Wypadałoby wyjaśnić, na czym polega proces beatyfikacyjny i jaką rolę w tym pełni postulator?
Postulator – jak sama nazwa wskazuje – postuluje, czyli zabiega o beatyfikację jakiegoś sługi Bożego. Zanim Kościół ogłosi kogoś świętym lub błogosławionym, powinien się przekonać, że człowiek, którego podaje jako przykład wiernym, taki jest. Dlatego w Kościele katolickim procesy beatyfikacyjne czy kanonizacyjne są bardzo długie i skrupulatne. Np. u naszych braci prawosławnych jest nieco inaczej: też ogłaszają świętych, ale droga do tego jest krótsza i szybsza.
Postulatora ustanawia biskup ordynariusz miejsca, w którym zmarł lub był zabity kandydat na ołtarze. Głównym zadaniem postulatora jest zebranie informacji o życiu sługi Bożego i opinii o jego świętości. Następnie biskup przedstawia te argumenty do Watykanu, który, nie znajdując żadnych przeciwwskazań do rozpoczęcia gromadzenia materiału dowodowego na temat heroiczności życia lub męczeństwa wydaje nihil obstat. Jest to dokument, po otrzymaniu którego biskup może rozpocząć proces na etapie diecezjalnym. W tym czasie zbierane są materiały dotyczące życia kandydata, przesłuchiwani są świadkowie, powołuje się specjalne komisje historyków i teologów. W tym czasie kandydatowi przysługuje tytuł sługi Bożego. Po zakończeniu procesu na etapie diecezjalnym cały materiał jest wysyłany do Watykanu. Dalej – już na etapie rzymskim – nad dokumentami pracuje postulator i wyznaczony przez Kongregację Spraw Kanonizacyjnych relator.
Jak się stało, że akurat ksiądz został postulatorem procesu beatyfikacyjnego biskupa Teofila Matulionisa?
Pisałem w Rzymie doktorat z prawa kanonicznego i tam poznałem abp. Jonasa Bulaitisa, który się wcześniej zajmował procesem beatyfikacyjnym bp. Matulionisa. Kiedy abp Bulaitis zmarł, mój ordynariusz bp Juozas Matulaitis poprosił, żebym dalej poprowadził tę sprawę. Będąc kapłanem diecezji koszedarskiej znałem postać biskupa Teofila Matulionisa, ale nie zgłębiałem jego działalności, zbytnio się nie interesowałem…
Postulatora można porównać do doktoranta, który ma promotora, a ten będzie prowadził go do doktoratu, pomoże dobrze opracować podjęty temat. Kimś takim, jak promotor przy doktoracie, jest dla postulatora relator w procesie beatyfikacyjnym sługi Bożego. W Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych pracuje aktualnie 5 relatorów: Hiszpan, Hindus, dwóch Włochów i Polak. Wszystkie sprawy beatyfikacyjne i kanonizacyjne, jakie dokonują się w całym Kościele, przechodzą przez biurko jednego z nich. Ja miałem to szczęście, że moim relatorem był Polak, franciszkanin o. prof. Zdzisław Kijas. Jest to człowiek, który dobrze się orientuje w historii krajów Europy Środkowo-Wschodniej, zna ciernistą drogę naszego Kościoła. Pochodzi on z kraju bliskiego nam mentalnie i który doświadczył podobnych prześladowań. Radził mi, co mam dodać, w jaki sposób ująć tę lub inną kwestię. Jestem mu bardzo wdzięczny za to, że wspólnie udało się dokończyć prace w procesie beatyfikacyjnym. Zresztą praca postulatora tzw. Positio tym się różni od pracy doktorskiej, że nie możesz uczestniczyć w jej rozpatrywaniu i obronić tego, co napisałeś. Pisać trzeba bardzo skrupulatnie, szczegółowo i klarownie. Czytają to bowiem biskupi i kardynałowie, którzy tylko powierzchownie są zorientowani, na jakie prześladowania był narażony Kościół na Litwie za władzy sowieckiej. Trzeba się pogodzić, że nawet najmocniejsi historycy wszystkiego mogą nie wiedzieć o naszym kraju.
Ile czasu trwał i na czym polegał proces beatyfikacyjny bp. Teofila Matulionisa?
Na etapie diecezjalnym to były lata 1990-2008; etap rzymski zajął od roku 2008 do roku 2018. W roku 2010 zostałem postulatorem na etapie rzymskim. Przy pomocy o. prof. Zdzisława Kijasa rozpocząłem pisanie Positio super martyrio. Ogłoszenie świętym lub błogosławionym – to nie jest wyłącznie zebranie wszystkich materiałów i przedstawienie ich w Watykanie. Dokumentacja watykańska określa bardzo konkretnie tematy, które trzeba przedstawić w sposób naukowy, obiektywny i autentyczny. Na przykład, jeśli chodzi o męczennika, to pierwszą rzeczą, którą powinien zrobić postulator, będący swoistym adwokatem sprawy, to przedstawić dwa konteksty: jeden – bliski kandydatowi na ołtarze; drugi – współczesny, czyli ten, kiedy zostanie ogłoszony świętym. Watykan chce się przekonać, że wszystkie zabiegi, czynione w związku z beatyfikacją (podania, procesy, zbieranie informacji) nie są daremne, że ludziom to jest potrzebne. Bardzo ważny aspekt – pobożność, przywiązanie wiernych do kandydata. W historii spraw beatyfikacyjnych są znane przypadki, gdy brakowało bardzo ważnych dokumentów, ale przywiązanie wiernych do kandydata na ołtarze było tak wielkie, że Watykan nie mógł zostawić tej sprawy. To jest tzw. vox populi (łac. głos ludu). Powiedziałbym, że te rzeczy są decydujące…
Wspomniał ksiądz o pobożności ludu, że proces beatyfikacyjny zaczyna się niejako oddolnie: od przywiązania wiernych do kandydata. Mam nieodparte wrażenie, że na Litwie przebiegało to wszystko w odwrotnym kierunku: wielu (jeśli nie większość) dowiedziało się o biskupie Matulionisie, gdy Kościół ogłosił jego beatyfikację.
Coś w tym jest… Niektórzy – z racji na podobieństwo nazwisk – mylili go z bł. Jerzym Matulewiczem. Daleko nie wszyscy mieszkańcy Koszedar wiedzieli, że w ich katedrze jest pochowany tak świątobliwy człowiek. Wielu świeckich, a nawet kapłanów, nie wierzyło, że może dojść do beatyfikacji. Ta niewiara była niczym mur. 7 lat pisania Positio – przedstawianie dokumentów w kontekście ówczesnej sytuacji Kościoła na Litwie – było proste: siadasz wieczorem i piszesz. Natomiast gdy trzeba było przedstawić przywiązanie wiernych do Matulionisa, wynikł problem.
Niemniej jednak to przywiązanie i pobożność istniały wśród wiernych?
W takich sprawach, jak ogłoszenie przez Kościół kogoś błogosławionym czy świętym, nie decyduje czynnik ludzki (na ile gorące i mocne jest przywiązanie do kandydata). Powinniśmy podkreślić, że to jest świadectwo Boże. Są tzw. znaki łaski, nieobowiązkowo cuda: swoiste dowody z Nieba, że dany człowiek cieszy się szczęściem wiecznym, przebywa z Bogiem, wstawia się za nami i za jego pośrednictwem można wyprosić łaski. W przypadku biskupa Matulionisa, to małe ziarenko pobożności wśród wiernych wzrastało i się rozwijało: znaleźli się ludzie, którzy zaświadczyli, że ich modlitwy zostały wysłuchane. Nie były to jakieś wielkie cuda, ale znaki Bożej interwencji w ich życiu. Ludzie, którzy poznali biskupa Teofila, zrozumieli, że był on bardzo wrażliwy na szerzący się na Litwie alkoholizm. Ważne dla niego były: jedność rodziny i obrona życia nienarodzonego. Wszystkie te sprawy są aktualne również dzisiaj: Kościół nie przestaje mówić o jedności małżeńskiej, obronie życia poczętego, szkodliwości uzależnień. Przecież śmierć nie zmienia człowieka, nie zmienia i świętego lub męczennika. To, co dla Matulionisa było ważne, gdy żył na ziemi, nie przestaje być ważne, gdy się przeniósł do wieczności. Właśnie na tych trzech sprawach są oparte świadectwa. Są ludzie, którym biskup Teofil pomógł zwalczyć uzależnienie od środków psychotropowych. Innym, za wstawiennictwem Matulionisa, udało się uchronić rodzinę przed rozbiciem. Młodzi ludzie wybierali życie – urodzenie dziecka. Obok tych świadectw, są przypadki odzyskania zdrowia.
Biskup Teofil Matulionis jest wynoszony na ołtarze jako męczennik, czyli do beatyfikacji nie jest wymagany cud za jego wstawiennictwem…
Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych zależy, aby zostały wyłuszczone następujące tematy: kontekst, męczeństwo materialne i formalne, duchowa strona sługi Bożego. 40 stron Positio zostało poświęconych ostatnim dniom życia bp. Matulionisa: agenci władz sowieckich przeszukali jego mieszkanie, potem podano mu niejasny zastrzyk, po którym nastąpiło pogorszenie zdrowia i śmierć. Były to metody pracy sowieckich agentów bezpieczeństwa: używanie środków medycznych w celu otrucia „wrogów narodu”.
Obok tego, gdy mówimy o męczeństwie Matulionisa, to zaczynamy od roku 1923, gdy był po raz pierwszy przez bolszewików aresztowany i więziony. Należało także przedstawić wszelkie dokumenty dotyczące sowieckiej okupacji naszego kraju i prześladowań po wojnie – jak odbywały się aresztowania, różne operacje władz dotyczące likwidacji i uśmierzania działalności kapłanów. Męczeństwo formalne – to opisanie, jak cierpienie zostało przyjęte przez samego męczennika, jak on się do tego odniósł. Męczennik nie może być tym, który sam prowokuje prześladowcę. Męczeństwo nie może być potraktowane jako samobójstwo: sam prowokuję zabójcę, gdy mogę uratować życie. Bardzo ważne w procesie jest ukazanie, że człowiek był świadomy tego, co może go spotkać. Bardzo się przydały wszystkie materiały, zgromadzone przez ówczesne władze: akta z przesłuchań i z inwigilacji biskupa. Z nich jasno wynika, jaki miał pogląd na komunizm i na ateizm, jakie były jego przekonania. W naszym wypadku najbardziej autentyczne i przekonujące były materiały spisane właśnie przez tych sadystów – ich raporty i doniesienia. Z nich jasno wynika przywiązanie biskupa do Kościoła, jedność z papieżem. W dokumentach tych widać, jak były opracowane struktury prześladowania duchowieństwa. Wyrysowuje się nam m.in. postać człowieka odważnego, który niejednokrotnie groził oprawcom, że ujawni, jak są traktowani ludzie w Związku Radzieckim.
W przypadku bp. Teofila udało się zebrać bardzo różnorodny materiał dotyczący praktykowanych przezeń cnót, właściwości jego charakteru, niezachwianej postawy życiowej, praktykowania nabożeństwa ku czci Najświętszego Serca Jezusowego, Adoracji Najświętszego Sakramentu, poglądów na kapłaństwo. Jego duchowe życie było bardzo różnorodne i głębokie.
I teraz Kościół stawia bp. Teofila Matulionisa za przykład współczesnym wiernym?
Święty czy też męczennik nie jest sportowcem lub uczestnikiem olimpiady – kiedy jako jeden z wielu otrzymuje medal. Celem świętości jest upodobnianie się do Chrystusa. Pod tym względem święci nie różnią się: w ich życiu dominuje Jezus. Nie myślmy, że Teofil Matulionis został wsadzony do pociągu, który zawiózł go do świętości. W szkole miał trudności z geometrią – musiał nawet powtarzać klasę. Długo był niezdecydowany co do wyboru życiowej drogi – podczas studiów w seminarium napisał podanie o zwolnienie i dopiero po 3 latach powrócił do grona alumnów. Gdy był już księdzem, bardzo długo słuchał spowiedzi, co złościło wiernych. Podczas posługi duszpasterskiej w Bikawie na Łotwie, przez miejscową arystokrację był źle przyjęty i nazywany wieśniakiem. Natomiast po upływie 40 lat, gdy odbywał areszt domowy w Birsztanach, pisał protesty, cytował konstytucję i tym samym w ślepą uliczkę zapędzał urzędników. Wcześniej wyświęcono go na kapłana, bo był słabego zdrowia. Wertując materiały dotyczące jego życia, często znajdziemy adnotację: nie jest zdatny do pracy fizycznej. Sowieckie łagry przeżyli nieliczni, a tymczasem Matulionis ze swoim słabym zdrowiem doczekał sędziwego wieku. Chcę przez to powiedzieć, że to nie Kościół czy papież czyni kogoś świętym, ci ludzie po prostu są święci. My zaś możemy ich odnaleźć, poznać albo – najzwyczajniej – zapomnieć. Nie tylko tych, którzy są w kanonie, ale też świętych naszych rodziców, nauczycieli, przyjaciół. Najważniejsze, byśmy wierzyli, że ludzie, którzy są wokół nas, mogą być święci. Błędne jest też myślenie, gdy świętość utożsamiamy z jakimś ciasnym pudłem, do którego – wbrew naszej woli – jesteśmy wpychani. A tymczasem chce się nam weselić, grać w komputer, korzystać z Facebooka… Powinniśmy pozostawać sobą i swoim życiem świadczyć o Chrystusie. Kardynał Angelo Amato, który ogłosi bp. Teofila błogosławionym, nieraz podkreślał, że świętość jest niczym rosa na kwiatach: na róży jest ona czerwona, na przylaszczce – niebieska, na hiacyncie – biała. Każdy ma swoją świętość. Najważniejsze, byśmy uwierzyli, że to jest możliwe w naszym życiu.
Rozmawiała Teresa Worobiej
Tygodnik Wileńszczyzny