powiedział, że jesteś chory? Masz się dobrze! Wszystko w porządku”. I dalej uderzał ojca. Wszyscy zaczęli się śmiać, a Ojciec Pio powiedział: „Do widzenia”, i odszedł. Finał był taki, że ojciec nie umarł, żył jeszcze 15 lat! Kiedyś zapytałem tatę, jak zapamiętał to spotkanie. Odpowiedział: „Ojciec Pio naprawdę mnie uderzał. Nie udawał. Ale wyzdrowiałem!”. Obaj wiedzieliśmy, że było to bolesne nie tylko dla mojego taty, ale również dla Ojca Pio, który miał na rękach stygmaty i za każdym razem, gdy kogoś dotykał, ogromnie cierpiał.
– Którą z rozmów z Ojcem Pio zapamiętał Ojciec szczególnie?
– Nie było schematycznych rozmów. Każda była inna, spontaniczna. Tak było, gdy chodziliśmy po ogrodzie w czasie rekreacji, gdy byliśmy na tarasie czy rozmawialiśmy przy stole. Rozmawiało się o wszystkim – np. o polityce, o sporcie.
– Ojciec Pio interesował się sportem?
– Zdarzało się, że do San Giovanni Rotondo przyjeżdżali słynni kolarze albo drużyny piłkarskie, np. Juventus F.C. Wtedy nawiązywaliśmy do tego w czasie naszych spotkań. Kiedyś np. miał przyjechać A.C. Milan i jeden z ojców, który był kibicem tej drużyny, chciał, żeby Ojciec Pio ich przyjął. Ale on nie był zbyt chętny. Podkreślał, że jest związany z Foggią.
– Czyli drużyną piłkarską, która grała w pobliskim mieście o tej samej nazwie...
– Foggia to drużyna, której zawsze kibicowaliśmy! Grała wówczas w Serie A i Milan przyjechał, żeby rozegrać z nią mecz. Przy stole zadaliśmy Ojcu Pio pytanie: „Kto wygra? Milan czy Foggia?”. Odpowiedział: „Wszyscy wygrają. Wygrają te dwie drużyny!”. Nikt z nas nie zrozumiał tego, co mówił. Ale co się okazało? Mecz wygrała Foggia, a Milan zwyciężył w klasyfikacji generalnej i został mistrzem Włoch. Ojciec Pio miał rację!
– Czy Ojciec Pio miał jakieś wady?
– Może tak jak wielu z nas, zakonników, był trochę marudą? (śmiech) Kiedyś powiedział, że jeśli bracia trochę nie ponarzekają, to nie są zakonnikami z prawdziwego zdarzenia!
Jeśli w jakiejś sytuacji wychodziło coś, co można nazwać wadą, to od razu reagował. Do Ojca Pio przychodziło tysiące listów. Były przynoszone w workach do klasztoru. Ojciec Pio osobiście czytał tylko kilka z nich, a my, to znaczy pięciu, a nieraz ośmiu ojców, czytaliśmy je w jego imieniu. Po przeczytaniu przygotowywaliśmy odpowiedzi. Jeśli była jakaś wyjątkowa sprawa, to szliśmy do Ojca Pio i pytaliśmy, co odpowiedzieć. Gdy odpowiedzi były przygotowane, korespondencja trafiała do Ojca Pio i on ją błogosławił. Dopiero po tym listy były wysyłane. Pewnego wieczoru Ojciec Pio wrócił do celi bardzo zmęczony. Towarzyszył mu o. Pellegrino. W tym czasie przyszedł młody zakonnik – o. Gian Battista. Miał jakiś list w ręku i zaczął o nim opowiadać. Ojciec Pio na to: „Jestem zmęczony i nie chcę teraz nikomu odpowiadać”. O. Gian też był zmęczony i zdenerwowany. Odpowiedział w tym samym tonie coś w stylu: „List jest zaadresowany do Ojca i jak Ojciec nie chce, to niech nie odpowiada!”. Zostawił list i sobie poszedł. Ojcu Pio zrobiło się przykro. Po chwili poprosił o. Pellegrina: „Idź, zawołaj o. Giana”. Minęło trochę czasu i obaj się pojawili. Ojciec Pio, gdy zobaczył o. Giana, powiedział: „Popełniłem błąd i proszę cię o wybaczenie”. Taki był. Gdy pojawiało się coś niestosownego, natychmiast reagował. Choć w tej sytuacji... To przecież on był dużo starszy i można się zastanawiać, kto kogo powinien przeprosić.
– Czy gdy żył Ojciec Pio, wszyscy zakonnicy byli nim zachwyceni?
– Z tym bywało różnie. Ojcowie przechodzili pewną ewolucję w stosunku do Ojca Pio. W pierwszych latach zawsze go bronili. Natomiast w latach 1955-68 niektórzy nieco się wobec niego zdystansowali. Dlaczego? Do San Giovanni Rotondo przyjechał ks. Carlo Maccari.
– Wizytator. Miał zbadać plotki i pomówienia związane z Ojcem Pio.
– Kiedy przyjechał, niektórzy nabrali wątpliwości. Zaczęto podważać świętość Ojca Pio. Ale pod koniec tego śledztwa i po jego zakończeniu ci, którzy wyrażali krytyczne zdania, wycofali się ze swoich zeznań. Zaprzeczyli temu, co powiedzieli wcześniej.
– Ile godzin dziennie spowiadał Ojciec Pio?
– Kiedy był młody, to spowiadał nawet 16 godzin! A później, już w starszym wieku, ok. 10 godzin. Jak wychodził z konfesjonału, był wykończony. Stojące wokół kobiety nie dawały mu jednak spokoju – ciągle coś mówiły, o coś pytały, chciały go dotykać. Reagował spontanicznie: „Zostawcie mnie w spokoju!”. To wynikało z ogromnego zmęczenia. Spowiadać przez 16 godzin?! Tak długo! To przecież bardzo trudne!
– Czy Ojciec spowiadał się u Ojca Pio?
– Tak, ale z tym spowiadaniem bywało różnie. Po wojnie, jeszcze zanim poszliśmy z kolegami z seminarium do nowicjatu, przyjechaliśmy do San Giovanni Rotondo. Mieliśmy po 15 lat. Spędziliśmy wspaniałe 2 tygodnie. Któregoś dnia nasz przełożony poprosił Ojca Pio, żeby nas wyspowiadał. Ale Ojciec Pio odpowiedział: „Nie”. W następnych dniach także odpowiadał krótko: „Nie”. W końcu zapytano Ojca Pio, dlaczego nie chce nas wyspowiadać. Odpowiedział: „Przecież to dzieciaki! Jakie grzechy oni mogli popełnić?! Spowiadam ludzi, którzy przyjeżdżają z wielu stron i są wielkimi grzesznikami”.
Później, gdy spowiadałem się u Ojca Pio, było to naprawdę ogromne przeżycie. Na zakończenie spowiedzi kapłan, udzielając rozgrzeszenia, mówi: „I ja odpuszczam tobie grzechy w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”. Widziałem, że Ojciec Pio, jak dawał rozgrzeszenie, to cierpiał. Podnosił drżącą rękę i bardzo wolno wypowiadał słowa: „I ja odpuszczam tobie grzechy w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”. Widziałem wtedy jego cierpienie. Wyglądało, jakby brał na siebie pokutę za nasze grzechy.
Muszę dodać, że Ojciec Pio wstawał bardzo wcześnie. Jak chciałem się u niego wyspowiadać, to szedłem do konfesjonału już o 3 w nocy. On siedział i modlił się. Wstawał godzinę wcześniej. Pamiętajmy, że od rana do wieczora był zajęty spowiadaniem, odprawianiem Mszy św. W swojej celi, po południu, przebywał krótko. Może 15-20 minut. Wracał wieczorem i był ogromnie zmęczony.
– Czy to prawda, że jeśli ludzie zapominali o swoich grzechach podczas spowiedzi lub nie chcieli o nich mówić, to Ojciec Pio im je przypominał? Czy tak było np., gdy Ojciec się spowiadał?
– Często się zdarzało, że ktoś nie mówił jakiegoś grzechu i Ojciec Pio odsyłał go z konfesjonału. „Idź sobie!” – mówił. Kiedyś pojawił się Giovanni di Prato. To był znany grzesznik. Kochał hazard i wiele kobiet. Miał firmę, która znajdowała się na granicy bankructwa. Chciał, żeby Ojciec Pio pomodlił się za jego firmę, bo był przekonany, że wtedy biznes nie upadnie. Przyszedł do konfesjonału, ale Ojciec Pio powiedział: „Idź precz!”. On nie ustępował: „Muszę się wyspowiadać!”. Na to Ojciec Pio: „Albo ty sobie pójdziesz, albo ja”. On nie odchodził, więc Ojciec Pio wstał i opuścił konfesjonał. Później sytuacja się powtarzała. Przyjeżdżał, podchodził do konfesjonału, a Ojciec Pio go wyganiał. Dlaczego tak się działo? Ojciec Pio patrzył na wnętrze tego człowieka i wiedział, że on nie chce zmienić swojego życia, a przyjechał tylko po to, żeby ratować firmę. Przecież celem spowiedzi nie jest ratowanie bankrutujących firm! Te wyrzucania z konfesjonału zmusiły jednak tego człowieka do refleksji nad życiem. Pewnego dnia powiedział: „No, teraz Ojciec musi mnie wreszcie wyspowiadać!”. Ojciec Pio popatrzył na niego i odrzekł: „Jak mogę cię wyspowiadać, jeśli nawet nie chodzisz w niedzielę do kościoła?”. „Dobrze, to już będę chodził na niedzielne Msze św.” – odpowiedział i pojechał. Wrócił po dwóch miesiącach. Powiedział, że ani razu nie opuścił niedzielnej Mszy św. Ale Ojciec Pio dopytywał: „O której godzinie byłeś na Mszy św.?”. Okazało się, że był z samego rana. Ojciec Pio mówił: „Giovanni, ludzie muszą cię zobaczyć, że chodzisz na Msze św.!”. „O nie! To już dla mnie za dużo, Ojcze!” – odpowiedział. Ale Ojciec Pio nie ustąpił. Dopiero gdy nastąpiło całkowite nawrócenie tego człowieka, Ojciec Pio zaczął go inaczej traktować. Mógł nawet wejść do celi Ojca Pio i trzymając pod rękę, sprowadzić go do kościoła. Tak ten dawny grzesznik stał się jedną z najbardziej zaufanych osób Ojca Pio.
– Czy zna Ojciec inne osoby, które nawróciły się pod wpływem rozmów z Ojcem Pio?
– O tak, wiele było takich nawróceń. Niektóre dotyczyły znanych osób. Opowiem o Emanuelu Brunatto.
– To – jak pisali niektórzy – najbardziej kontrowersyjna postać w otoczeniu Ojca Pio.
– Można stwierdzić, że był Rasputinem naszych czasów. Pochodził z rodziny chrześcijańskiej. Jego ojciec był wielkim czcicielem św. Jana Bosko. Jego bracia byli w porządku, ale on... Cóż... Niewiele dobrego można było o nim powiedzieć. W okresie dorastania uciekł z domu, a potem był ścigany przez policję wielu krajów... Miał jednak w kieszeni aż 5 paszportów, z którymi mógł się poruszać po całym świecie. I ten człowiek, poszukiwany przez policje kilku krajów, zorganizował w Neapolu pokaz mody z udziałem miejscowych władz i za zgodą króla Wiktora Emmanuela III! Niebywałe!
Kiedyś w gazecie przeczytał, że na półwyspie Gargano, w miejscowości San Giovanni Rotondo, mieszka zakonnik, który ma stygmaty. Ta informacja go zszokowała. Zdecydował się tutaj przyjechać, żeby porozmawiać z Ojcem Pio. Jechał pociągiem, ale zamiast w Foggii wysiadł w miejscowości San Severo. Tam nie było autobusu do San Giovanni Rotondo i musiał iść 27 km pieszo. Gdy wreszcie dotarł na plac przed kościołem, nie było tam żywej duszy. To były czasy, gdy wokół Ojca Pio nie było takiego szumu jak później. Emanuel Brunatto wszedł do kościoła i zobaczył Ojca Pio, który spowiadał. On też go zauważył, podniósł głowę i spojrzał na przybysza przenikliwie. Spojrzał tak, jakby zobaczył w jednej chwili całe jego wnętrze; wszystko to, co złego zrobił w życiu. Brunatto wyszedł z kościoła i zaczął płakać. Tak zaczęło się jego nawrócenie. Później wynajął pomieszczenie i spał na ziemi, żeby odbyć pokutę. Wkrótce zachorował na zapalenie płuc i Ojciec Pio spytał gwardiana klasztoru, czy można umieścić tego chorego człowieka w jednej z klasztornych cel. Uzyskał zgodę i tak ten nawrócony grzesznik trafił do klasztoru. Ojciec Pio stał się jego opiekunem i pielęgniarzem. Ponieważ Emanuel Brunatto znał dobrze język francuski, przełożony zaproponował, żeby został nauczycielem w seminarium. Tak też się stało, jednak do Stolicy Apostolskiej szybko dotarły plotki, że w klasztorze mieszka przestępca. Po jakimś czasie nadszedł dekret Świętego Oficjum, że musi zostać wyrzucony. Co zrobił wówczas Ojciec Pio? Wysłał Emanuela do swojego rodzinnego miasta, do Pietrelciny, żeby zamieszkał w jego rodzinnym domu. Dlaczego? Bo wiedział, że ten człowiek odbył pokutę, nawrócił się i trzeba mu pomóc. Oto jaki był Ojciec Pio.
Tygodnik Katolicki „Niedziela”
Komentarze
W tym roku przeżywamy 100. rocznicę otrzymania stygmatów i 50-lecie śmierci Ojca Pio. Jubileusz będzie świętowany w całym Kościele.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.