Franciszek przyznaje, iż nigdy nie lubił podróżować. Nie spodziewał się też, że będzie to robił tak często jako Papież. Poczuł jednak konieczność odwiedzenia Lampedusy po zobaczeniu tragedii, jakiej doświadczają migranci próbujący przedostać się przez Morze Śródziemne. Później, w pewnym sensie, musiał pojechać do Rio de Janeiro na Światowy Dzień Młodzieży, gdyż zawsze Ojciec Święty jeździł na tę okazję. Zaczął przyjmować również inne zaproszenia. Po tylu podróżach widzi ich potrzebę, gdyż dają okazję do odwiedzenia i umacniana Kościołów lokalnych. Przyznał jednak, iż brakuje mu zawsze czasu na przygotowanie się do nich.
Zapytany o to, czy zmienił coś w typowym planie podróży papieskich, Franciszek odpowiedział: „niewiele”. I dodał: „spróbowałem wyeliminować całkowicie oficjalne obiady. To naturalne, że władze odwiedzanego kraju lub moi bracia biskupi pragną świętować z przybyłym gościem. Nie mam nic przeciwko przebywaniu razem przy stole. Pamiętajmy, iż Ewangelia jest pełna opowieści oraz świadectw, opisujących dokładnie takie sytuacje: pierwszy cud Jezusa nastąpił podczas uczty weselnej (…). Ale jeśli plan podróży, jak to prawie zawsze ma miejsce, wypełniają całkowicie różne spotkania, wolę jeść w sposób prosty i szybki”.
Ojciec Święty przyznał także, że docenia wyrozumiałość pracowników ochrony względem wprowadzonych przez niego zmian w sposobie wypełniania powierzonych im zadań – pragnie on bowiem zawsze posiadać bezpośredni dostęp do ludzi, co komplikuje wypełnianie obowiązków tym, którzy dbają o jego bezpieczeństwo.
Radio Watykańskie