Zorganizowanie zajęć z malowania (pisania) ikony – to pomysł rektora kościoła pw. Wniebowzięcia NMP w Wilnie o. Marka Dettlaffa, który, czyniąc starania o zwrot klasztoru, układał plany zagospodarowania budynków.
– Pisanie ikony jest swoistym tworzeniem obrazu Boga nie tylko na desce, ale i w swoim sercu. Dlatego wierzę, że te zajęcia przyniosą wiele dobrego tym, którzy z nich korzystają – twierdzi o. Marek. Franciszkanin do współpracy zaprosił Eglė Jurevičė, matkę trojga dzieci, od 12 lat piszącą ikony. Jest ona związana z duszpasterstwem w kościele franciszkańskim, jest absolwentką wydziału sztuk pięknych na uniwersytecie pedagogicznym w Wilnie (obecnie Litewski Uniwersytet Edukologiczny).
Błogosławiony czas
W pierwszych zajęciach, które trwały w październiku, listopadzie i grudniu udział wzięło pięć kobiet. Spotykały się na 4-godzinnych lekcjach dwa razy tygodniowo, ogółem miały 16 zajęć. Niektóre z uczestniczek słyszały o możliwości udziału w terapii, więc z góry zarezerwowały na zajęcia czas, inne – zobaczyły ogłoszenie na drzwiach kościoła i postanowiły spróbować swoich sił, jeszcze inne – szukały wytchnienia od zabieganego trybu życia. Co ciekawe, że dla wszystkich była to duchowa przygoda, która, jak mówią, nauczyła ich pokory, modlitwy i wyciszenia.
– Osobiście uczestniczę w zajęciach plastycznych organizowanych w starostwie na Antokolu, więc mam do czynienia z malarstwem. Niemniej jednak ikonografia jest zupełnie czymś innym: wymaga potulności i podporządkowania się zasadom – w rozmowie z „Tygodnikiem” opowiadała Lonia Połonskaja. Namalowaną ikonę Chrystusa przechowa na razie u siebie, jej marzeniem jest stworzenie jeszcze jednej – ikony Matki Bożej. – Będę omodlać te ikony w domu, a z czasem oddam je swoim córkom – dzieliła się swoimi planami pani Lonia.
Co ciekawe, twórczy proces obejmował nie tylko pracę nad obrazem. Spotkaniom towarzyszyła modlitwa, bowiem, jak twierdzi Eglė, ikonograf powinien podczas malowania modlić się, prosząc Boga o natchnienie i powierzając Mu tych, którym będzie ona służyła w celach kultu. – Było ciężko: ręka nieprzyzwyczajona do pędzla, brak jakichkolwiek podstaw malowania, ale spotkania z ikonopisarstwem były czasem błogosławionym, kiedy Bóg leczył moje serce, wyciszał je i oczyszczał. Na pierwszych zajęciach łzy cisnęły mi się do oczu… – zwierzała się Regina Karpowicz, dyrektor Centrum Kultury i Duchowości, dodając, że podczas zajęć zanikało poczucie czasu, a cztery godziny mijały bardzo szybko.
Odnalezione powołanie
Przygoda Eglė z ikonografią zaczęła się dwanaście lat temu. Od dzieciństwa była zaangażowana w życie duszpasterskie w Kościele, a równolegle towarzyszyła jej sztuka. Dorastała na wileńskiej starówce, gdzie w swoim podwórku często widziała studentów i wykładowców Akademii Sztuk Pięknych. Jednym z ulubionych zajęć było obserwowanie, jak z białej kartki wynurza się obraz. W szkole uczęszczała do kółka plastycznego, potem do szkoły sztuk pięknych. Jednak, ku rozczarowaniu nauczycieli, nie poszła na studia do akademii, tylko na wydział sztuk pięknych na uniwersytecie pedagogicznym. Bo jej drugą pasją była praca z dziećmi i młodzieżą.
– W moim życiu był czas, gdy bardzo aktywnie działałam w duszpasterstwie kościelnym: grałam na gitarze w grupach modlitewnych, pracowałam z dziećmi, uczestniczyłam w różnych akcjach charytatywnych. Taka aktywność jest normalna dla okresu dorastania, ale z biegiem lat zaczęłam szukać czegoś konkretnego, stabilnego. W swojej twórczości zawsze interesowałam się sferą sacrum, nawet pracę licencjacką i magisterską poświęciłam tematyce aniołów w sztuce. Lecz potem przyszła pustka, swoiste rozczarowanie i pytanie: co dalej? Wzięłam udział w dniach skupienia, które prowadził jezuita Stasys Kazėnas. Podczas 10-dniowych rekolekcji przebiegających w zupełnej ciszy, usłyszałam w swoim sercu słowa: maluj ikony. Słowa te wywołały jednocześnie i szok (bo to takie nieoczekiwane) i błogosławieństwo (bo towarzyszył temu wewnętrzny pokój). Oddałam się Jezusowi i powiedziałam: „Panie, jeśli tego chcesz, to prowadź mnie”. I Bóg poprowadził: dał mi nauczyciela ikonografa z Połągi Mariusa Viluckasa i jego żonę Gabiję, którzy wprowadzili mnie w świat ikonografii – opowiada Eglė.
Ikonopisarz – prowadzony przez Boga
Marius Viluckas jest osobą niepełnosprawną, z porażeniem mózgowym, maluje m.in. dzięki pomocy żony. Od nich Eglė nauczyła się zarówno pisania ikony, jak i właściwego podejścia do pracy. Była ich pierwszą uczennicą.
– Znany prawosławny ikonograf ojciec Zenon powiadał: „Jeśli chcesz się nauczyć pisania ikon, musisz poświęcić temu 10 lat. Jeśli natomiast masz wykształcenie w dziedzinie sztuki, będzie ci potrzeba piętnastu lat”. Wyuczone standardy nie tylko nie pomagają, lecz przeszkadzają. Pisanie ikon wymaga podporządkowania i pokory. Zrozumiałam, że w ikonografii zawsze będę uczennicą, narzędziem w rękach Boga. To dla mnie największe szczęście i dar – tłumaczy Eglė, dodając, że ikonografia nie może być podstawowym źródłem utrzymania.
Po pierwszych lekcjach sztuki pisania ikon w Połądze, naukę kontynuowała w Wilnie. W tym czasie w stolicy przebywał włoski ikonopisarz bernardyn o. Carlo Bertagnin (obecnie mieszka we wspólnocie w Kretyndze), który organizował kursy z malowania ikon. O ikonach Eglė może opowiadać godzinami. Podkreśla, że jest to bardzo dawna sztuka w Kościele, sięgająca IV w. Niegdyś było to dzieło wyłącznie zakonników, którzy w ciszy swojej celi poświęcali się pracy ikonopisarstwa. Ikony należy wykonywać według przyjętych wzorów, metod i zasad, czyli podług kanonu. Kanon określa wszystkie zasady tworzenia obrazu: od przygotowania materiału (deski) po formę, treść kompozycji, sposób nakładania, rodzaj i symbolikę farby. Malarstwo ikonowe to swego rodzaju malowanie słowem. Ikonopisarz jest nie tyle malarzem, co teologiem, zaś przez obrazy przekazuje Ewangelię. Stąd istnieje takie pojęcie, jak pisanie ikony.
– Każdy szczegół w tym obrazie ma swoje znaczenie, dlatego w ikonografii nie ma wolności i improwizacji. Ikonografowie najpierw poznają dzieła dawnych mistrzów, „odczytują” przekazaną przez nich naukę Kościoła, uczą się tradycji przedstawiania. Wszystko jest im podane, wystarczy tylko nauczyć się i iść wyznaczoną drogą. Nie ma tu też nic przypadkowego: wszystko, zaczynając od linii i barwy, ma teologiczne znaczenie. W malarstwie ikonowym perspektywa często bywa odwrócona – punkt perspektywiczny znajduje się z przodu obrazu, co sprawia wrażenie, że linie zbliżają się do obserwatora i świat ikony zwraca się ku niemu. Np. twarz Jezusa na ikonie nie wyraża żadnych emocji: ani cierpienia, ani radości, gdyż On jest tu i teraz. Jego nos zawsze jest przedstawiany długi i cienki, co symbolizuje uniesienie do Boga. Wzrok jest zawsze zwrócony na odbiorcę, co jest zaproszeniem do osobowego obcowania z Bogiem, stulone i wąskie wargi (pozbawione zmysłowości: łakomstwa i namiętności) zapraszają do adoracji w ciszy – tłumaczy Eglė.
Praca i modlitwa
Pogodzić pasję malarską i życie rodzinne nie jest łatwo. Nieocenionym wsparciem jest dla niej mąż – Robert Jurewicz, który nie tylko troszczy się o utrzymanie rodziny, ale i wyręcza żonę, gdy ta sięga po pędzel i farby. Jej podstawową pracą jest szkoła, w której prowadzi lekcje plastyki. Jak twierdzi, urodzenie własnych dzieci (Benedykt (7 lat), Manuel (5 lat) i 2,5-letni Uriel) i urlop macierzyński dały jej czas na pisanie ikon.
– Całą moją pracę muszę dostosować do rytmu życia rodziny. Najstarszy syn poszedł do szkoły, a dwóch młodszych – to przedszkolaki, dlatego na malowanie wykorzystuję każdą wolną chwilę, np. gdy dzieci śpią, czy są w przedszkolu. To dość wymagające zadanie: tak zaplanować rodzinny czas, żeby znaleźć go na malowanie. Choć codzienność przynosi różne niespodzianki: ileż to garnków spaliłam malując ikony. Bywa, że przy jednym stole siedzimy we czwórkę: ja maluję ikony, chłopcy przynoszą kolorowanki i wszyscy razem pracujemy. Niemniej jednak ikonopisarstwo wymaga odizolowania się, skupienia, kontemplacji, dlatego muszę wynaleźć spokojny czas, żeby nikt mi nie przeszkadzał w pracy i modlitwie – opowiada Eglė, dodając, że zamówienia na ikony składają u niej często wspólnoty działające w różnych parafiach, rzadziej – pojedyncze osoby czy rodziny.
Nie prowadzi strony internetowej, nie reklamuje swojej działalności, bo nie chce, żeby to dzieło stało się biznesem. Niemniej jednak, gdy kończy jedną ikonę, zawsze znajduje się ktoś, kto składa zamówienie na kolejne dzieło.
Wszystko ma swoje znaczenie
Jeśli chodzi o „kuchnię”, to wszystko zaczyna się od przygotowania deski, które zamawia się u rzemieślników pracujących z odpowiednimi gatunkami drewna. Deska jest gładka, z jednej strony ma niewielkie wgłębienie, co jest odczytywane jako niebiańskie mieszkanie (dangiškoji buveinė). Pokrywa się ją klejem zajęczym, potem – bawełnianym materiałem, wreszcie gruntuje się gipsem, aż powierzchnia będzie mocna i gładka niczym kamień. Dopiero na tym maluje się ikonę, wykorzystując naturalne barwniki i jajeczną emulsję. Naturalne składniki obrazu – to także symbol: cała natura włącza się w oddawanie czci Bogu. Nakładanie farb na deskę – to, jak podkreśla Eglė, bardzo czasochłonny i długi proces, którego nie wolno przyśpieszać. Każde pociągnięcie pędzlem jest powtarzane po kilkadziesiąt razy i za każdym razem należy czekać, aż farba wyschnie.
– Ważnym elementem, rzucającym się w oczy, gdy się ogląda ikonę, jest złoto. To więcej niż tylko farba, to znak Królestwa Bożego, symbol boskości – zaznacza rozmówczyni. – Podobnie kolorystyka – każda barwa ma swoje znaczenie: czerwień tuniki Jezusa oznacza Jego królewskość, boskość, zaś niebieskość podkreśla Jego człowieczeństwo.
Podczas zajęć z ikonopisarstwa w klasztorze franciszkańskim Eglė starała się przekazać swoim pierwszym uczennicom jak najwięcej wiadomości. Zakończone ikony były poświęcone podczas Mszy św. 8 grudnia w uroczystość Niepokalanego Poczęcia NMP. Co ciekawe, ikonę święci się podczas Mszy św., w czasie nabożeństwa powinna ona znajdować się na ołtarzu, na którym kapłan celebruje Eucharystię. Nie kropi się obrazu wodą, tylko okadza się go, odmawiając przy tym specjalną modlitwę.
Pierwsza sesja zajęć z ikonoterapii u franciszkanów dobiegła końca. Teraz jest ogłaszany nabór do grupy na kolejne zajęcia, 8 stycznia – 2 marca, w poniedziałki i piątki o godz. 17.30.
Teresa Worobiej
Tygodnik Wileńszczyzny
Komentarze
To prawda. Kilka razy byłem obecny przy tworzeniu ikon i nieustannie była modlitwa i grała muzyka sakralna
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.